sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział IV "Cześć śliczna!"

Nadal, mimo mojego załamania bardzo chciałam porozmawiać z Dumbledore’m.
Być może okazałoby się, że jest jedyną osobą, z którą mogłabym porozmawiać bez obaw. Wytarłam szybko łzy, poprawiłam włosy i zapukałam lekko w drzwi. 
- Proszę - drzwi lekko się uchyliły - O, Panna White! Wejdź - powitał mnie dyrektor.
- Chciał mnie Pan widzieć - powiedziałam smutno.
- Tak, siadaj - wskazał mi drewniane krzesło, po czym spełniłam jego polecenie - Nie miałaś przyjść do mnie jak poczujesz się lepiej? 
- Miałam, ale uznałam, że rozmowa z mi w jakimś stopniu pomoże - wlepiłam wzrok w okno.
- Dobrze... - dyrektor zamyślił się, a zza połówek okularów oczy zaświeciły mu się smutno. 
- O czym chciał mi Pan powiedzieć? - zapytałam zaczynając rozmowę.
- Nie chciałem ci tego nigdy mówić Lesie... tak jak każdemu innemu uczniowi w Hogwarcie, Jesteś w niebezpieczeństwie. Widziałem twój znak na ręce. To nie może wróżyć nic dobrego. Czy wiesz może kto wrócił? Kto chciałby cię szukać? - zapytał spokojnym, smutnym oraz zmartwionym tonem.
- Nie... - opuściłam głowę - Znaczy się... chyba nie.
- To znaczy? Potrzebujemy choćby najmniejszych powodów - mówił dyrektor spoglądając czasem na pogodę za oknem.
- Śmierciożercy. Oni zabili moich rodziców! - uniosłam się lekko - A teraz pewnie szukają mnie! Boję się - szepnęłam
- Fakt, to może być powód... - nie dokończył, bo szybko mu przerwałam.
- Profesorze?!
- Tak? 
- Czy to prawda... - ściszyłam głos - Czy to prawda, że on wrócił? - Dumbledore w jednej sekundzie osłupiał. Spuścił lekko głowę i głęboko zamyślił. Jego wargi delikatnie drgały, a oczy znów błyszczały. 
- Niestety tak. - odparł bardzo smutnie. Czyli jednak. Czyli jednak wszystko będzie teraz inne. Voldemort może powrócić w każdej chwili. Na dodatek ma teraz zapewne większy wpływ na Śmierciożerców. Braknie mi sił. Czasem mam ochotę dać się złapać i zakończyć ten cały strach, zapomnieć o wszystkim, zobaczyć rodziców... ale jednak chcę walczyć. Chciałabym pomścić moich rodziców, pokazać im, że nie jestem słaba, że ja - córka White'sów będę potrafiła przezwyciężyć śmierć. Pokażę im, że potrafię zadbać o własne jutro. Chciałabym ich zobaczyć, lecz nie mogę zapomnieć, że czeka mnie to na końcu drogi. Myśli te napoiły mnie w dobre myśli i chęci do życia. 
- Nie mogę się bać - powiedziałam stanowczo, co lekko zadziwiło dyrektora.
- Jednak musisz uważać Leselie. Nie będę ci zabraniał robić wszystkiego, co może być podejrzane,bo chcę, abyś żyła jak najnormalniej. Zdajesz się teraz na własne sumienie. Staraj nie zadawać się z ludźmi, którzy mogą wydawać się fałszywi - mówił tak, jakby opowiadał mi jakąś historię. Profesor potrafi być naprawdę zaskakujący.
- Bardzo dziękuję za rozmowę, ale jednak muszę już iść - uśmiechnęłam się ciepło - Bardzo mi Profesor pomógł, dziękuję jeszcze raz - powiedziałam i wsunęłam krzesło.
- Jeśli kiedyś będziesz potrzebowała pomocy to mów Leselie! Pukaj do mnie śmiało! - odwzajemnił uśmiech, a ja wyszłam. 
- Gabinet cudów - parsknęłam śmiechem pod nosem i wróciłam z powrotem do łóżka.
- Dziecko! Gdzie ty się podziewałaś?! - wpadła wystraszona Pani Pomfrey.
- Musiałam porozmawiać z Profesorem Dumbledore - oznajmiłam kładąc się.
- Przyjmij te lekarstwo, pomoże ci - podała mi jakiś płyn - to na uspokojenie. Dobranoc! I już więcej mi nigdzie nie chodź! - krzyknęła zatroskana i wyszła, czyli cała Pomfrey. Poprawiłam poduszkę i wygodnie się położyłam, gdy na moje nieszczęście sowa zapukała w okno. 
- Felicia! - rzuciłam się do okna i wpuściłam puchacza. Trzymała w dziobie list, który po kilku sekundach znajdował się moich dłoniach. Za żadne skarby nie wiedziałam kto kto może być.
Otworzyłam list i wyjęłam zawartość.

