środa, 13 lipca 2016

Rozdział XVI "Przepraszam Cię"

Stojąc przed ogromnymi regałami z książkami, księgami i podręcznikami głęboko zastanawiałam się co mam tak naprawdę znaleźć. Zaczęłam od nazwiska. Czy Nanette mogła mieć coś wspólnego z rodem Blacków? Nic na ten temat nie znalazłam. Prawdopodobnie to tylko zbieżność nazwisk, nic wielkiego. Usiadłam na jednym z krzeseł. Nie pozostało mi nic innego, musiałam otworzyć książkę jeszcze raz, ale tym razem nie sama. Być może znalazłam już idealnego kandydata. Zamknęłam torbę na zatrzask i podeszłam do okna.
- No tak, Lesie. Nie na wszystko znajdziesz jakiś poradnik - zaśmiałam się pod nosem. Zauważyłam tłum uczniów zbliżających się do zamku. Zapewne pierwsze zadanie Turnieju Trójmagicznego dobiegło końcowi. Wyszłam z biblioteki i wyszłam na korytarz.

-*-
Dni w Hogwarcie mijały nieubłaganie. Mimo, że był dopiero listopad to Bal Bożonarodzeniowy został tematem przewodnim. Nauczyciele nie chcieli, abyśmy dowiedzieli się o nim nie wcześniej niż przed grudniem, lecz widocznie nie tylko uczniowie mają długie języki,bo wiadomość roznosiła się po szkole z prędkością  Nimbusa 2001. Pewnego czwartkowego wieczora przesiadywałam z Ursule (z racji tego, że Alex postanowiła dalej chodzić na zebrania z Akashi'm) na ławce niedaleko Zakazanego Lasu. W połowie naszej cudownej pogawędki, o tym jak pierwszoroczna krukonka    wylała na dziewczynę mleko, dostrzegłyśmy Kruma, który właśnie uprawiał wieczorny jogging.



 Wszystko byłoby w porządku, lecz tłum dziewczyn biegnących za nim sprawił, że czar prysł.
- Zaraz żygnę - stwierdziła zniesmaczonym tonem Francuzka. W jej oczach jednak dostrzegłam lekki połysk. Przeraziło mnie to.
- Blefujesz - machnęłam ręką.
- No coś ty! Ja i Wiktor Krum? - prychnęła śmiechem, odprowadzając wzrokiem Bułgara.
- A myślałam, że kręcą cię takie osiłki - westchnęłam droczliwie.
- Nic takiego nie powiedziałam! - broniła się.
- A jednak - klasnęłam w dłonie - Jest w twoim typie, przyznaj - wyszczerzyłam do niej zęby - Hę?
- Może... - przewróciła oczami.
Na te słowa sprzedałam jej kuksańca w bok i zaśmiałam się.
- Zaproś go na bal! - zaproponowałam, a w odpowiedzi usłyszałam tylko śmiech - Ja nie żartuję...
- Leselie! - pogłaskała mnie po głowie - Myślisz, że jakkolwiek zwróci na mnie uwagę? Niczym się nie wyróżniam, a poza tym takich jak ja jest tysiące - mówiła lekko zrezygnowana, ale nadal panowała nad emocjami. Podrapałam się po głowie.
- To nie prawda, że niczym się nie wyróżniasz! W końcu to ty reprezentujesz twoją szkołę w Turnieju Trójmagicznym. Tym bardziej mogę cię upewnić, że drugiej takiej Ursuli nie znajdziesz - poklepałam ją po plecach. Dziewczyna prychnęła pod nosem.
- Kto by pomyślał, że Leselie White potrafi wygłaszać mowy motywacyjne?
Zachichotałam wlepiając wzrok w odbijające się w wodzie słońce i zamknęłam oczy. Ach, tak. Pochwała i czucie się potrzebnym to najlepsze uczucie na świecie!
- Tak właściwie - zaczęła - to zostajesz tu na święta czy jedziesz do rodziny? - spytała beznamiętnie.
- Nie mam rodziny, zostaję - powiedziałam lekko, nie zdając sobie sprawy jak bardzo zakłopotałam Ursule.
- Przepraszam - powiedziała szybko - nie wiedziałam - posmutniała.
- Nie szkodzi, to nie twoja wina - uśmiechnęłam się słabo i wstałam z drewnianej ławki. Strzepałam z siebie kilka igieł.
 -*-
Był ostatni dzień listopada. Usiadłam obok jednego z okien w Pokoju Wspólnym. W mojej głowie nadal krzątała się myśl na temat biografii. Moje serce podpowiada mi, abym pozostawiła tą książkę w spokoju i oddała z powrotem Pani Pomfrey, zaś rozum twierdzi, że tym razem wiedza to jedyne rozwiązanie, dokładnie przypomina mi treść zagadki. Od tygodni nie rozmawiałam z Malfoy'em i mam wrażenie, że nie interesuje go już czy umrze albo nie. Są takie chwile, że zastanawiam co dzieje się w głowie takiego buca, lecz po dłuższej chwili stwierdzam, że to jedna wielka, czarna dziura. Pomimo wielkich wątpliwości sięgnęłam po pióro, atrament oraz kawałek pergaminu. Kto mógłby znać odpowiedź na pytanie jak nie sam członek rodziny Black'ów? Bez wahania zaczęłam pisać.

Drogi Syriuszu!
 Mam nadzieję. że u Ciebie wszystko dobrze oraz, że nie pakujesz się w żadne kłopoty! Ja, wraz z Harry'm, Hermioną i Weasley'ami, bardzo za tobą tęsknimy i mamy nadzieję, że wkrótce się zobaczymy. Niestety, w tym roku szkolnym, wszyscy zostajemy na Boże Narodzenie w Hogwarcie i spotkamy się dopiero w Wielkanoc.
 Piszę do Ciebie w dość ważnej sprawie. Na początku proszę Cię o dochowanie tajemnicy, ponieważ mogłabym wpakować się w ogromne kłopoty! Będąc niedawno u Pani Pomfrey zauważyłam na jednej z półek ciekawą książkę, która okazała się być bardzo zaskakująca. Chodzi mi o biografię niejakiej Nanette Marie Black. Czy wiesz coś o jej istnieniu? 
 Bardzo zależy mi na odpowiedzi! Jestem pewna, że nie była to tylko sterta papieru oprawiona w skórę i kryje się za tym jakaś tajemnica! 

Ściskam mocno 
      Leselie White 

Zamknęłam list w kopercie i podałam mojej sowie.
- Do Syriusza - szepnęłam rozglądając się po pokoju. Usiadłam na parapecie i obserwowałam białego puchacza znikającego za drzewami.
- Lesie - usłyszałam głos. Odkleiłam się od okna i spojrzałam za siebie. 
- Fred... - niemal szepnęłam. Dotarło do mnie, że chłopak mógł obserwować mnie od jakiegoś czasu i zaczerwieniłam się. 
- Wszystko w porządku? - krzywo na mnie spojrzał. Spuściłam głowę obserwując teraz moje stopy.
- Tak -  jęknęłam - Nie musisz się martwić, to nic takiego.
Przetarłam oczy i zerknęłam na twarz rudzielca. Był wyraźnie smutny, a obok niego nie krzątał się brat bliźniak. Nie był tak samo roześmiany jak zawsze, natomiast jego kąciki ust skierowane były w dół. Zaniepokojona złapałam go za rękaw i spojrzałam w oczy.
- Nie wyglądasz dobrze, gdzie jest George? - spytałam troskliwie.
- Siedzi u Angeliny. Poczułem się jak piąte koło u wozu i przyszedłem tutaj, a on nawet za mną nie pobiegł. Nie wiedziałem, że dziewczyna będzie kiedyś ważniejsza ode mnie - mówił chłodno, mrużąc oczy. To nie jest ten sam Fred, to nie on. Gdzie jest ten roześmiany Weasley?
- Tak bardzo cię to boli? - zapytałam niepewnie. 
- Zranił mnie, zawsze trzymaliśmy się razem, obiecaliśmy sobie - mówił rozzłoszczony. Usiadłam na kanapie wskazując chłopakowi miejsce na fotelu. 
- Byłeś kiedyś zakochany?
- Nie - rzucił po chwili zastanowienia.
- Nie martw się, Georgie się zakochał - uśmiechnęłam się słabo.
- To jest powód? - powiedział z przekąsem.
- Miłość jest trudna - westchnęłam zerkając na okno. Fred zaniemówił na dłuższą chwilę, lecz wyglądał już lepiej. 
- Sowa - powiedział cicho po chwili.
Wstałam pospiesznie z siedzenia i podbiegłam do okna. Niemalże wyrwałam sowie list i przeprosiłam ją szybko kilkoma głaśnięciami. Podekscytowana przyglądałam się ładnie zapakowanej kopercie.
- List miłosny? - usłyszałam cichy śmiech rudzielca. 
- Może - uśmiechnęłam się szeroko i pomknęłam w stronę dormitorium dziewcząt. Machnęłam Fredowi ręką na pożegnanie i weszłam do jednej z lazienek. Nie było tam nikogo, oprócz mnie i mojego odbicia w lustrze. Bez wahania wyciągnęłam list z koperty i rozpoczęłam ostrożne czytanie treśći.

Droga Leselie!
 Czuję się bardzo dobrze i także czekam na nasze spotkanie. Niesamowicie stęskniłem się za moim chrześniakiem! Mam nadzieję, że wy również jesteście zdrowi.
 Nie mogę zdradzić ci żadnych informacji na temat Nanette Marie Black, przykro mi. Radzę ci, a nawet rozkazuję oddać ją z powrotem, jednak możesz mi ufać, że nikt się o tym nie dowie. Ze względu na twoje bezpieczeństwo informacje na temat biografii zostaną dla Ciebie niewiadomą. Zapomnij o tym, proszę Cię. 
 Pamiętaj Leselie, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Przepraszam Cię, ale robię to dla twojego dobra. Mam nadzieję, że nie będziesz się na mnie gniewała. 

Do zobaczenia!
   Syriusz Black

Jeszcze raz, dokładnie przeczytałam, przeliterowałam każde słowo i nie mogłam uwierzyć, Momentalnie zrobiło mi się strasznie przykro. Po chwili wściekła zgniotłam list i podarłam na drobne kawałki. Wiedziałam teraz, że muszę do tego dojść sama i nie obejdzie się od paru złamanych zasad. W mojej głowie powoli układał się nowy plan.
- Muszę się dowiedzieć co się stało dalej - powiedziałam do siebie, wrzucając do kosza skrawki papieru.
__________
Wydaje mi się, że rozdział jest bardzo chaotyczny i skaczę od jednej sytuacji do drugiej, lecz nie chciałam rozwijać mniej znaczących wątków za bardzo. Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał i zachęcam do pozostawienia po sobie śladu w postaci komentarza! :) Do następnego! :*

czwartek, 7 kwietnia 2016

Hogwarcka Przerwa #2

Cześć! ♡
Przepraszam za to, że nie odzywałam się przez cały marzec, ale testy bardzo dużo mnie kosztowały i kosztują ;_;.
Mam nadzieję, że ktoś na mnie jeszcze czeka... No cóż. Miejmy nadzieję, aby wena szybko wróciła i wszystko było w końcu w normie.

