Wstałam bardzo wcześnie. Nie mogłam spóźnić się na zajęcia z Transmutacji! Nie chciałam zawalić żadnego przedmiotu na samym początku. Wparowałam do łazienki i szybko założyłam szatę. Wychodząc z Dormitorium spotkałam Ginny, która właśnie zwijała się z łóżka.
- Lesie? Która godzina? - zapytała mnie pół-przytomna.
- Ósma - odpowiedziałam z zadowoleniem.- Lesie? Która godzina? - zapytała mnie pół-przytomna.
- Mamy zajęcia dopiero o dziewiątej trzydzieści - zauważyła patrząc się na mnie z widocznym zaskoczeniem.
- Wiem - odparłam dumnie.
- To czemu już jesteś gotowa? - zapytała podnosząc się już z łóżka.
- Idealna okazja, aby zrobić wrażenie na McGonagall - uśmiechnęłam się szeroko i opuściłam pomieszczenie. Szłam spokojnie przez długi korytarz, gdy nagle zza zakrętu wyłonił się jakże kochany Fred Weasley ze swoim bratem bliźniakiem Georgem. Spuściłam głowę i zakryłam twarz włosami z nadzieją, że mój aktualny wróg numer jeden mnie nie dostrzeże. Myliłam się.
- No cześć Leselie! - wyszczerzył się jeden z nich (naprawdę trudno ich odróżnić)
- Ta... hej - mruknęłam i próbowałam ich wyminąć, ale oni jak najbardziej próbowali mnie zatrzymać.
- Mogę przejść? - zapytałam nadal obrażona.
- Chodzi ci o ten kufer? Przeprosiłem! - droczył się Fred
- Może. Mogę już?! - nalegałam i znów próbowałam ich wyminąć.
- Oj Lesie, nie spiesz się tak - drażnił mnie coraz bardziej - Przyjmiesz te moje przeprosiny, czy nadal będziesz się tak boczyć? - zapytał wielce rozbawiony
- Ja?! Boczyć?! - warknęłam - Niech ci będzie...
- No i dobrze - poklepał mnie po ramieniu - Idziesz na śniadanie?
- Tak, ale wolę usiąść sama, - powiedziałam - bo boję się,że przy was "jakimś cudem" mleko na talerzu eksploduje - szeroko się uśmiechnęłam i ich (nareszcie sukcesywnie) wyminęłam. Znajdowałam się niedaleko Wielkiej Sali, więc szybko do niej weszłam i zajęłam wolne miejsce przy stole Gryfonów. Nalałam mleka do miski i wsypałam płatki. Niedługo później do sali weszły Ginny, Hermiona i Alex, które usiadły naprzeciwko mnie.
- Lesie, mam prośbę! - powiedziała błagalnym tonem Alex.
- Słucham - westchnęłam głęboko.
- Pójdziesz ze mną na zebranie Prefektów? Błagam! - prosiła dziewczyna. Wzięłam głęboki oddech. Czemu wszyscy dzisiaj czegoś ode mnie chcą?! Nie mogłam jej odmówić i się zgodziłam.
- Świetnie! Przyjdę po ciebie po lekcjach.
-**********-
Po lekcjach wybiła godzina spotkania Prefektów. Jakoś szczęśliwa nie byłam, ale musiałam to znieść. Weszłyśmy do sali od zaklęć, gdzie miało odbyć się zebranie. Usiadłyśmy na krzesłach obok jakiś Krukonów.
- Czy ja powinnam tu być? W końcu to zebranie prefektów - szepnęłam niepewnie do dziewczyny.
- Mogę zabierać ze sobą jedną osobę do pomocy - odpowiedziała poważnie Alex. Chyba za bardzo wczuła się w rolę, ale nie będę wnikać w jej zamiary i grę aktorską, bo to zawsze źle się kończy.
- Proszę już o ciszę! - zawołał pewien Ślizgon, stojąc na środku klasy - Od teraz to ja będę prowadził każde spotkanie i jeśli będziecie mieli jakieś pytania, to proszę, aby kierować je do mnie - uśmiechnął się chłopak. Nie był taki sam jak inni Ślizgoni. Miał niebieskie oczy oraz brązowe włosy. Większość dziewczyn ze spotkania nie odklejało od niego wzroku i chyba się tym razem nie dziwię.