Spotkajmy się zaraz w Pokoju Źyczeń. Bardzo pilne!
Fred
Strasznie się zdziwiłam. Od kiedy Fred czegoś ode mnie chce? Od kiedy do mnie pisze? Ciekawość mnie zżerała, więc postanowiłam pójść, lecz najpierw zrobiłam z poduszek atrapę mnie. Cicho pobiegłam unikając nauczycieli do Pokoju Życzeń. Pojawił się jako przytulny, mały salon z kominkiem i kanapą. Kręcił się już tam Freddie, który nie mógł ustać w miejscu.
- Jesteś! Myślałem, że nie przyjdziesz! - prawie przytulił mnie chłopak.
- Szczerze to ja też. Mów mi natychmiast po co tu mnie wołasz! - uniosłam głos
- Chodzi o Georga. - wyglądał na bardzo zdenerwowanego i zmartwionego.
- Co się stało?! - teraz ja zaczęłam się denerwować widząc minę bliźniaka.
- Bo widzisz... wczoraj odwalił jakiś numer tym z Durmstrang'u i oni się na nim na pewno zemścili! Słyszałem jak mówili, że zamknęli go gdzieś, ale nie chcą nic powiedzieć! Siedzi tam z pół dnia, a ja go szukam! Pomóż, błagam! - prosił Weasley
- Nie wiedziałam, że zniżysz się do tego poziomu Fred - zaśmiałam się - Pomogę ci, ale... czemu akurat ja?
- Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałem, okej? - przyznał zrezygnowany.
- Czemu masz taką minę, co? - zapytałam uśmiechając się - Żałujesz?
- Dobra Les, ja nie żartuję! Martwię się o niego! Lepiej chodźmy.
- Gdzie? - zapytałam zbita z tropu.
- SZUKAĆ GO, A GDZIE?! - ryknął zdenerwowany.
- Mam lepszy pomysł młotku - szepnęłam - To ci, którzy mieszkają u nas w Pokoju Wspólnym go zamknęli?
- Tak, chyba tak - odpowiedział spokojniej.
- Mam plan. Schowasz się na schodach do Dormitorium i będziesz wszystko słyszał. Pogadam trochę z tymi idiotami. - uśmiechnęłam się szyderczo i puściłam znaczące oko - Chodź! - pociągnęłam go za sobą, ku obrazowi Grubej Damy.
- Czyli tak jak mówiłam...
- Rozumiem - przerwał mi Fred i wszedł do Pokoju Wspólnego. Odczekałam minutę i weszłam po nim. Rozejrzałam się. Sprawcy siedzieli wygodnie na kanapach, śmiali się i grali w jakieś ich narodowe gry. Mniejsza. Usiadłam na kanapie obok nich.
- Cześć chłopcy - powiedziałam słodko trzepocząc rzęsami.
- Cześć prześliczna! - puścił mi oko jakiś chłopak.
- Słyszałam, że zamknęliście gdzieś tego powalonego Weasley'a! - powiedziałam złośliwie chichocząc.
- Tak, siedzi teraz w schowku na miotły - ryknął śmiechem kolejny.
- Rzuciliśmy tam zaklęcie wyciszające, żeby jego idiotyczny brat Fredzio go nie znalazł - powiedział następny, a ja usłyszałam cichy pisk złości Freda.
- Pewnie siedzi tam już pół dnia! - śmiałam się razem z nimi,
- A żebyś wiedziała! - krzyczeli.
- Dobra, ja lecę. Mam imprezę u puchonów - uśmiechnęłam się słodko i wyfrunęłam z Pokoju Wspólnego z prędkością lecącej sowy. Chwile później wyszedł Fred.
- Łał... - jęknął.
- Zatkało? - szturchnęłam go śmiejąc się, a ten zrobił obrażoną minę.
- Mogłaś powstrzymać się od tych wyzwisk... - burknął.
- Chciałeś, żebym znalazła ci brata? To lepiej nie udzielaj mi teraz rad dotyczących mojego aktorstwa! - zagroziłam mu - Przynajmniej już wiemy gdzie jest.
- Schowek na miotły jest tu od groma! - mówił zmartwiony. Podrapałam się po głowie.
- Czy schowki na miotły są na Mapie Huncwotów? - zapytałam, a Freddie podskoczył.
- Jesteś genialna!- przytulił mnie bliźniak.
- Puszczaj! - śmiałam się - A teraz idź wykraść ją Harry'emu! - poleciłam mu, a on pobiegł szybko do Dormitorium. Po trzech minutach był z powrotem z Mapą.
- Tak szybko? - zapytałam.
- Harry dawno już chrapie, a Mapę zostawia zawsze na szafce, więc nie było to takie trudne - Powiedział przyglądając się mapie - Mam! - krzyknął wskazując miejsce, na którym widniał napis: "George Weasley". Poszliśmy w stronę celu.
- Ej Lesie, co się stało, że masz zabandażowaną rękę? - zapytał.
- Zemdlałam i obiłam rękę upadając - skłamałam szybko.
- Jesteś w Skrzydle Szpitalnym?
- Aktualnie nie, ale uciekłam specjalnie dla ciebie - uśmiechnęłam się.
- Ale już okej? - powiedział zatrzymując się przy schowku.
- Tak. - wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w zamek - Alohomora! - krzyknęłam, a drzwi od schowka otwarły się.
- Georg'ie! - rzucił się na siedzącego w kącie brata.
- W KOŃCU MNIE ZNALAZŁEŚ! - krzyczał na niego George - I to na dodatek nie sam... - westchnął głęboko.