środa, 9 marca 2016

Hogwarcka Przerwa #1 |

Cześć kochani! Przepraszam was, ale rozchorowałam się i nie byłam w stanie pisać, a teraz niestety mam za dużo na głowie. Treningi w nowym miejscu, sprawdziany, nauka, nakuka i jeszcze raz nauka. Przykro mi, ale muszę was na chwilę opuścić! :) Nie martwcie się, bo wrócę za niedługo! W komentarzu możecie zadawać pytania bądź na facebook'u! :*
See you! ♡

wtorek, 1 marca 2016

Rozdział XIII cz. I "Pierwsze zadanie"

Od tamtej pory Codie nie wydusił z siebie żadnego słowa na temat swojej matki. Nie chciałam zaczynać nawet tego tematu, bo widziałam jego przemęczone, czerwone oczy. Nie mógł spać po nocach i chodził mocno przybity. Tego dnia było tak samo, mimo że miało odbyć się pierwsze zadanie Turnieju. Szłam z Cod'em do namiotu, gdzie miał się dowiedzieć o pierwszym zadaniu. Trzymał w ręku butelkę wody, którą nerwowo pił oraz na głowie miał założony kaptur. Spojrzałam na niego kątem oka i wsadziłam dłonie do kieszeni.
- Martwię się o ciebie... - westchnęłam, skulając głowę w szalik. Chłopak upił kolejny łyk płynu, nie zwracając na mnie uwagi i szedł dalej. Wypuściłam głośno powietrze nosem - Dasz sobie radę? - spytałam tym razem patrząc na niego w całości. Zakręcił korek pustej już butelki i rzucił ją za siebie - Najwyżej umrę - powiedział obojętnie. W tym momencie coś we mnie pękło. Zalała mnie natychmiastowo nawałnica myśli, złych myśli. Znów doprowadziłam do tego, że mówi o śmierci! To nie działa na niego dobrze, nie teraz, gdy nadal nie wiem co jest z jego matką! Leselie, uspokój się, panuj nad sobą! Codie musi dać radę, a nawet musi, wierzysz w niego! Resztę drogi przebyliśmy w krępującym  milczeniu, które dawało sporo do myślenia. Doszliśmy do namiotu i weszliśmy do środka. Ukazało się przed nami przytulne miejsce z pełną ilością wody mineralnej, na którą Cod patrzył z wielką chęcią. Rozejrzał się w poszukiwaniu pozostałych zawodników, a ja oddaliłam się od niego na kilka kroków i usiadłam na drewnianej ławce, a zaraz obok mnie pojawiła się znana mi już wcześniej reprezentantka Beauxbatons.
- Cześć, Lizzy! - pomachała mi przed oczami Ursule.
- Leselie, jestem Leselie - poprawiłam ją zakładając rękawiczki.
- Mniejsza! - machnęła ręką - Nie mam pamięci do imion... -szepnęła łobuzersko.
- Jak tam? - spojrzałam jej w oczy - Nie stresujesz się? - spytałam troskliwie, a Francuzka parsknęła śmiechem.
- Stres to nie moja bajka - uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie jesteś jak inne dziewczyny z twojej szkoły... - stwierdziłam, opierając głowę o prawe ramię.
- Nie tylko ty mi to mówisz! - mrugnęła do mnie - Wody? - zapytała wyjmując butelkę z torby.
- Nie, dzięki - odmówiłam grzecznie, wstałam i otrzepałam się.
- Będę już lecieć... - podrapałam się po głowie, a Ursule machnęła mi ręką i poszła w głąb namiotu. Rozejrzałam się za krukonem, lecz zniknął gdzieś i moje poszukiwania poszły na marne. Zwróciłam się w stronę wyjścia i westchnęłam głęboko. Odsłoniłam materiał uchylając wyjście, gdy poczułam nagle czyjąś dłoń na swojej. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam twarz Codie'go. Uniosłam brwi i czekałam na dalszy obrót akcji. Przymrużył lekko oczy i zwęził usta.
- Przepraszam - powiedział cicho i przycisnął moje palce. Otwarłam lekko ze zdziwienia usta i posłałam mu pytające spojrzenie. Nie wiedziałam co się dzieje. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odszedł puszczając mnie i zostawiając przy wyjściu. Otrząsnęłam się i z lekkim, mimowolnym uśmiechem wyszłam z namiotu i poszłam na trybuny.
-*-
- Złoty Japoński! - usłyszałem wyjmując z woreczka miniaturowego, żywego smoka. Poczułem jak chodzi po mojej dłoni i bacznie się mi przygląda. ale nagle zabrano mi go i zakończono losowanie. Tak, smoki były pierwszym zadaniem, a dokładniej pokonanie ich. Musieliśmy zabrać im smocze, złote jajo, które jest podpowiedzią do następnego zadania. Rozejrzałem się. Zobaczyłem Ursule, która niecierpliwiła się i chodziła w kółko, a obok Krum'a, który jak zwykle trzymał kamienną twarz niezależnie od sytuacji. Wyjrzałem na trybuny, na których siedziała już Lesie. Zbierało się coraz więcej uczniów. Czekali oni tylko na rozrywkę, a tak naprawdę między nami toczy się walka na śmierć i życie. Przesadzam? Nie, ponieważ znam wartość słowa "życie" i "śmierć", aż za bardzo. Cały czas myślałem tylko o niej. Tak bardzo mi jej brakuje... Była jedynym oparciem i jako jedyna potrafiła wysłuchać. Jest jeszcze Leselie, ale nie ufam jej do końca. Co ja takiego narobiłem?! Wplątałem w swoje troski pierwszą lepszą dziewczynę! Znamy się ledwo miesiąc, a wiemy o sobie zbyt dużo, lecz ona sprawia, że moje myśli się plączą. Nie potrafię być na nią zły, a jak widzę, gdy jest smutna, to chciałbym jej pomóc. Nigdy nie wiem, co ona może myśleć, jaka jest naprawdę i czy nie jest fałszywa. Jesteś za bardzo naiwny, Cod. Rzuciłem kamieniem w dal i wróciłem do namiotu. Zabrałem ze stołu różdżkę i obejrzałem ją dookoła. Następnie upiłem łyk wody gazowanej i założyłem na głowę kaptur, dając porwać się myślom.
 -**-
Położyłam zmarznięte dłonie na jednej z drewnianych barier. Chłód malował mi coraz wyraźniejsze, czerwone rumieńce, a stopy zaczęły robić się lodowate. Kątem oka zauważyłam wchodzącą Ginny, która trzymała za sobą zaciśnięte kciuki. Stanęła obok mnie mówiąc krótkie "cześć". Najwyraźniej dziewczyna źle czuła się z wiadomością startowania Harry'ego i ja sama nie chciałabym do tego dopuścić, a grono nauczycielskie uważam za nienormalne. Nie za dużo kłopotów jak na tak młodego chłopaka? Mało? Mam ochotę wybuchnąć ze złości i zapłonąć niczym ognisko. Przesadzam... W mgnieniu oka ktoś ogłosił rozpoczęcie Turnieju Trójmagicznego i wyrządził albo krótkie przemówienie, albo ja przysnęłam zamyślając się. Zacisnęłam oczy i nie chciałam patrzeć na wpuszczanego smoka. Słysząc słowa "Bonette Michelle Ursule, łuskacz portugalski" otworzyłam odruchowo powieki z prędkością światła. Wszystko działo się za szybko! Dziewczyna żartobliwie ukłoniła się przed smokiem i ściskając różdżkę pobiegła ukryć się tymczasowo za skałą. Przyjrzała się bardzjej polu walki. Podziwiałam ją, bo potrafiła zachować spokój, a sama walka sprawiała jej przyjemność. Może to brzmi trochę nienormalnie, ale tak było. Wychyliła się lekko i ujrzała jajo, którego szukała. Wybiegła w ekspresowym tempie z kryjówki biegnąc szalenie przed siebie. Nagle zatrzymał ją wielki, gorący strumień ognia, który wydobywał się z nienawistej twarzy łuskacza. Odskoczyła daleko, jednak wybuch spowodował lekkie rany na nogach i dziewczyna biegła zdecydowanie wolniej, ale nie poddawała się. Próbowała obejść wroga z drugiej strony, ale zaraz dookoła niej pojawiła się żażąca bariera. Widziałam na jej twarzy, że zaczął malować się strach i bezsilność, bo co miała w tym momencie zrobić? O jeden mały krok za dużo, a zamieniłaby się w proch.
- Nie poddawaj się! - słyszano okrzyki pełne nadzieji. W pewnym momencie Ursule rzuciła pierwsze zaklęcie, które zalało barierę, a błyski z jej różdżki oddalały momentalnie smoka na większą odległość. Odzyskała pewność siebie. Krzyczała kolejne zaklęcia, odbijając ataki przeciwnika. Nagle jej różdżka upadła, a krwisto-czerwony ogień zalał ją od tyłu, tworząc bolące rany na jej plecach. Upadła. Zadrżałam z przerażenia.


- Dasz radę, dasz radę, dasz radę... - mówiłam sobie w myślach. Wszędzie słyszano motywujące krzyki, a pani Pomfrey złapała się z a głowę widząc jak dziewczyna cierpi. Ursuli poleciało kilka samowolnych łez, ale nie poddawała się. Sturlała się na drugi koniec skały i odzyskała różdżkę. Od smoczego jaja dzielił ją tylko metr. Smok odleciał dalej, a dziewczyna miała coraz większe szanse na wygranie z nim walki. Skoczyła ostatkami sił, unikając ostatniego ataku, i złapała zakrwawioną, poranioną dłonią za jajo i wygrywając tym z łuskaczem portugalskim. Uniosła je lekko do góry, słabo się uśmiechając. Dookoła rozniosły się wiwaty i oklaski. Z pomocą kilku opiekunów Bonette zeszła do namiotu, a osłabionegk smoka zamknięto z powrotem do klatki. Odetchnęłam z ulgą. Nadal nie potrafiłam pozbierać myśli. Czekały mnie kolejne obawy, ponieważ jego kolej zbliżała się wielkimi krokami. Martwię się.
-***-
Witam w pierwszej części trzynastego rozdziału :) Za dużo miałam w tym tygodniu na głowie, żeby napisać całość, ale myślę, że efekt jest całkiem zadowalający. Pierwsze zadanie i pierwsza narracja Cod'em. Szczerzę mówiąc, to bardzo się poświęciłam tej części, bo pisałam ją w połowie na telefonie schowana pomiędzy regałami w bibliotece, ale ciii xd Mam nadzieję, że się podoba :3
Komentujcie!

piątek, 26 lutego 2016

Rozdział XII "Rozpacz, ból i cierpienie"