- Z racji tego, że w tym roku odbywa się Turniej Trójmagiczny i są nowi uczniowie, będziemy musieli zwiększyć częstotliwość dyżurów. Chciałbym, żeby z każdego domu wybrano trzy osoby, które zostaną wydzielone przez prefekta do pełnienia tego obowiązku - powiedział czytając z kartki. W tej chwili Alex posłała do mnie złowieszczy uśmiech.
- Nie myśl sobie! - szepnęłam
- Już za późno - uśmiechnęła się szyderczo. Znowu głośno westchnęłam. Poniedziałek... jak ja nienawidzę poniedziałków.
- W sumie to na tyle. Podejdźcie do mnie zaraz, a rozdam wam regulaminy do wywieszenia w Pokojach Wspólnych - znowu się uśmiechnął.
Rozejrzałam się dookoła. Prawie wybuchnęłam śmiechem, gdy zobaczyłam wśród zebranych Draco Malfoy'a, który pomagał temu chłopakowi. Od kiedy on zrobił się taki miły? Po chwili Ślizgon podszedł do mnie i do Alex.
- Proszę - uśmiechnął się ciepło do dziewczyny i podał jej regulamin. Alex odwzajemniła się szybko - A tak w ogóle to jestem Akachi Rush - podał mi rękę nadal się uśmiechając.
- Leselie White - podałam mu rękę
- Alexandra Nore, ale mów do mnie Alex - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Dobra Ach, dosyć tych znajomości - warknął zza jego pleców Malfoy - Musimy iść już do McSzczotki - spojrzał na mnie złośliwie- My się już chyba znamy.
- Aż za bardzo - powiedziałam unikając jego spojrzenia. Odwróciłam się.
- Alex, proszę cię chodźmy już - ciągnęłam ją za rękaw od szaty.
- Lesie idź sama! Muszę jeszcze tu zostać. - odpowiedziała i kompletnie zignorowała. Nie zważając już na wszystko po prostu wyszłam i skierowałam się w stronę Pokoju Wspólnego.
-****************-
Obudziłam się w środku nocy czując ogromny ból na prawej ręce. Wstałam z łóżka, gdyż ból nie dawał mi zasnąć. Poszłam do łazienki i zaczęłam przemywać dłonie zimną wodą. Ból był tak ogromny, że oczy zaszły mi mgłą i ledwo cokolwiek widziałam. W pewnym momencie obraz zanikł. Widziałam tylko ciemność i prawdopodobnie zemdlałam. W tej sekundzie ból ustał, a ja nie widziałam nic i nic nie słyszałam. Ocknęłam się, gdy za oknem jeszcze było ciemno z bólem głowy, ale nie można go porównać w żadnym stopniu z odczuwanym wcześniej. Spojrzałam na rękę, którą przemywałam. To co zobaczyłam sparaliżowało mnie tak, że przez chwile zapomniałam jak się oddycha. Na mojej dłoni wycięty był napis:
"Nadchodzę"Nie wiedziałam co mam robić. Budzić Ginny? Alex? Bałam się. Jedyne co mi pozostało, to dowiedzenie się co nadchodzi. Może powinnam to zgłosić nauczycielowi? Komukolwiek! Martwię się, że mogliby zakazać mi gdziekolwiek wychodzić. Musisz być silna Lesie. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Dasz radę sama. Jeśli udało ci się uciekać przed Śmierciożercami, to teraz też dasz radę. Położyłam się z powrotem do łóżka i usnęłam. Obudziłam się dopiero o ósmej. Dziewczyn nie było już w łóżkach ani w Pokoju. Ubrałam się w szatę i wybiegłam na korytarz. Idąc do Wielkiej Sali poczułam, że mam mokre oczy. Przetarłam je kawałkiem szaty, ale zapewne i tak były czerwone. Korytarze były puste. ZASPAŁAM! Biegłam co raz szybciej. Udało mi się dobiec całej, ale zwróciłam na siebie uwagę wszystkich (znowu). Usiadłam szybko obok Ginny widząc minę Mistrza Eliksirów. Może mi się to zdawało, ale jego włosy były mniej tłuste niż zwykle. Masz już zwidy Lesie! Ehhh... wtedy przemowę zaczął Dumbledore.