- To ja już wrócę do siebie - uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki Lesie. Jesteś najlepsza! - powiedział Fred odwzajemniając uśmiech.
Wróciłam zmęczona do łóżka w Skrzydle. Opadłam na nie z hukiem i niedługo później zasnęłam. Przyjaciele są najlepszym lekarstwem na ból, na strach oraz receptą na szczęście. Dałabym za nich wszystko, przysięgam!

"Przyjażń potępia w chwi­lach trud­nych, nie od­po­wiada
 zim­nym ro­zumo­waniem: gdy­byś postąpił w ten
 czy tam­ten sposób... Ot­wiera sze­roko ra­miona
 i mówi: nie pragnę wie­dzieć, nie oce­niam, tu­taj jest
 ser­ce, gdzie możesz spocząć."

------------------------------------------------
Bardzo dziękuję za przeczytanie i jak zwykle komentujcie! Myślę, że rozdział jest przyjemniejszy i 
lepszy od ostatnich o ciągłym strachu itp.

Rozdział III "Zabójczy dyżur"

Dochodziła godzina osiemnasta. Siedziałam w Pokoju Wspólnym wpatrując się zabójczym wzrokiem w Alex.
- Nie patrz się tak na mnie! - powiedziała zakrywając twarz książką od eliksirów.
- Lepiej teraz zobacz czy istnieje eliksir, który zamieni cię z powrotem w człowieka - uśmiechnęłam się szyderczo. Musiałam już wychodzić, więc wstałam.
- Tylko się nie pozabijajcie - nabijała się dalej.
- Postaram się - rzuciłam obrażona i udałam się do miejsca obok Czary Ognia. Usiadłam na ławce przyglądając się sylwetce zmierzającej w to samo miejsce. Draco zatrzymał się i oparł o ścianę wyraźnie smutny. Jak widać nie tylko ja mam ostatnio powody.
- Co ci jest? - zapytałam próbując jakimś cudem zacząć rozmowę z tym idiotą.
- Co? - podniósł głowę.