Podeszłam do miejsca Pokoju Życzeń, a przede mną pojawiły się drewniane drzwi. Wzięłam dwa głębokie wdechy i pociągnęłam za metalową klamkę. Zamknęłam oczy i nie otwierałam ich dopóki zamknęłam drzwi. Spojrzałam na niego. Był strasznie zmartwiony i zamyślony, bo nie zauważył jak wchodzę. Patrzył się znowu nienawistnie za okno, jakby chciał zamordować coś na zewnątrz. Chciałam tak stać i nie odzywać się, aby on sam wreszcie się zorientował, ale szybko zdradziłam się, gdy usiadłam na fotelu. Cały pokój wyglądał jak bardzo stary salon, a jego meble były zakurzone i niemodne. Zerknął na mnie przez ramie i się obrócił. - Jednak jesteś... - uniósł brwi.
- Zdziwiony? - spytałam ironicznie, robiąc tą samą minę co on - Malfoy, teraz nie czas na monologi! Chcę, żebyś powiedział mi dlaczego tu jestem - powiedziałam spokojnie. Draco zmarszczył czoło i podszedł bliżej. Zlustrował mnie dokładnie wzrokiem, co trochę mnie krępowało, a następnie złapał mocno za moją rękę i odsłonił znak.
- Mógłbyś poprosić?!-szarpałam się z nim chwile, ale on nie dawał za wygraną.
- Tobie też się zmienił - szepnął - Czego znowu! -puścił moją rękę i walnął mocno pięścią w ścianę.
- Wiesz co to może oznaczać? -zapytałam zbita z tropu. Nie wiedziałam co mam w tym momencie myśleć, a zatem palnęłam kilka głupstw.
- Wiedza jest jedynym rozwiązaniem - zacytował treść zagadki - Jedno jest pewne... - stwierdził.
- Co takiego? - spytałam z nadzieją, że coś wie lecz czego mogłam się spodziewać?
- Wiedza nie jest związana z tobą - uśmiechnął się łobuzersko, a ja spiorunowałam go wzrokiem.
- Za bardzo ci do śmiechu - stwierdziłam drapiąc się po policzku - Jesteśmy w poważnym zagrożeniu, a ty sobie żartujesz - westchnęłam.
- Sama mówiłaś, że jesteśmy w tym we dwoje, więc w takim razie próbuję dojść do jakiejś lepszej relacji, bo ciągłe warczenie na siebie nic nie da! - usiadł na kanapie naprzeciwko. 
- Masz teraz w planach całowanie moich stóp, żebym powiedziała ci o co chodzi? - zaśmiałam się i poprawiłam włosy.
- Nie myśl, że będę lizał kiedykolwiek czyjąś grzybicę! - odgryzł się i z tryumfalnym uśmieszkiem stanął za oknem. Przyjrzałam mu się.
- Co widzisz w tym oknie? Zbawienie? Karoca ma podjechać, księciu? - uniosłam brwi. Draco nie przejął się zbytnio moimi docinkami i usiadł z powrotem na miejscu.
- Lepiej zacznij myśleć póki żyjesz, bo w każdej chwili coś może nas napaść - warknął i rozłożył się na kanapie. Spojrzałam się na niego z politowaniem.
- Oczywiście Dracusiu! Już pędzę ci z pomocą i wezmę wszystko na siebie! - udałam głos jednej (i bodajże jedynej) z jego fanek - Pansy. Spojrzał na mnie żałośnie.
- Skończ - rozkazał i przywołał różdżką książkę - Tu powinnaś znaleźć coś o znaku - stwierdził i rzucił mi ją. Spojrzałam z zafascynowaniem na okładkę, ale zaraz walnęłam się otwartą dłonią w czoło,
-  Kretynie... - westchnęłam - To podręcznik od Wróżbiarstwa! - rzuciłam nim w jego twarz, jednak zdążył zrobić unik.
- To jedyna książka, którą widziałem w bibliotece! - tłumaczył się.
- Chyba jedyna, którą dotknąłeś przez ostatnie dwa lata! - poprawiłam go - Postaraj się pomyśleć! - rozkazałam i sama zaczęłam burzę mózgu i tak, jednego mózgu, bo Malfoy go nie posiada. Jeśli jedynym rozwiązaniem jest wiedza, to trzeba chwilę pomyśleć albo znaleźć się w miejscu, gdzie trzeba myśleć. Jednym z tych miejsc jest biblioteka, ale to byłoby za łatwe. Jest jeszcze jedno takie miejsce? Może sale szkolne? Tam też trzeba użyć myśli. Wszystko wydaje się za proste i oczywiste. Kto normalny dawałby rozwiązania w tak łatwych miejscach? A gdyby tak cofnąć się do znaku "Nadchodzę"? Co miało to oznaczać? Być może odkryłam prawdę i zagadka się zmieniła? Nadal nie rozumiem... Chwila, chwila...
- Wiem! - krzyknęłam wybudzając nas z transu myśli.
- Hy? - jęknął mało inteligentnie Malfoy.
- Musieliśmy odgadnąć oboje przekaz znaku i on się zmienił! - tłumaczyłam - Zapewne dowiedzieliśmy się o osobie, która "Nadchodzi" i mamy kolejny krok do wyjaśnienia wszystkiego! - mówiłam dalej.
- Wszytko świetnie, ale kto to mógł być? - spytał krzyżując ręce na piersi.
- Pomyśl chwilkę... Dowiedzieliśmy się o tym oboje i nie koniecznie w tym samym czasie... - mruknęłam.
- Może chodzi ci o sprawę z Sama-Wiesz-Kim? - zapytał kompletnie zwyczajnym tonem.
- Jesteś takim idiotą, że aż wyrósł ci zapasowy mózg! - podskoczyłam na miejscu z radości.
- Do usług - westchnął, a ja wzięłam się za dalsze opracowywanie.
- To znaczy, że osobą, która nadchodzi jest Sam-Wiesz-Kto. Pozostaje nam tylko szukać elementów związanych z nim! - powiedziałam tajemniczym głosem - Rozumiesz chyba, że znowu będziesz musiał użyć mózgu?! - spytałam spoglądając na niego, a Draco przytaknął żałośnie głową - Super. Nie możemy też brać tej zagadki na poważnie, bo wiedza może być tylko zapowiedzią następnej informacji, a my... - opadłam z hukiem na oparcie - Mózg mi zaraz wysiądzie! - żaliłam się, a chłopak nadal tylko skinął głową.
- Masz rację - odezwał się po chwili -Musimy zacząć szukać wskazówek i to natychmiast! - podniósł się z kanapy.
- Nie będę teraz się z tobą szlajać! Poza tym... - westchnęłam - nie jesteśmy w stanie stwierdzić czy chodzi o RZECZ czy INFORMACJE - tłumaczyłam akcentując poszczególne słowa.
- Dlatego musimy to sprawdzić - warknął.
- Przepraszam cię paniczu, - ukłoniłam się żartobliwie - ale nie mogę udać się na poszukiwania z tobą, bo podwładni pomyślą, że mamy coś ze sobą wspólnego - mówiłam głosem pełnym ironii. Spojrzał się na mnie pogardliwie.
- Jak pragniesz księżniczko... - również ukłonił się lekko, ale bardziej po to, żeby się odgryźć. Prychnęłam na niego i wyszłam na korytarz. Rzuciłam spojrzenie na stopy,  które malutkimi kroczkami zmierzały przed siebie. Znów popadłam w natłok myśli. Zagadki są informacyjne, ja to wiem! Może próbują nam przekazać, że musimy myśleć nad tym jak coś robimy i dlaczego? Że wiedza jest jedynym rozwiązaniem? Ewentualnie, że nie wiemy o czymś co nadchodzi... Przeszedł mnie niepokojący dreszcz. Szłam dalej nie przyspieszając kroku. Co jeśli... ta zagadka ma związek ze śmiercią moich rodziców? To było tak bardzo dawno temu i nie możliwe, żeby ktoś miał zamiar się zemścić na mnie i Draco w prezencie. Nie możliwe! Walka z myślami jest jedną z tych, z których wychodzę pobita, a w tym przypadku - emocjonalnie. Nienawidzę się zamartwiać. Doszłam do Pokoju Wspólnego i weszłam do Dormitorium bez słowa do siedzących osób niedaleko kominka. Usłyszałam krzyki za drzwiami.
- Lavender... - mruknęłam do siebie i weszłam cicho do środka. Buchnęła na mnie landrynkowy,  przesłodzony zapach. Skrzywiłam się.
- Patrzcie! Przylazła ta wredna... - wskazywała na mnie różowo włosa. Spojrzałam na nią kątem oka i mało nie wybuchnęłam śmiechem. Jej kolor włosów idealnie podkreślał ubrania, które miała na sobie! Zacmokałam pod nosem - Wiem, że to twoja wina! - warczała na mnie, a Katie powstrzymywała ją od ataku na moją osobę.
- To nie ja - powiedziałam lekko.
- Kto jak nie ty?! - darła gardło dalej, a jej twarz przybrała buraczany kolor. 
- Nie wiem, nie ja - powtórzyłam sięgając po podręcznik. 
- Mam ci wierzyć?!
- Tak.
- Nie! - kłóciła się ze mną, spoglądając czasami na Alex i Ginny, które stały potulnie przy kącie. 
- Myśl co chcesz, ale mnie w to nie mieszaj! - wychyliłam wzrok - Dawno skończyłyśmy temat naszej znajomości - wróciłam do czytania.
- Wiesz, że przez ciebie mam roczny szlaban na wychodzenie do Hogsmeade bez pozwolenia?! - żaliła się. 
- Yhym - jęknęłam przewracając stronę. Brown pociągnęła przyjaciółkę za rękaw i wyszła z Dormitorium rzucając jeszcze "Nienawidzę was!" i trzaskając drzwiami.
-*-

Następnego dnia założyłam na siebie kurtkę i biorąc torbę wyszłam niezauważalnie z Dormitorium. Wyszłam na błonia i zobaczyłam go przed sobą, biegł szalenie w stronę "jego miejsca".
-  Cod! - krzyknęłam nie zwalniając kroku - Codie, stój! - wrzeszczałam dalej, ale on nie zwracał na mnie uwagi. Usiadł na kamieniu i puścił mocno kaczkę do jeziora.
- Ej, słyszysz mnie? - z uśmiechem podeszłam bliżej niego. Spojrzałam na jego twarz, po której... lały się łzy. Zbladłam. Chwyciłam go za ramię u siadłam blisko - Chcesz się wygadać? - spojrzałam mu w czerwone z rozpaczy oczy.
- O- ona...- mówił półgłosem - Ona nie żyje Leselie! Zabił ją! - przytulił mnie i zaczął wypłakiwać się w moje ramię. Objęłam go nieśmiało i zamarłam. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po raz pierwszy ktoś tak bardzo wywarł na mnie milczenie.
- Codie, ja... - mruknęłam mu do ucha.
- Ona nie żyje! - jęczał co raz głośniej - Moja matka nie żyje... - pociągnął nosem.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Witam po długiej przerwie! Przepraszam za wszystko, ale niestety moje udziały w konkursach, festiwalach i trzech treningach tygodniowo są wykończające... Od dzisiaj postaram się publikować rozdziały zawsze w soboty :3 Jeśli to czytacie to proszę zostawić komentarz, bo bez niego czuję się mało zmotywowana i tak wychodzi XD Bardzo dziękuję za aktywność i widzimy się w następnym! <3

wtorek, 16 lutego 2016

Rozdział XI "Bo zemsta jest słodka..."