- W celu wybrania uczestników postawiliśmy Czarę Ognia, do której możecie wrzucać swoje imiona i nazwiska. Przypominam, że mogą wziąć udział tylko osoby, które ukończyły siedemnaście lat. Zgłoszenia przyjmujemy do Halloween. Życzę miłego posiłku - zakończył, a uczniowie zaczęli jeść.
- Leselie... coś się stało? - zapytał przyglądając mi się Harry.
- No właśnie! Wyglądasz okropnie - stwierdził Ron za co mocno oberwał od Hermiony w głowę - AŁA! - wrzasnął. Popatrzyłam się na niego.
- Nie wiem. Chyba coś wpadło mi do oka i zaczęłam łzawić - tłumaczyłam zakrywając rękawem wycięcie. Harry i Ron nie odezwali się do mnie i zaczęli jeść. W pewnym momencie Alex zaczęła mnie szturchać.
- Co jest? - zapytałam
- Masz dzisiaj wieczorem pierwszy dyżur obok Czary - szepnęła dziewczyna
- Z kim?
- Nie będziesz zadowolona.
- No powiedz! - nalegałam
- Z Malfoy'em.
- Nie będę z nim dyżurowała! - prawie krzyknęłam, a Draco spojrzał się na nas.
- Gapi się teraz na nas! - szepnęła głośniej
- Niech się gapi, po to ma oczy - warknęłam
- To chyba nie był dobry pomysł ... - wtrąciła Ginny
- Nie może nikt za mnie pójść? - pytałam błagalnym tonem
- Nie - westchnęła Alex
- A, co jak nie pójdę?
- Osobiście cię zabiję - uśmiechnęła się złowieszczo
- Wybieram śmierć - powiedziałam i szybko wstałam obrażona od stołu - Idziecie ze mną zobaczyć Czarę? - zapytałam zmieniając ton na łagodniejszy. Dziewczyny spojrzały się na siebie
- Pewnie - odpowiedziała Ginevra i wszystkie trzy ruszyłyśmy. Na miejscu usiadłyśmy na ławce i przyglądałyśmy się zainteresowanym uczniom. Do sali wszedł właśnie Wiktor Krum i puścił kartkę do ognia Czary.
- Lesie doradź nam! - usłyszałam za sobą dwa takie same głosy i po paru sekundach miałam przed sobą dwóch bliźniaków.
- Czemu ja? - zapytałam zrezygnowana
- Skoro nie... - spojrzeli się na siebie i wrzucili karteczki do Czary Ognia.
- Co wam odwaliło? - krzyknęłam, a oni podeszli bliżej.
- Chcemy wziąć udział - odpowiedzieli bez emocji.
- Ale... to niebezpieczne! - powiedziałam zmartwionym tonem.
- Nie ufasz dwóm, najlepszym, najzabawniejszym i najodważniejszym bliźniakom w całym Hogwarcie? - zapytali dumnie
- Nie. - odpowiedziałam, a oni znowu się na siebie spojrzeli - Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia. Przynajmniej nie będę musiała wymyślać planu zemsty. - uśmiechnęłam się szeroko i wróciłam do rozmowy z przyjaciółkami. Wahałam się. Czy powiedzieć komukolwiek o... znaku? Co on mógłby oznaczać? Czy to mi zagraża?
"Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.Courage is to resist fear, mastery of fear - not absence of fear."
-----------------------------------
Ogólnie strasznie mi się nie podoba ten rozdział, ale nie chciałam pisać go od nowa (4h pracy).Mam nadzieję, że robi się on trochę ciekawy. Jeśli coś
się nie podoba to skomentuj. Naprawdę potrzebuję trochę krytyki. Do zobaczenia za rok. Happy New Year! :D