- Powiedziałam co ci jest - oznajmiłam mu lustrując go wzrokiem.
- Od kiedy się mną przejmujesz? - zapytał udając zdziwienie.
- Od kiedy się do mnie odzywasz?
- Od kiedy TY się do mnie odzywasz? - warknął, a ja zamilkłam. Oparłam głowę o ręce i wlepiłam obrażony wzrok w podłogę nie patrząc już na tą tlenioną małpę.
- A o co ci dokładnie chodzi? - uległ po chwili.
- Wiedziałam - mruknęłam uśmiechając się pod nosem - Jesteś smutny.
- Ja? - zapytał
- Nie, ja - westchnęłam
- Taki już jestem - powiedział beznamiętnie.
- Fajnie - znów mruknęłam.
- Już? Jesteś już... co ty masz na ręku?! - spojrzał się ze zdziwieniem na połowę odkrytego znaku. Szybko pociągnęłam za rękaw od koszuli i zakryłam znamię.
- Nic! - wrzasnęłam.
- Gdzie tu sprawiedliwość... - westchnął. Chyba nigdy nie widziałam go takiego smutnego i zamkniętego w sobie. Przecież, gdyby wszystko było z nim w porządku to dawno leżałabym martwa. Siedzieliśmy w milczeniu. Malfoy znowu wpatrywał się bezmyślnie w ścianę. Czasami chciałabym czytać w myślach. Świat stałby się fajniejszy, bo mogłabym w każdej chwili komukolwiek doradzić wiedząc co mu dolega. Tak jest teraz. Draco stoi zamyślony, smutny, a ja muszę tylko się zastanawiać, bo i tak się nie dowiem. CO SIĘ DZIEJE Z LESELIE WHITE, CO? Od kiedy to, aż tak bardzo mnie obchodzi?! Miałam dość siedzenia z nim i wstałam, aby się przejść. Chciałam już dać krok do przodu, gdy nagle doszedł do nas okropny, przeraźliwy, dziewczęcy krzyk.
- Malfoy, szybko! - popędzałam go chcąc zobaczyć co się stało.
- Co znowu? - zapytał ocknąwszy się.
- MASZ DYŻUR IDIOTO! - krzyknęłam do niego i pobiegłam ku źródła krzyku. Biegłam jak najszybciej. Widziałam już postać przerażonej dziewczyny i kilku uczniów zebranych obok.
- Co się stało?! - pytałam dysząc ze zmęczenia. Spojrzałam na uczniów. To Lavender Brown tak krzyczała. Wskazała mi palcem na ścianę. W jednej chwili mnie zamurowało. Na ścianie zostało napisane krwią:

"Nadchodzę, pamiętasz?" 
 Zaczęło mi się kręcić w głowie, oczy zaszły mgłą, a rana zaczęła strasznie boleć. Słyszałam stłumione krzyki "White! Co ty wyprawiasz?!", "Nic ci nie jest?", "Co z nią?". Straciłam grunt pod nogami i obraz znów był czarny. Zemdlałam po raz kolejny. Nic nie widziałam, nie czułam i wiem tyle, że teraz było ze mną gorzej.