Jest kilka miejsc, które kocham i mogłabym siedzieć tam godzinami. Zamykam się w sobie i czytam tylko jedno - Transmutację. Jednym z takich miejsc jest Pokój Wspólny późną nocą, gdy nie widać ani jednej żywej duszy. Wychodzę wtedy cicho z Dormitorium i siadam naprzeciwko kominka, w którym wesoło tańczą płomienie i nie słychać nic poza żażącym się ogniem. Tej nocy było tak samo. Zaczytana w podręczniku od mojego ulubionego przedmiotu siedziałam wygodnie na fotelu. Dlaczego akurat Transmutacja? W sumie sama nie wiem, ale jedno jest pewne - kocham zamieniać ludzi w małe wiewiórki. Jeszcze nigdy tego nie zrobiłam, ale sama myśl jest tak kusząca, że wkręciłam się we wszystkie książki od tego. W pewnym momencie usłyszałam jak ktoś po cichu skrada się do Pokoju Wspólnego. Przymrużyłam oczy i spojrzałam w stronę wejścia.
- Co ty tu robisz?! - spytał kompletnie zaskoczony moją obecnością George i uniósł wysoko brwi.
- Chyba powinnam spytać cię o to samo! - szepnęłam - I nie krzycz tak, bo połowa Hogwartu zaraz się tu zleci! - spojrzałam na niego przenikliwym wzrokiem niczym Snape, gdy zobaczy szampon. Chłopak natychmiastowo spoważniał, dosiadł się niedaleko mnie i zaczął bacznie obserwować każdy mój ruch, co bardzo mnie zaskoczyło. Uniosłam wzrok z nad książki i spojrzałam na niego.
- Coś nie tak? - pytałam z zakrytymi ustami przez lekturę.
- Za dużo czytasz - stwierdził i założył nogę na nogę niczym kobieta, a ja zmarszczyłam wyraźnie czoło.
- To tak, jakbym powiedziała ci, że za dużo się śmiejesz - odparłam przez zęby.
- Dobrze, dobrze! - uniósł ręce do góry w geście poddania się mojemu wzrokowi - Przepraszam! - rzekł jak zwykle rozbawiony. Odłożyłam książkę na bok, ponieważ wiedziałam, że mogę zapomnieć o jakimkolwiek spokoju tego dnia. 
- Możesz mi powiedzieć dlaczego jesteś tu o tej porze? - zapytałam rudzielca, podsuwając nogi pod brodę. Zwrócił swój wzrok na mnie.
-  Czekam na pierwszą w nocy, żeby pójść z Fredem trochę się zabawić - wyszczerzył się George.
- "Trochę się zabawić"? - zacytowałam jego słowa - Błagam cię, nie mów, że znów nawywijacie coś tym Bułgarom! - mówiłam błagalnym tonem, a bliźniak spojrzał się na mnie znacząco.
- Nie martw się, nie będziemy się już do nich zbliżać! - powiedział spokojnie - Zbliżymy się do kochanych Francuzek - dokończył i uśmiechnął się złowieszczo. Patrząc na zdeterminowaną twarz chłopaka walnęłam się otwartą dłonią w czoło. 
- Chyba musimy porozmawiać o tym, co stało jak chciałaś pomóc Freddie'mu - podrapał się po rudej czuprynie.
- Niby dlaczego? - spytałam unosząc do góry lewą brew - Przecież wiem, że się nie udało...
- Zachowałem się wtedy jak dureń... - burknął.
- Czyli jak zawsze - uśmiechnęłam się złowrogo, unikając wzroku Geroge'a. Czy to możliwe? Czy właśnie jeden z największych żartownisiów w dziejach tej szkoły przyznał, że zrobił coś głupiego? Niemożliwe! Coś jest na rzeczy, ponieważ nie jest to codzienne zjawisko. Jest jeszcze jedna opcja, która mówi mi, że George po prostu napił się za dużo Ognistej i teraz gada coś kompletnie dziwnego, ale nie czuję żadnego zapachu. Po chwili jednak postanowiłam spojrzeć na wyraz twarzy Weasley'a, który wpatrywał się martwo w ognisko. Niedługo potem otworzył usta i zaczął znów swój monolog, że on wcale nigdy nie zachowuje się głupio oraz, że ma w sobie jeszcze trochę rozumu, a ja wybuchnęłam cichym śmiechem. 
- Bawi cię to?! - naskoczył na mnie z obrażoną miną.
- Oczywiście! - pokazałam mu wszystkie zęby, a on zamilkł i znowu zawiesił swój wzrok na płomieniach w kominku. Atmosfera była taka odmienna, że i ja pogrążyłam się w swoich własnych troskach. Jeśli George zaczął naszą rozmowę skruchą przez sytuację z Lavender to czemu by tego nie wykorzystać? Zapomniałam kompletnie o tej wrednej, małej... Od jakiegoś czasu planowałam zemstę, ale nic mi nie podchodziło. Teraz - siedzi naprzeciwko mnie jeden z mistrzów żartów i tych mniejszych. Ponawiam moje pytanie: "Czemu tego nie wykorzystać?". 
- Ej George - szepnęłam głośniej do kompletnie "nieżywego" chłopaka. Na moje słowa zadrżał, wybudzając się z natłoku myśli. Rzucił coś w stylu "Co tam Lesie?" i oparł głowę o tylne oparcie fotela - Mógłbyś mi w czymś pomóc? - uśmiechnęłam się tajemniczo. George zmarszczył z zaciekawieniem czoło.
- W czym? - spytał .
- W mojej małej, słodkiej zemście - mruknęłam, ale całkiem wyraźnie. Bliźniak uśmiechnął się znacząco.
- Chodzi ci o Lavender? - zapytał uradowany, że nadarza mu się okazja do dowcipów.
- Skąd wiedziałeś? - zapytałam ironicznie - Masz jakiś pomysł co do niej?
- Od razu! - podskoczył na fotelu - Tylko jest jeden haczyk... - uśmiechnął się wrednie - Musisz kompletnie mi zaufać!
- Nie wierzę! - uniosłam żałośnie głowę do góry, ale zaraz ją opuściłam - Niech ci będzie! - westchnęłam głęboko, a Weasley się przysunął. 
- Masz jutro lekcje Transmutacji z szóstym rokiem? - niebezpiecznie się przysuwał cały czas mając śmiejący się wyraz twarzy.
- Tak... - szepnęłam. George był na tyle blisko, że udało mi się wyczuć... perfumy? Czy George Weasley wylał na siebie perfumy? Wydaje mi się, że słowa "zabawić się" nabierają nowego znaczenia w słowniku rudych bliźniaków. Wzięłam książkę w garść i chciałam jak najszybciej się ewakuować. 
- Zobaczysz efekty na lekcji - wyszczerzył się George.
- Ja już będę szła spać - ziewnęłam i zaczęłam zbierać się z kanapy - Dobranoc! - rzuciłam krótko i nie czekając na odpowiedź poszłam w miarę szybkim krokiem do Dormitorium. Położyłam się do łóżka, ale coś jednak nie dawało mi zasnąć. Był to ból mojej rany, lecz nie tak silny jak zawsze. Usiadłam na poduszce i przyjrzałam się obandażowanemu miejscu. Postanowiłam odsłonić na chwilę ranę, także zaczęłam odwijanie bandażu. Widok mnie zamurował. Nie mogłam przez chwilę oddychać, co ostatnimi czasy zbyt często się zdarza. Czyżby mój "znak" się zamienił? Jeszcze niedawno oznaczało "Nadchodzę", a teraz wszystko zmieniło się w zagadkę. 
- "Wiedza jest jedynym rozwiązaniem" - wyszeptałam do siebie wyryte słowa. Mimowolnie po twarzy spłynęło mi parę bezsilnych łez, a ze "znaku" zaczęła sączyć się krew. Szybo zakryłam miejcie na ręku bandażem i chcąc, aby w tym momencie ktoś wypowiedział na mnie zaklęcie Obliviate położyłam się z powrotem na łóżku. Czemu wszystko przytrafia się właśnie nam? Co się za tym chowa? Czy to zmierza w dobrą stronę? Głupie pytanie! Oczywiście, że szykuje się niezły horror z Malfoy'em w roli głównej!
-------------------

Wspominałam już o kilku rzeczach, które kocham i lubię. Pora zatem na kilka zjawisk, których wręcz nienawidzę, a jednym z nich są Eliksiry. Niestety to nie Transmutacja i nie wjedzie mi do głowy przepis na przykładowo Amortencje tak jak zamiana ludzi w wiewiórki. Gdzie tu jest sprawiedliwość?! Słysząc zbliżający się stukot butów Mistrza Eliksirów podniosłam torbę i ustawiłam się przed klasą patrząc błagalnie na Ginny oraz Alex. Szczerze mówiąc to nasze miny powinny choć trochę zainteresować dyrektora! Czy naprawdę to normalne, że uczniowie boją się nauczyciela?! Ostatnio jestem przewrażliwiona... Snape otworzył drzwi od sali i wszedł równym, zimnym krokiem, a jego peleryna powiewała za nim. Przełknęłam głośno ślinę i zajęłam miejsce obok Ginevry. Rozejrzałam się po sali, ponieważ przypomniało mi się o Lavender, ale nie mogłam jej nigdzie dostrzec. Czyżby plan George'a zadziałał? Błagam, powiedzcie mi, że jej nie zabił! Szybko moja twarz zrobiła się blada jak ściana. Wyjęłam książki, gdy Snape zaczął zapisywać coś na tablicy. Nagle drzwi od klasy otworzyły się z wielkim hukiem co przykuło uwagę całej klasy. W progu stała niechlujnie ubrana, czerwona niczym gardło Grubej Damy Lavender, której włosy na głowie zakrywał kapelusz. Profesor spojrzał na dziewczynę i zmrużył niebezpiecznie oczy. 
- Panno Brown! Czy nie potrafi pani wchodzić ciszej? - powiedział chłodno - Proszę już siadać - odwrócił się zamaszyście w stronę tablicy wprawiając swoją pelerynę w ruch. Lav szybko usiadła obok Katie oraz wyciągnęła książki. Wokół niej krążyły głośnie szepty na temat jej nakrycia głowy. Nauczyciel znów zwrócił się w jej stronę.
- Czy mam ci przypomnieć, że na moich lekcjach noszenie czapek bądź kapeluszy jest surowo zabronione? - powiedział wyraźnie każde słowo. 
- M-mam to zdjąć? - spytała niepewnie.
- Jeszcze się pytasz? Nie zrozumiałaś mojego polecenia? - syknął Snape. Lavender skuliła głowę i nie chcąc zarabiać sobie szalabanu rozpuściła swoje długie, ale tym razem różowe włosy. Cała klasa zamieniła się w śmiech, a nauczyciel podszedł do spalonej ze wstydu dziewczyny.
- Doigrałaś się - wycedził przez zęby i pociągnął za sobą Brown, wyprowadzając ją z klasy. Rozejrzałam się po klasie. Czyżby George wypełnił swoją obietnice? On? Uśmiechnęłam się do siebie i spojrzałam odruchowo w stronę otwartych drzwi. Zobaczyłam momentalnie jak Rudzielec podbiegł do drzwi, szeroko się uśmiechnął i pomachał mi, po czym zniknął. Czemu jest taki szybki? Czemu zadajesz tak dużo pytań? Po paru minutach Snape wszedł z powrotem do klasy, ale bez Lavender.
- Panna Brown odpowie za swoje czyny u Dumbledore'a - powiedział beznamiętnie patrząc się w naszą stronę, a teraz przejdźmy do zajęć - Obrócił się i zaczął grzebać coś w biurku. Przez całą lekcje słychać było śmiechy i ciche rozmowy, ale skutkowało to niezłym prawym sierpowym z książki.


=====================================================

Po wykończających lekcjach opadłam na łóżko, lecz nie na długo. W moje okno znów zapukała Felicia z listem. Wychyliłam głowę i mruknęłam:
- Kto znowu? - podniosłam się i zabrałam kopertę. I tym razem miałam dylemat. Otworzyć czy nie? Oto jest pytanie. Jednak po chwili wyciągnęłam kartkę ze środka.

Spotkajmy się i to zaraz w Pokoju Życzeń. Pilne! Możliwe, że się domyślasz o co chodzi. Jak nie przyjdziesz to obiecuję Ci, że nie dożyjesz jutra,
Chyba-nie-muszę-się-podpisywać

 - Ou...- jęknęłam i wyrzuciłam list do kosza - Tak się bawisz... - westchnęłam i sięgnęłam po różdżkę. Nie mam zamiaru spotykać się z nim bez broni. Zachichotałam złośliwie i skocznym krokiem ruszyłam na spotkanie.

===================================
PRZEPRASZAM! :C Nie było rozdziału strasznie długo, ale jedynka ze sprawdzianu próbnego mówi sama za siebie.(oczywiście kochamy wszyscy matematykę, co nie? haha xd) Przepraszam jeszcze, że taki krótki i... zły? Źle napisany? Tak na "odwal się"? (Tak jak zawsze Natalia xd) Myślę, że rozwiązuje parę wątków i zaczyna kolejne. Potrzebowałam jakiegoś krótszego no! :D Jednak teraz nie mam pojęcia kiedy wyjdzie następny, bo przygotowuję się do Festiwalu Piosenki Międzynarodowej i mam mniej czasu, ale spokojnie... jakoś ogarnę D: Pozdrawiam i do następnego! <3

sobota, 6 lutego 2016

Rozdział X "Odłączam się od świata i nie myślę..."

Ziemia krąży dookoła Słońca. Towarzyszy jej jeszcze sześć planet. Całość tworzy układ słoneczny. Układ słoneczny znajduje się we wszechświecie, czyli kosmosie. Posiadam teorię, że Hogwart działa na tej samej zasadzie. Temat zadań krąży dookoła Życia w Hogwarcie. Towarzyszy mu jeszcze sześć innych tematów, czyli uczestnicy, bal, gościnne szkoły, gościnni nauczyciele, puchar oraz kto go zdobędzie. Całość tworzy "Niewyjaśniony temat zainteresowań". " Niewyjaśniony temat zainteresowań" znajduje się w każdej głowie tej szkoły. Pierwsze zadanie miało odbyć się dwudziestego czwartego listopada, a był nieszczęsny początek. Czeka mnie jeszcze pół miesiąca słuchania o Turnieju, Udało mi się dowiedzieć co będzie dalej z Harry'm. Niestety uznano, że to nie mógł być przypadek i ma wziąć udział. Nie popieram tego pomysłu, a nawet zabroniłabym robić cokolwiek związanego z Turniejem! Nie rozumiem logiki tych nauczycieli, naprawdę... 
- Nie mogę dziś tego przepuścić! Harry mnie zabije, a przecież wiecie jak mi na nim za... - urwała Ginny czerwieniąc się - To znaczy... na tym zależy! - dokończyła szybko, chodząc nerwowo po pokoju.
- Czy kiedykolwiek go zawiodłaś? - stawiała ją do pionu Alex.
- Wiele osób... - mruknęła smutno.
- Na przykład? - wtrąciłam się, odrywając nos od podręcznika od Transmutacji.
- N- na pewno wiele razy, nie będę wymieniała! - bawiła się nerwowo kosmykami rudych włosów.
- Przecież krukoni wcale nie są lepsi! Dacie radę... - pocieszała Nore.
- Jeśli to przegramy to przysięgam, że rezygnuję! - mówiła żałośnie - Muszę się zbierać - wstała z łóżka i stanęła obok drzwi.
- Trzymamy za ciebie kciuki! - powiedziała życzliwie Alex, a Ginny wyszła z pokoju - My chyba też powinnyśmy się zbierać - spojrzała na mnie radośnie.
- Chyba za dobrze układa ci się z Akashi'm. Jesteś ostatnio cała w skowronkach! - zaśmiałam się pod nosem i odłożyłam podręcznik na szafkę nocną. Alexandra zamyśliła się. Możliwe, że udało mi się znaleźć sposób na to jak ją uciszyć. Wstałam leniwie z łóżka i założyłam na siebie bluzę oraz czapkę.
- Idziesz? - zapytałam, ale przyjaciółka ani drgnęła - Co się stało?
- Ej, Leselie... - mruknęła odwracając się w moją stronę.
- Tak? - spojrzałam na nią oszołomiona.
- Czy to normalne, że spodobał mi się ślizgon? - sczerwieniała na twarzy Nore.
- Co?! - wytrzeszczyłam oczy - Jaki znowu... Ash? - uniosłam brwi.
- To wszystko, co on ostatnio dla mnie zrobił tak bardzo na mnie źle działa! Przez niego mam huśtawkę emocjonalną! - mówiła niewyraźnie, bo przygwoździła swoją twarz do poduszki.
- Może powinniście pogadać? Eh... Alex, sama dobrze wiesz, że nie znam się na uczuciach! - jęknęłam.
- To samo powiedziała mi Ginny! Obie jesteście najwyraźniej dla siebie stworzone! - mamrotała.
- Alex błagam pospiesz się! Spóźnimy się! - prosiłam przyjaciółkę, ale ona nie ruszała się z miejsca.
- Idź sama. Powiedz, że się źle poczułam...
- Chyba sobie żartujesz!? - spojrzałam wściekle - Miałyśmy iść razem!
- Nie pójdę nigdzie! Jeszcze go "przypadkiem" spotkam! Muszę wszystko przemyśleć! - krzyczała przez poduszkę.
- Jak chcesz - rzuciłam krótko i wyszłam z Dormitorium, Przechodząc przez pokój wspólny nie zauważyłam ani jednej żywej duszy. Prawdopodobnie już wszyscy zebrali się na meczu, a ja jestem spóźniona. Nie pozostało mi nic innego jak biec ile sił w nogach zanim Ginny zauważy, że mnie nie ma. I tak już nie żyjemy, bo nie zabrałam z sobą Alex. Udało mi się dobiec w trakcie rozpoczynania meczu i weszłam niezauważalnie na trybuny.




Gra od samego początku nie szła im za dobrze, Co chwila tracili punkty, a następnie je nadrabiali. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie potrafili być z przeciwnikami na równi. Jak ja bardzo dobrze znam to uczucie... Próbujesz być z kimś na tym samym poziomie, wstajesz, prawie jesteś takiego samego wzrostu i nagle, gdy jesteś najbliżej swojego celu - upadasz. Rozejrzałam się po trybunach. Czy to normalne, żeby na meczu krukoni oraz gryfoni pojawili się dwaj ślizgoni? Z różdżkami? Coś się nie zgadzało. Przymrużyłam oczy. Szeptali coś! Byłam tego pewna! To nie mogły być zaklęcia! Lecz, gdyby się zastanowić... To jeden z powodów słabej gry Gryffindor'u. Musiałam ich powstrzymać, bo z dwoma jęczącymi dziewczynami w jednym pokoju nie wytrzymam! Pozostały mi jeszcze te dwie Francuzki, ale one rzadko zjawiają się w ciągu dnia i prawie w ogóle ich nie widuję. Musiałam ratować grę naszych. Wpadł mi na szybko pewien plan, który miał pięćdziesiąt procent szans na sukces. Zbiegłam szybko z trybun i weszłam pod nie. Nie było tam bezpiecznie, bo drewno silnie drgało. Pierwsza zasada Leselie - zawsze noś różdżkę ze sobą. Wyciągnęłam ją z i zaczęłam wypowiadać cicho zaklęcia, ale jednak ich zaklęcia były silniejsze. Podeszłam bliżej szpary, przez którą było widać ich nogawki. Wtedy do głowy przyszedł mi niecny pomysł. Długo ze sobą walczyłam, ale ostatecznie nacelowałam na nie różdżką.
- Aquamenti - szepnęłam, a niepohamowany strumień wody poleciał prosto na buty ślizgonów.
- Ej, Tom! Tu jest mokro! - krzyczał jeden.
- Trudno! Znasz jakieś lepsze miejsce? - szeptał złośliwie.
- To nic nie da... - mruknęłam do siebie - Myśl! - przeszukałam w myślach wszystkie znane mi dotąd zaklęcia. Wpadłam na kolejny złowieszczy plan.
- Incendio - z mojej różdżki poleciał gorący płomień, który podpalił nogawki winowajców. Obaj zaczęli głośno krzyczeć.
- Robbie! Idziemy, szybko! - zaczęli uciekać. Uśmiechnęłam się do siebie zwycięsko. Usłyszałam za sobą ciche oklaski. Odwróciłam się. Ujrzałam wysokiego blondyna, który stał niedaleko schodów.
- No nieźle! - klaskał w dłonie dalej.
- Błagam powiedz, że nic nie widziałeś! - spojrzałam żałośnie na niego.
- Ok, rzuć jeszcze na mnie Obliviate, to zapomnę. Widzę, że jesteś w tym świetna! - zaśmiał się - Jestem Codie jak coś - Uśmiechnął się,
- Lesie... - mówiłam niepewnie.
- Jesteś strasznie nieśmiała! - śmiał się pod nosem.
- To ty bierzesz udział w Turnieju, prawda? - zapytałam pewniej.
- Strzał w dziesiątkę - włożył ręce do kieszeni. Spojrzałam się na niego.
- Mama nie uczyła cię, że nie ładnie tak rozmawiać z dłońmi w kieszeni? - mówiłam udając powagę. Codie wyszczerzył swoje zęby.
- A mama nie uczyła cię, że nie ładnie tak podpalać czyjąś szatę? - odwzajemnił się.
- Nie igraj z ogniem - rzuciłam niewyraźnie,
- Możesz powtórzyć? - udawał, że nie usłyszał. Cały czas uśmieszek nie schodził mu z twarzy.
- Nie - uśmiechnęłam się wrednie.
- I tak słyszałem! - bawił się w tę grę słów dalej.
- Możemy skończyć? - zaśmiałam się.
- A czemu? Idealnie się dogadujemy! - podszedł bliżej - Leselie, tak?
- Mów do mnie jak chcesz.
- Nie wiesz na jakie imiona potrafię wymyślić - puścił do mnie oczko.
- Naprawdę zabawne...- ironicznie westchnęłam
- Potrafię być zabawniejszy!
- Naprawdę? - udawałam zachwyt.
- Oczywiście! - sprzedał mi swój firmowy uśmieszek - Przejdziesz się ze mną na błonia? Chyba nie będziesz siedziała pod trybunami cały dzień - spytał.
- Może i bym mogła siedzieć cały dzień - oparłam się przekornie o drewnianą belkę.
- Aż tak bardzo nie chcesz? - uśmiech zszedł mu z twarzy.
- Mogłabym, ale przyjaciółka mnie zabije - mruknęłam.
- Wystarczy, że opowiesz jej jak pomogłaś wygrać jej mecz - opowiadał przekonywująco- To jak? - spojrzał na mnie wzrokiem, któremu raczej nie dało się odmówić. Przytaknęłam lekko głową, na co on odpowiedział szerokim uśmiechem. Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził bez słowa na błonia. Miałam przez cały ten czas ochotę głośno się śmiać, ale nie chciałam psuć jego milczenia. Usiedliśmy na kamieniach obok jeziora, tak że dzieliło nas od niego parę malutkich kroków. Chłopak uśmiechnął się łobuzersko.
- A więc... - zaczął - Opowiedz coś o sobie - wlepił swój wzrok w wodę, która odbijała nasze sylwetki.
- To znaczy? - spojrzałam na jego twarz, lecz ten nie odwrócił wzroku. Atmosfera mocno się zmieniła. Nie był już uśmiechnięty, a obojętny.
- Skąd jesteś, kim jesteś... kim są twoi rodzice - wymieniał. Ostatni przykład powiedział niepewnie. Przekierowałam spojrzenie w stronę lasu.
- Nie wiem w prawdzie nic o moich rodzicach - mówiłam bez oznaki jakiejkolwiek emocji - Nie żyją odkąd pamiętam.
- Ja nie... - chciał coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Byli ludźmi, którzy zginęli za mnie. Kazali mi uciekać, gdy oni tak po prostu ich zabili. Nie chcę ich teraz zawieść... Chciałabym pokazać im, że w każdej sytuacji będę odważna tak jak oni. Nigdy nie widziałam ich twarzy, jedynie rozmazane w mojej pamięci. Chciałabym ich kiedyś zobaczyć... - parsknęłam cichym śmiechem - Chyba za dużo już o mnie wiesz! - spojrzałam znów na jego minę. Jego oczy świeciły się smutno.
- Tak łatwo ci o tym mówić... - stwierdził.
- Opowiadałam to już tyle razy, że jest mi łatwo. Uwierz mi, że powyżej sześćdziesiątego razu działa - uśmiechnęłam się lekko - Chyba twoja kolej... - dodałam niepewnie.
- Tak, moja - zaczął - Mam dwoje rodziców, siostrę, babcię i dziadka. Zapewne pomyślałaś, że jesteśmy pełną, kochającą się rodziną, ale jednak pozory mylą - mówił w przeciwieństwie do mnie; smętnie i bezsilnie. Jego ton sam spowodował u mnie żal. Rzucił mocno kamieniem w wodę - Wiesz, mój ojciec nie należy do tych łagodniejszych. Jak byłem mały krzyczał wiecznie na moją matkę, a zdesperowani dziadkowie wyprowadzili się. Wiele razy wypominał mi, że jestem nikim, że nie nadaję się na syna...
- Czemu!? - wykrzyczałam wyładowywując emocje. Szybko oprzytomniałam i złapałam się za usta - Przepraszam - szepnęłam.
- Nie podobało mu się to, że zadaję się z mugolami, że gram na gitarze i śpiewam. Zawsze wolał, żebym był jak synowie jego "kolegów", czyli muszę grać w quidditch'a, być najlepszym uczniem w Hogwarcie i między innymi dlatego wrzuciłem tą kartkę do czary, żeby zobaczył, że potrafię być taki jak chce! - znów wściekle rzucił kamieniem do rzeki - Nienawidzę go!
- Czemu robisz tak jak on chce?! Bądź sobą! - próbowałam do niego przemówić, a on zaśmiał się pod nosem.
- Nic nie rozumiesz... - westchnął.
- To mi wytłumacz! - podniosłam głos. Wszystko źle na mnie działało. W końcu odwrócił głowę w moją stronę i spojrzał mi prosto w oczy.
- On mnie wiecznie poniża Leselie! Nie rozumiesz? Chcę to skończyć! - mówił mi wyraźnie, prosto w twarz.
- Nie narażaj się tak dla niego! O-on powinien się leczyć! - opuściłam bezsilnie głowę - Życie jest takie niesprawiedliwe! - rzuciłam agresywnie mały odłamek skały prosto do wody, tak jak robił ro przedtem Codie.
- Wiem - odparł obojętnie - Tu nic mi nie jest. Nie jestem taki głupi jak myślisz i nie jestem z nim dwadzieścia cztery na siedem - mruknął. Posiedzieliśmy chwilę w milczeniu co chwilę puszczając kaczki do jeziora. Musiałam mieć chwilę na przemyślenie wszystkiego. Najpierw dowiaduję się o znaku, później o tym, że ma to związek z Malfoy'em, a teraz o historii Codie'go. Co jest nie tak? Czemu życie przez cały czas stawia mi nowe przeszkody?
- Ej Cod -szturchnęłam chłopaka w bok.
- Hy? - ocknął się.
- Jak sobie z tym wszystkim radzisz? - spytałam zaciekawiona.
- Przychodzę tu i nie myślę o niczym. Wpatruję się bezmyślnie we wszystko co mnie otacza i nic więcej. Zwyczajnie odłączam się od świata - zerknął kątem oka na moją twarz. W milczeniu wstał i otrzepał spodnie - Chyba muszę się zbierać. Mam przerąbane u McGonagall - uśmiechnął się słodko. Za to go podziwiam. Przed chwilą opowiadał o swoich problemach, świat się zawalał, a teraz potrafi wrócić do normalności. On jest zaskakujący...
- Cześć - rzuciłam w jego stronę i odprowadziłam go wzrokiem dopóki nie znikł mi z pola widzenia.
- Wystarczy tylko nie myśleć - powiedziałam sama do siebie - Chciałabym...
-----------------