---------------------------------------------

- Akashi jak myślisz, kiedy się obudzi?
- Leży tu tylko godzinę.
- AŻ godzinę. - słyszałam nad sobą głosy.
- Budzi się! - krzyknęła Alex. Powoli obraz wracał do normalności, ale znowu dostałam bólu głowy.
- Co ja tu robię? - mruknęłam łapiąc się za głowę.
- Zemdlałaś - oznajmiła zatroskana dziewczyna - Ktoś cię tu przyniósł, jesteś w skrzydle szpitalnym.
- Dumbledore będzie chciał z tobą porozmawiać, bo widzisz... - urwał nagle Akashi.
- CO? - krzyknęłam - Co chce?!
- Zobaczył coś niepokojącego i musicie porozmawiać jak tylko wyzdrowiejesz - dokończyła za niego Alex. Przypomniałam sobie, że dużo osób może teraz zobaczyć mój znak. Właśnie! Spojrzałam na moją rękę, która była cała obandażowana. Połowa osób już na pewno widziała, a szczególnie ta, która mnie tu przyniosła.
- Kto mnie tu przyniósł?
- Nie wiemy - odpowiedziała patrząc dziwnie na Akashi'ego.
Westchnęłam głęboko i położyłam się z hukiem na łóżko.
- A co z Malfoy'em? - zapytałam po chwili zamysłu.
- Właśnie skończył dyżur - odpowiedział patrząc na zegarek Ash.
- Sam? - zapytałam nie dowierzając.
- Sam. - odpowiedziała spokojnie Alex i usiadła obok mnie. Spojrzałam na nią obrażona.
- Widzisz już dlaczego nie mogę chodzić na dyżury z Malfoy'em? Umarłam przez niego prawie!
- Odpuszczę ci pod jednym warunkiem. - powiedziała roześmiana
- Słucham - uiaam zaciekawiona na poduszce
- Wezmę do tego Ginny, ale ty będziesz przynajmniej raz na miesiąc robiła to za nią. - tłumaczyła poważnym głosem.
- Dobra... - westchnęłam - Idę spać - powiedziałam zakrywając się kołdrą.
- Lepiej już chodźmy Alex - powiedział ciągnąc dziewczynę za sobą.
- Przyjdziemy jutro! - zdążyła jeszcze krzyknąć i wyszli. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Czułam ogromną potrzebę pójścia do dyrektora. Czułam się już normalnie, ale bolała mnie nadal głowa. Wstałam po cichu, aby Pani Pomfrey nic nie usłyszała. Wymknęłam się na korytarz i szłam spokojnie. Nagle usłyszałam głos Snape'a i schowałam się za kolumną.
- Ale musisz mnie zrozumieć Albusie, że nasza szkoła jest znowu w niebezpieczeństwie - warczał wyraźnie zdenerwowany.
- Ależ ja nie wiem o czym mówisz Severus'ie - ignorował go Dumbledore
- Najpierw Potter, a teraz White! Oni ściągną na szkołę poważne zagrożenie! - nie odpuszczał Snape.
- Nie rozumiem cię. Co mamy zrobić? Zesłać ich na Syberię? - mówił spokojnie dyrektor - To jest ich dom, a naszym obowiązkiem jest ich chronić.
- Sam dobrze wiesz, że SAM - WIESZ - KTO powrócił Albusie! Nie możemy szczególnie teraz narażać Hogwartu!
- Ale też nie możemy traktować ich inaczej! To nie ich wina, że znajdują się w tej sytuacji. Nie zważając na nic Severusie, musimy im pomóc. Skończyłem. - powiedział poważnie i wszedł z trzaskiem do gabinetu. Nie możliwe... on wrócił. Czemu nic nam nigdy nie wiadomo!? Oczy zaszkliły mi się łzami. Próbowałam je powstrzymać, ale nie potrafiłam. Teraz wszystko będzie inaczej, teraz wszystko się zmieni, teraz wszystko będzie się psuć.

"Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym. Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia, a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przek­reśla. Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru. Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak pot­ra­fimy być ni­mi jutro?"
--------------

Mam nadzieję (jak zawsze XD) że się podobało. Zostawcie komentarz, bo nie widzę sensu pisania
tylko dla jednej osoby. ( TAK O TOBIE MÓWIĘ OLA) Rozdział trochę krótki i praktycznie o tym 
samym. Nie mam ostatnio weny, ale to nie oznacza, że kończę z pisaniem! Rozdział z dedykiem dla kochanej Oli, dzięki której nie napisałabym tego nigdy! Dziękuję też za obrazek mojej Lesie jako jedenastolatka :D See ya!