"Because of you 
I never stray too far from the sidewalk 
Because of you 
I learned to play on the safe side 
So I don't get hurt 
Because of you 
I find it hard to trust 
Not only me, but everyone around me 
Because of you 
I am afraid "
-----------------
Przychodzę do was z nowym rozdziałem!Przepraszam, że taki krótki... Wow! To już dziesiąty! ;w; Bardzo dziękuję ta tyle miłych słów! Dramatyczna historia Codie'go. Jak ja się z tym źle czuję! Mam to teraz na sumieniu, ale no... (chyba nasłuchałam się za dużo Because of you Kelly Clarkson, ale ja już tak mam XD )
Odzyskałam telefon! Bardzo dziękuję pani, (która tego nie czyta ale ciii) która go znalazła i skontaktowała się ze mną! ^^ Do następnego!




poniedziałek, 1 lutego 2016

Rozdział IX "Jesteśmy w tym bagnie we dwoje i razem musimy z niego wyjść, White."

Nastał trzydziesty pierwszy października, czyli Halloween. Za oknem z drzew spadały masowo liście, słońce zaszło za chmury, a całe błonia wystrojone były wyciętymi dyniami. Hogwart wyglądał tego dnia upiornie i przerażająco.



Nie wszyscy jednak byli z tego zadowoleni. Dajmy na to przykład Harry'ego. Chłopak obchodzi rocznicę śmierci swoich rodziców wśród rozbawionych uczniów. Ja też nie byłam z tego zadowolona, ponieważ to dzisiaj miał nastać dzień wyboru uczestników do Turnieju Trójmagicznego. Bałam się, że przytrafi się to jednemu z moich przyjaciół i tak,  zaliczam do tego grona te dwa rude mopsy. Dużo razem przeszliśmy i to stanowczo za dużo jak na znajomość. Wracając do punktu wyjścia: z racji tego, że tradycją jest przebranie się w coś strasznego w Halloween nasza droga dyrekcja zaplanowała bal maskowy, który ma zintegrować przyjezdne szkoły z naszą, a obecność jest niestety obowiązkowa. Było około godziny trzynastej, a ja siedziałam z Alex w bibliotece i tworzyłyśmy razem swoje maski. 
- Mam pójść na łatwiznę, czy zaszaleć? - potrzebowała rady.
- Najlepiej skończ przed czasem - odpowiedziałam doklejając złote części do swojego dzieła. Dziewczynie opadły z zrezygnowaniem ręce.
- Poddaję się! - walnęła mocno ręką o blat stołu, co przykuło uwagę bibliotekarki - Idę pożyczyć coś od Mal! - rzuciła krótko i popędziła do wyjścia. Zdziwiłam się, bo Alex rzadko kiedy chciała coś od swojej siostry, a niektórzy nadal myślą, że jest jedynaczką. Mal w przeciwieństwie do reszty rodziny trafiła do Ravenclaw'u i siostry nieczęsto miały okazję na rozmowę. Dziewczynka zaczęła dopiero swój pierwszy rok w Hogwarcie i nieźle daje popalić każdemu, kto stanie na jej drodze. Czasem, gdy ją mijam boję się o własne zdrowie, mimo że wygląda tak niewinnie i słodko. Nagle usłyszałam za sobą ten sam przesłodzony głosik.
- Czemu ona zawsze jest taka ślepa? - wyłoniła się zza książek siostra przyjaciółki.
- Mal, nie strasz mnie tak! - podskoczyłam na krześle.
- Mam jej poszukać, czy chować się tak, aby mnie nie znalazła? - uśmiechała się szyderczo.
- Nieważne co bym powiedziała to i tak zrobisz to drugie...- westchnęłam.
- Nie mylisz się! - powiedziała szybko i pobiegła w przeciwną stronę i tak oto zostałam sama. Męczyłam się z maską jeszcze dobre pół godziny, a gdy skończyłam byłam nawet z siebie zadowolona. Miała kształty jelenich, złotych rogów po bokach, a obszar dookoła oczu był czarny. Lepszej maski nie mogłam zrobić, znając moje zdolności. Spakowałam ją do mojej torby i wyszłam z biblioteki. Szłam korytarzem mijając kłócące się siostry Nore. Doszłam do Pokoju Wspólnego, gdzie zebrał się duży tłum uczniów z różnych domów oraz szkół. Przecisnęłam się z trudem przez niego i dotarłam do rozbawionych bliźniaków Weasley. 
- Co tu się dzieje? - spytałam przekrzykując panujący tam gwar.
- Rozdajemy nasz nowy wynalazek! Patrz! -wskazał na stół, gdzie leżało pełno masek zmieniających kolor. Spojrzałam na nich pytająco.
- I o to chodzi? O zwykłe maski Weasley'ów? - uniosłam znacząco brwi.  
-Jakie "zwykłe maski"? -spojrzał z oburzeniem Fred - Najlepsze w całym Hogwarcie maski! - szturchnął mnie w bok.  
- Jak chcecie... - rzuciłam i wycofałam się do Dormitorium. Korzystając z tego, że w pokoju nie było ani jednej żywej duszy oprócz mnie, postanowiłam pogrzebać w szafie w poszukiwaniu jakiejś sukienki. Było to trudniejsze niż myślałam, ponieważ nigdy nie ubieram się jak połowa dziewczyn z Hogwartu. W pewnym momencie usłyszałam głośne kroki w moją stronę i natychmiast zamknęłam szafę wrzucając do niej wszystko co leżało niedaleko. Do pokoju bez słowa weszła Alex i z hukiem rzuciła się na łóżko trzymając coś w ręku. W milczeniu zaczęłam się jej przyglądać.
- Zabije kiedyś to dziecko! - groziła.
- Przynajmniej masz maskę! - mówiłam niemal dusząc się ze śmiechu.
- Co cię tak bawi,  hę? - uniosła szybko głowę.
- Nie będę się już tłumaczyć. Lepiej chodźmy już do Wielkiej Sali, bo inaczej Snape się wkurzy - pociągnęłam ją za kaptur od bluzy.
- Nie ciągnij mnie! Umiem wstać sama! - zdenerwowała się Nore. 
- Ah tak? Czasami mam wątpliwości... - zaśmiałam się i udałam się z przyjaciółką na miejsce. Usiadłyśmy obok Ginny i Hermiony. Niecierpliwie czekałyśmy na wyniki. Nagle wszelkie dyskusje i szepty przerwał donośny głos dyrektora Hogwartu.
- Pragnę prosić już o ciszę! Pora na wyczekiwany przez was od miesięcy moment! To dziś Czara Ognia wybierze trzech reprezentantów różnych szkół, którzy wystąpią o puchar! Jednak, aby go zdobyć potrzeba wielu umiejętności! - mówił z ogromną powagą - Czas zatem dowiedzieć się kto nimi będzie! - dyrektor podszedł do Czary i uniósł rękę do góry. Wszyscy uczniowie i nauczyciele chociażby na chwilę zapomnieli jak się oddycha. Nagle z ognia Czary wyleciała nieduża kartka, która trafiła prosto w palce profesora. Spojrzał dokładnie na karteczkę.
- Reprezentantka Beauxbattons Panna Ursule Bonette! - w sali rozniosły się wielkie brawa, a niewysoka brunetką z dumą podeszła do dyrektora. Rozradowany nauczyciel uściskał jej dłoń, a następnie pogratulował młodej Francuzce. Wyciągnął rękę po kolejną kartkę, która tak samo jak poprzednia wpadła mu szybko w ręce.
- Reprezentant Durmstrangu Pan Wiktor Krum! - krzyknął, a w sali słychać było mocne oklaski mężczyzn z Bułgarii. Podszedł do dyrektora, który tak samo jak Ursuli pogratulował i wyciągnął dłoń po ostatnią kartkę.
- Reprezentant Hogwartu Pan Codie Helpfull! - ryknął, a od stołu krukonów uniósł się wysoki, niebieskooki blondyn. Odetchnęłam z ulgą, gdy dowiedziałam się, że nie spotkało to nikogo mi bliskiego. Ucieszyłam się, ale nie na długo, bo z Czary Ognia wyleciała o dziwo jeszcze jedna karteczka. Sala ucichła, a nauczyciele niemal skamieniali. 
- Harry Potter! - krzyknął ciszej niż ostatnio. Odwróciłam się w stronę chłopaka. Widziałam, że był blady jak ściana i ledwo oddychał.
- Harry Potter! - powtórzył dyrektor. Harry niechętnie wstał pospieszany przez Hermione i poszedł niezdecydowanym krokiem w stronę profesora. Słychać było głośne krzyki "oszust", "oszustwo" oraz "on jest za młody". Zrobiło mi się go żal oraz zastanawiało mnie to jak udało mu się wrzucić kartkę. Nie ma mało kłopotów? A co jeśli to nie on? Myśli sprawiały, że dostałam lekkiego bólu głowy. Dyrektor niepewnie pogratulował brunetowi i skierował się do uczniów. 
- Ż-życzę udanej zabawy na balu - lekko uniósł kąciki ust i porwał do swojego gabinetu czwórkę "szczęśliwców". Udałam się bez słowa do Dormitorium, tak jakby ktoś przed chwilą wyczyścił mi pamięć. 
-----------------

- Nie może tak być,  nie może tak być! Powiedzcie mi, że to tylko sen! - chodziła w koło po pokoju Ginny. 
- Spokojnie Gin,  na pewno znajdziesz odpowiednią sukienkę! - pocieszała ją Alex, która właśnie przekopywała całą szafę. 
- Nie chodzi mi o sukienki! Martwię się o Harry'ego...  - opadła bezsilnie na krzesło - Co jeśli coś mu się stanie? 
- To nie pora na zmartwienia! Nie powinien brać w tym udziału ze względu na wiek - próbowałam poprawić jej humor. 
- Może masz rację... - wzdychała beznamiętnie.
- Najlepiej zajmij się swoim wyglądem Ginny,  bo zostało ci mało czasu!  - wykrzyczała z środka szafy Alexandra. 
- Masz na myśli, że wyglądam na tyle okropnie? - uniosła się młoda Weasley.
- Co?! - wychyliła głowę - Ja wcale nie... -urwała niespodziewanie - Lesie, nie mów, że nadal nosisz ten bandaż! - wskazała palcem na moją rękę.
- Rana jeszcze jest świeża! - tłumaczyłam lekko zakłopotana. 
- Od miesiąca? - wtrąciła rudowłosa.
- Rana? A nie obiłaś tej ręki przypadkiem? - założyła ręce na biodrach Alex. Przypomniała okropnie panią Weasley, gdy się denerwuje. Tak bardzo musi mi jej brakować... - Blefujesz White!  
- Wcale nie blefuję! - zaprzeczyłam.
- A wcale, że tak! - kłóciła się że mną.
- Mów jak chcesz,  ale ja tego nie zdejmę! - powiedziałam wchodząc do łazienki trzaskając przy tym drzwiami. Przebrałam się szybko w czarną sukienkę do kolan oraz założyłam moją maskę. Nigdy nie rozumiałam dlaczego i poco komu potrzebny jest makijaż, także zakręciłam tylko włosy i pospiesznie wyszłam zwalniając łazienkę zdenerwowanej Ginny. 
- Kim jesteś i co zrobiłaś z Leselie White?! - mówiła żartobliwie.
- Aż tak źle? - zaśmiałam się.
- Mów za siebie! Jesteś nie do poznania! - zlustrowała mnie wzrokiem. 
- Możemy już iść? - zapytałam omijając temat mojego wyglądu.
- Jeszcze ja muszę się przebrać...- wzięła głęboki oddech Alex.
- Jest aż tak źle? - uśmiechnęłam się szeroko.
- Mal dała mi jakąś maskę kruka... podobno nie miała innych - mówiła żałośnie - Ginny pospiesz się! - krzyczała na przyjaciółkę.
---------------------

Niedługo później nasze trio udało się do wielkiej sali. To musiało wyglądać komicznie, bo nasze przebrania wyglądały razem nietypowo. Jeleń, kruk i wiewiórka to z pewnością nie dobrany zespół. Jeśli już jesteśmy przy tematyce jakiś grup to w sali (która swoją drogą wyglądała przepięknie) zagrała kapela, którą wynajął Hagrid. Nie dziwię się, że sam pląsał do muzyki, bo wpadała w ucho. Jednak uczniów trochę poniosło i zaczęli robić co chcieli. Nie podobało się to żadnemu z nauczycieli oprócz gajowemu, bo on wtedy także zachwycał się wszystkim dookoła. Postanowiłam oddalić się trochę od przyjaciółek i przejść się po błoniach. Korzystałam jak tylko się da z tego, że nikt nie potrafił mnie rozpoznać. Usiadłam na ławce niedaleko całego przyjęcia. Mimo, że leciał dopiero pierwszy kawałek chciałam odpocząć od wszystkiego. Rozmyślałam nad tym, co czeka mnie w niedalekiej przyszłości. Fakt, nie powinno myśleć się o tym co będzie jutro, a zająć się teraźniejszością, ale kto na moim miejscu nie miałby obaw? Chłód powoli mną władał i chciałam szybko się zawrócić. Kto normalny wychodzi w sukience na dwór wieczorem, gdy jest prawie listopad? Oczywiście tylko Leselie White! Jednak rozglądając się z myślą o powrocie dostrzegłam dziewczynę w podobnym (na oko) wieku. Nasz wzrok się spotkał na co ona zareagowała dużym, ciepłym uśmiechem. Teraz nie miałam już wątpliwości - była to Francuzka. Podeszła do mnie bliżej.
- Nie zimno ci? - zapytała troskliwie.
- To samo pytanie chciałam zadać - uśmiechnęłam się niepewnie. Nie miałam w zwyczaju uśmiechać się do obcych. Ta dziewczyna coś we mnie zmieniła!
- Korzystam z zimna! U nas w Francji jest czasem za gorąco... - wciągnęła nosem powietrze.
- Francji... - mruknęłam kładąc mało inteligentnie palec na ustach.
- Biorę udział w Turnieju! Nie kojarzysz mnie? - zerknęła żywiołowo na mnie.
- Ach tak! - uniosłam się - To ty... - spojrzałam na nią.
- Ursule - podała mi rękę - Ale możesz mówić mi jak chcesz, byle byś mnie pamiętała!
- Leselie, ale mów mi Lesie lub Less - uśmiechnęłam się ściskając jej dłoń.
- A Lesiak może być? - zaśmiała się.
- Lesiak? Byle byś mnie pamiętała! - powtórzyłam jej słowa.
- Jesteś niezła w podkradaniu słów... - zamyśliła się - Może jednak "Papuga" będzie lepiej!?
- A ty niezła w wymyślaniu imion... - westchnęłam.
- Jak myślisz? - usiadła na ławce - Będzie mi trudno podołać wyzwaniom Turnieju?
- Nie znając cię nie wiem jak odpowiedzieć - powiedziałam.
- Mamy na to caaałą noc!
- Jednak ja muszę wracać do środka szukać mojego przyjaciela... Musimy jeszcze kiedyś pogadać! - rzuciłam szybko i bez pożegnania udałam się do Wielkiej Sali.Wydawało mi się, że atmosfera trochę się zmieniła na spokojniejszą. Chciałam za wszelką cenę poszukać Harry'ego, ale za nic w świecie nie mogłam znaleźć ani jego, ani przyjaciółek. Nagle usłyszałam za sobą głosy.
- Cześć śliczna! Pamiętasz nas? - stanęli przede mną dwaj Bułgarzy.
- Przypomnij mi kim jesteście...- spojrzałam na nich zdziwiona.
- Pomogliśmy ci, a ty nas nie pamiętasz? - mówił zawadiacko.
- Nie? - odparłam próbując ich wyminąć, ale jeden z nich złapał mnie za ramię - Puszczaj! - syknęłam.
- Pytałaś się nas o Weasley'a w Pokoju Wspólnym! - przypomniał mi.
- Aha i co w związku z tym? Tylko zapytałam! - szarpałam się z Bułgarem.
- Wisisz nam za to taniec, wiesz o tym? - uśmiechnął się wrednie.
- Jak mnie w ogóle poznaliście? * dotknęłam dłonią maski.
- Twoje perfumy cię zdradzają! Wy kobiety... - westchnął i zaśmiał się żartując ze mnie jak z idiotki. Moja cierpliwość sięgała zenitu.
- Puszczaj! Nie mam z wami nic wspólnego! - warczałam na nich jednak oni najwyraźniej udawali, że mnie nie słyszą. Ciągnęli mnie z całej ich siły. Jedak szybko się poddałam czując ból w rękach.
- Chyba słyszysz, że nie ma na to ochoty? - usłyszałam za sobą znajomy głos. Znowu zapomniałam jak się oddycha i kompletnie mnie zamurowało.
- Bo co mi zrobisz? - ściskał mnie za nadgarstek.
- Chyba nie chcecie, żeby wszystkie dziewczyny w tej szkole dowiedziały się jacy z was damscy bokserzy? - mówił spokojnie chłopak w czarnej masce. Znowu jego postać miała ten sam kolor włosów, co ostatnio oraz ten sam kolor oczu, czyli znienawidzony przeze mnie szaro-niebieski.
- Nie masz na to dowodów! - trochę uległ.
- Jej siniaki na nadgarstku wystarczą - wskazał palcem na mnie.
- Niech wam będzie... - oswobodził mnie z uścisku. Spojrzałam się dziwnie na Malfoy'a.
- Coś ci się stało? -  zadrwiłam.
- Musisz używać mniej perfum - oznajmił uśmiechając się przekornie.
- Aha, to żegnam - rzuciłam i odwróciłam się na pięcie.
- Możesz poczekać? Nie po to cię uratowałem! - krzyknął, a ja zwróciłam się w jego stronę.
- No tak, bo nie ma to jak bezinteresowny bohater...- westchnęłam.
- Chodź - poszedł w stronę wyjścia, a ja mimowolnie poszłam za nim. Czego on znowu ode mnie chce? Otworzył drzwi do klasy od eliksirów, a ja posłusznie za nim weszłam.
- Szybko, bo się spieszę - popędzałam go.
- Już wiesz kto to może być? - zapytał trochę niepewnie.
 - Nie - odpowiedziałam bez emocji w głosie.
- Musisz coś wiedzieć, no błagam!
- Od kiedy ty błagasz? - zaśmiałam się.
- Och, zamknij się White! - warknął.
- Dla ciebie "Pani White" - odwdzięczyłam się, a on spiorunował mnie wzrokiem - No dobra. Powiem ci coś, ale znając życie połowa Hogwartu zaraz się dowie...
- Pewnie nic to nie da, ale możesz mi zaufać! - prawie wybuchnął złośliwym śmiechem.
- Uspokój się, bo nic nie powiem! - zagroziłam.
- Ma to związek ze... znakiem? - ściszył ton.
- Wydaję mi się, że w stu procentach - rzekłam, a on zrobił poważną minę. Opowiedziałam mu o tym, co usłyszałam idąc do Dumbledore'a, ale zaraz potem miałam wyrzuty sumienia. Jak mogłam tak bardzo ponieść się chwili?! - A teraz zapomnij! Nie mówmy o tym...
- Jesteś w to zamieszana, White! Nie ma powrotu! Tchórzysz? - krzyczał na mnie - Nie zostawiaj mnie w tym samego!
- Teraz ty pokazałeś jak bardzo jestem ci "potrzebna" - uśmiechnęłam się ironicznie.
- A nie jesteś?! Jesteśmy w tym bagnie we dwoje i razem musimy z niego wyjść, White - mówił zdenerwowany.
- Sam sobie wychodź... - mruknęłam.
- Jesteś nienormalna! - syczał.
- Powiedział poważny! - odgryzłam się.
- Daj sobie spokój!
- No dobra! - krzyknęłam - Czego chcesz? Jak mam ci pomóc?! - pytałam wściekła.
- Wystarczy, że będziesz potrafiła ze mną normalnie porozmawiać, wtedy gdy będę cię potrzebował - mówił - Teraz tylko tyle.
- Zgoda. Mogę już iść? - przytaknął lekko głową, a ja szybko wyszłam z sali unikając jakiegokolwiek kontaktu z nim. Zapowiada się ciekawa znajomość... Powróciłam do Wielkiej Sali, gdzie zobaczyłam uśmiechającą się szeroko Ginny. Podeszłam do niej bliżej. Już wiedziałam tak naprawdę co się stało. Poczułam się szczęśliwa widząc Alex, która właśnie tańczyła do wolnej muzyki z Akashi'm.


Pomijając wszystkie wątki z Malfoy'em myślę, że to był mój jedyny w życiu bal, który mi się podobał. Zawsze kończyłam podpierając ściany, a dziś jedynie podpieram na duchu przyjaciółki. Oby tak dalej Lesie. Powoli wracaj do normalności.

-----------------------------------------------

I was thinking bout you, thinkin bout me

Thinkin bout us, what we gon' be
Open my eyes yeah, it was only Just A Dream
So I travelled back, down that road
Will she come back, no one knows
I realize yeah, it was only Just A Dream

---------------------------------------------------------
Kolejny rozdział za nami! Ale się rozpisałam! :d Wyszło mi z 5 stron, ale myślę, że coś dłuższego nie zaszkodzi. Jak zwykle KOMENTUJCIE! Jeśli mnie czytasz, a nie komentujesz to na co czekasz?! XD Myślę, że mam teraz więcej czasu na pisanie rozdziałów (bo w końcu ferie ^^) i będą pojawiały się częściej! :3 Niestety to, że nie mam telefonu bardzo to utrudnia. Pozdrawiam Olę, która motywuje mnie na bieżąco pisząc co 10 minut "I jak rozdział?" XD Stworzyła mema, którego widzicie na dole ^^ Do następnego!

piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział VIII "Martwe oczy"

Moje serce stanęło. Muszę poprawić swój wzrok, mam zwidy czy wadę? Włosy postaci, która z niecierpliwością spoglądała na krajobraz Hogwartu były platynowe, a postawa pełna nienawiści. Znam tylko jedną osobę, która tak wygląda. Odwrócił się i spojrzał na mnie. Nie miałam już wątpliwości. Jego szaro- niebieskie oczy wlepione były we mnie. Podszedł bliżej mierzony moim martwym wzrokiem.



- Malfoy... - patrzyłam na niego z wielkimi oczami - T-y? - głos mimowolnie mi zadrżał. Cała atmosfera bardzo źle na mnie działała.
- White! - powiedział tak, jakby się dusił. Widocznie moje nazwisko nadal wywołuje u niego odrazę.
- Czemu podszywasz się pod Georga? - syknęłam groźnie.
- Bo jakbym podpisał się "Malfoy" w życiu byś tu nie przyszła - powiedział - Eh... jednak jesteś taka naiwna - zadrwił. Na jego twarzy pojawił się tryumfialny uśmieszek. Nigdy nie pozwolę mu się ze mnie wyśmiewać! Spojrzałam na niego wściekle.
- Dosyć! - warknęłam - Czego odemnie chcesz, co? - mówiłam jakbym celowała w niego różdżką.
- Możesz spokojniej? - prosił. Uspokoiłam się słysząc jego ton. Oparłam się o chłodną ścianę.
- Słucham - skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam brwi.
- Chciałbym porozmawiać o tym co stało się na dyżurze - mówił. Spodziewałam się w tym momencie już najgorszego. Spokojnie wsłuchiwałam się w jego słowa mimo to.
- Co to było na twojej ręce? - podszedł bliżej chcąc odkryć mój rękaw od bluzy.
- Łapy precz! - zagroziłam - Nie twoja sprawa, jasne? - zaciągnęłam materiał jeszcze bardziej.
- Daruj sobie... -westchnął chłopak - I tak wszystko widziałem - odszedł na bezpieczną odelgłość.
- Powiedziałam, że to nie twoja sprawa Malfoy! - groziłam jeszcze bardziej.
- Kto nadchodzi? - zapytał uśmiechając się chytro. Denerwowanie mnie sprawiało mu najwyraźniej wielką radość. Nie dam się tak łatwo.
- Myślisz, że tak po prostu ci powiem? - droczyłam się z nim.
- Tak  - odpowiedział odgryzając się.
- Odpowiedź błędna. Przykro mi - próbowałam go wyminąć.
- Myślisz, że dam ci tak łatwo odejść? - zasłonił mi drogę.
- Tak! - spojrzałam wściekle w jego oczy.
- Odpowiedź błędna. Przykro mi... - sprzedał mi ten jego firmowy uśmieszek.
- Jak śmiesz zabierać mi moje słowa? - powiedziałam przez zęby.
- Nie zmieniaj tematu tylko gadaj! - warczał.
- Chodźbym miała siedzieć tu do rana to i tak nic ci nie powiem! Daj sobie spokój... - wzięłam głęboki oddech - Mogę wiedzieć co masz z tym wspólnego?
- Obiecaj mi tylko, że odpowiesz mi na moje pytanie - ściszył tajemniczo ton. Pokiwałam lekko głową. Nie podobało mi się to. Czemu czułam ciągły niepokój i przechodzący dreszcz? Rana lekko pulsowała, co sprawiało delikatny ból. Malfoy przysunął się i był na odległość trzech kroków odemnie. Zamknął na dłuższą chwilę oczy, a gdy je otworzył cicho westchnął i odkrył swój kawałek ręki spod materiału. Serce waliło mi jak szalone. To nie może być prawda!
-N-nie... - mruknęłam przerażona. Malfoy na swojej prawej ręce w dokładnie tym samym miejscu co ja posiadał podobne znamie.
- Teraz już wiesz?! - zakrył szybko ręke.
- Od kiedy to masz? - nie dowierzałam.
- Od niedawna, nie interesuj się już - syknął.
- To teraz sprawa moja i twoja! - zauważyłam.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
- A jednak masz! - krzyknęłam.
- Odpowiedz mi na pytanie! - rozkazał.
- Nie mam pojęcia OKEJ?! - wrzasnęłam mu prosto w twarz. Nikt nie działał na moje nerwy tak jak on i jego arogancja. Nienawidziłam go przez całe życie, a teraz mam mieć z nim wspólne znamie? Ratujcie mnie!
Żenujące...
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem! - przygwoździł mnie do zimnej jak lód sciany wieży.
- Marnujesz swój czas na odkażanie rączek, bo i tak nic nie wiem! - mówiłam pogardliwie - To była moja odpowiedź - szarpałam się z całych sił.
- Słuchaj, muszę to wiedzieć, bo inaczej może źle się to skończyć! Więc może ty zacznij mówić prawdę, bo zginiesz! - groził mi. Moje serce znowu przyspieszyło. On wie o czymś czego ja nie wiem. I raczej nie powinnam. Ukrywa coś i boi się przyznać, a groźby są jedynie ostrzeżeniem.
- Mogę cię zapytać o to samo - szarpnęłam nim mocno i oswobodziłam się z uścisku - A teraz żegnam! - zeszłam z wieży trzaskając mocno drzwiami.
- Kretyn... - przeklinałam pod nosem Malfoy'a. Ile ja bym dała, aby to był ktoś inny. Czemu posunął się tak daleko? Boi się?  On? Nie potrafię uwierzyć. On zawsze zgrywa twardziela. Może go nie znam? Nienawidzimy się wzrokiem, a nie sercem. Nie wiem nic o nim, ale znam jego wygląd na pamięć. Nie mogę mu ufać. Bardzo dobrze, że skłamałam, bo przynajmniej mam czas, by podjąć decyzję. Nie mam też go dużo wnioskując po jego wypowiedziach. Nie mam zielonego pojęcia co teraz robić. Czemu to znowu mi się przytrafia? Przeklęty los! Nie pozostało mi nic innego jak pójść z powrotem do Pokoju Wspólnego unikając kogokolwiek, kto przypomina tą tlenioną fretkę. Niestety spotkałam na miejscu dwie podobne inteligencją osoby. 
- Lesie, bo my... - wyglądali jak dwa smutne mopsy - przepraszamy, że tak na to wszystko zareagowaliśmy!
- Jasne... - ziewnęłam.
- Co? Wybaczasz nam? - zdziwili się.
- A mam jakiś inny wybór? - uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, że po wszystkim co się dzisiaj stanie potrafię się jeszcze uśmiechnąć. Bliźniacy spojrzeli znacząco - Lecę spać - rzuciłam i weszłam schodami do Dormitorium. Otworzyłam cicho drzwi w przeciwieństwie do hałasu w pokoju. Na moje nieszczęście siedziała tam Lavender, która właśnie opowiadała o zdarzeniu z Hogsemade stawiając się na miejscu poszkodowanej. Zwróciła głowę na mnie z obrażonym wzrokiem.
- Masz czelność jeszcze mi się pokazywać na oczy?! - syknęła. Jeszcze jej mi brakowało...
- To mój pokój - odparłam z chęcią nie rozpoczynania kłótni.
- Naprawdę przykro mi, że dzielisz pokój z taką idiotką! - obgadywała mnie na głos do Ginny.
- Wynoś się z tego pokoju! - nie wytrzymałam i wrzasnęłam na Brown. Alex siedziała razem z Ginn cicho, nie wtrącając się w kłótnie. 
- Nie zabronisz mi tu siedzieć! - odpyskowała.
- Jesteś naprawdę tak nieznośna, że koleżanki wyrzuciły cię z Dormitorium? Oh, zapomniałam, że nie masz koleżanek! - drwiłam z czerwonej z wściekłości Lavender. Dziewczyna momentalnie wstała z hukiem z łóżka i bez słowa wyszła trzaskając drzwiami. Alex wytrzeszczyła oczy.
- Co ci się stało?! Gdzie byłaś? - obrzuciła mnie pytaniami.
- Na iście przyjacielskim spotkaniu - uśmiechnęłam się nerwowo - Opowiadaj jak było na randce z Akashim! - usiadłam po turecku na swoim łóżku.
- To nie była randka! - upierała się Alexandra. Ginny chicho się śmiała. 
- To co?! - dołączyłam do Ginevry.
- PRZYJACIELSKIE SPOTKANIE! - powiedziała wyraźnie.
- Akashi nie wyglądał na twojego przyjaciela... - dorzuciła rudowłosa. Alex nadal nie przestawała być czerwona. 
- Możesz nam zaufać! Opowiadaj! - namawiałam przyjaciółkę.
- Trochę się o to martwię... - westchnęła głęboko.
- Mów! To nie mogło być tylko spotkanie! - przekonywała dalej Ginny.
- Tak... Może... - oparła głowę o dłoń brunetka.


- Co się takiego stało? - mówiłam w pełni podekscytowana.
- Mam wam teraz wszystko opowiadać? Dużo tego... Wy mi tak o wszystkim mówicie, a ja nie. Jestem do tego zmuszona. A więc... - ja i rudowłosa zamieniłyśmy się w słuch - Spotkaliśmy się tak jak każdy. Poszliśmy razem do wioski i gadaliśmy w międzyczasie o dyżurach. Powiedziałam mu, że jest jedynym ślizgonem, który jest do wytrzymania, a on się do mnie uśmiechnął - zaświeciły jej się oczy - Poszliśmy razem do Miodowego Królestwa i wzięliśmy parę ciastek. Mieliśmy iść nad jezioro, ale spotkałam się z tobą i postanowiłam odprowadzić. Wracając z Ash'em do Hogsmeade przypomniałam mu o tej wodzie i poszliśmy tam posiedzieć pod drzewem. Wszystko się wtedy zmieniło! Już nie rozmawiał o prefektach i szkole, ale o mnie i o nim. Można powiedzieć, że po tamtym jedzeniu ciastek dowiedziałam się o nim sporo rzeczy... - uśmiechnęła się - Lubi cynamonowe ciastka, kolor czerwony oraz kiedyś rzucił zaklęcie poza szkołą i miał kłopoty... Później zdarzyło się coś czego nigdy nie robiłam z żadnym chłopakiem. Chyba, że z tatą, ale on się nie zalicza! - zaśmiała się, a napięcie coraz bardziej wzrastało - Postanowiłam, że muszę już tu wracać, a on powiedział, że mnie odprowadzi. Nie spodziewałam się tego, ale cały czas trzymał mnie za rękę. Puścił mnie dopiero przed obrazem Grubej Damy! - zaczerwieniła się - Nie wiem co mam o tym myśleć! - schowała głowę ze wstydu. Nie dziwię się, bo wzrok młodej Weasley mówił sam za siebie. 
- Nie masz co się głowić! Trzymanie za rękę, a pierwszy pocałunek to nie to samo, prawda? - próbowałam się nie zaśmiać.
- Zmieńmy temat! Błagam was! - prosiła Nore.
- No to teraz ty Ginny! - wskazałam na przyjaciółkę.
- Nie masz co się zamartwiać. Długo nie posiedzieliśmy, bo jak zwykle miał coś ważnego do załatwienia i nie zdążyliśmy poważniej pogadać - mówiła smutno.
- Nie martw się! - pocieszałam ją spoglądając na zegar - Jestem już śpiąca. Idę spać! Dobranoc! - rzuciłam życzliwie. Niedługo potem zamknęłam oczy z myślą, że szybko uda mi się zasnąć. Moje myśli jednak były błędne. Jutro nastanie wyczekiwany dzień... Jednak nie przeze mnie. Dzień grozy i obaw. Wszystko przede mną...
--------------------------

"Oh,you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own.
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home."

--------------------------
Jest wyczekiwany rozdział! Komentujcie! Bardzo mnie to motywuje! ^^ Krytyka mile widziana! Zapraszam! Chyba już wiecie, że zgubiam telefon, prawda? 30 rozdziałów zarysu opowiadania poszło się... Eh, czemu ja? :C