sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział VII "Lepkie włosy"

Czemu czas upływa wolno, gdy nie możemy się czegoś doczekać, a szybko wtedy, gdy tego wręcz nie potrzebujemy i nie chcemy? Wydawało mi się, że została mi godzina do spotkania, a zdążyłam tylko porozmawiać z Georgem. Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Nie skaczę z radości i też nie płaczę z rozpaczy. Sama wszystko wymyśliłam! Nigdy nie lubiłam Lavender, ale nie mogłam przejść obojętnie, ponieważ musiałam zakończyć ten cały cyrk. Albo zakocham w niej Freda, albo ją odkocham. To drugie jest pozornie proste, tyle że pozory mylą. Zbliżałam się już do stojącej w oddali postaci Lavender. Przymrużyłam lekko oczy. Zdawało mi się, że widzę tam kogoś jeszcze, ale natychmiast się za to skarciłam. Kto mógłby stać i czekać z nią, skoro wszyscy są z kimś umówieni? Byłam już coraz bliżej, aż w końcu widok celu trochę mnie rozbawił. Obok Lavender stali już bliźniacy. Przed chwilą rozmawiałam z Georgem! Stał obok mnie, a ja szłam tak szybko! Oni są niemożliwi!
- Cześć! - pomachali mi Fred i George, który oczywiście udawał, że się nie widzieliśmy. Muszę go pochwalić za udaną grę aktorską. Ciekawe do czego jeszcze się posunie. W pewnym momencie poczułam przeszywający mnie, chłodny, zły wzrok dziewczyny. Najwyraźniej nie była zadowolona z aktualnego obrotu zdarzeń, bo to ja miałam być pierwsza, a bliźniacy pokrzyżowali mi plany.
- Spóźniłam się? - spytałam.
- Jesteś punktualnie - odpowiedziała Lavender doprowadzając się już do normalnego stanu jeśli tak można to nazwać. Ruszyliśmy razem w stronę wioski. Dużo rozmawiali, a ja rzadko kiedy się odzywałam. Fred i Lavender zaczęli nawet swoją pierwszą rozmowę! Jestem pod wrażeniem...
- To gdzie idziemy? - zapytała Lav.
- Gdzie chcecie - odparł George.
- To wy dziś wybierajcie - powiedziałam.
- Pod Trzema Miotłami? - zaproponował.
- Jestem za! - dorzucił Fred. Weszliśmy do środka. Nieczęsto chodziłam w to miejsce, bo zawsze wolałam Miodowe Królestwo. Zajęliśmy czteroosobowy stolik.
- Pójdę nam złożyć zamówienie, chcecie coś? - wstałam od stołu. - Cztery razy kremowe piwo - odpowiedział Fred.
- Dobrze. George... - zwróciłam się do rudzielca i chrząknęłam znacząco - Chodź ze mną.
- Już idę - wyszczerzył się i odskoczył od stołu zostawiając przy tym naszą parkę razem. Uśmiechnęłam się zwycięsko. Idąc do lady powtórzyłam bliźniakowi to o czym myślałam.
- Nieźle grasz Georgie - przyznałam.
- Nie sądziłem, że zniżysz się do takiego poziomu! - zdziwił się
- To moje słowa!
- Masz jeszcze jakiś plan? - zmienił szybko temat. Nigdy więcej nie chwalić Weasley'a - zapisane.
- Nie do końca. Chodzi mi o tą rozmowę. Teraz nie jestem pewna wszystkiego, ale choć trochę się poznają - mówiłam ustawiając się z chłopakiem w kolejce.
- Ciekawe... - zamyślił się. Chwila... on myśli! - Przynajmniej wypijesz z braćmi Weasley.
- Zapewniam cię, że to ostatni raz - mruknęłam prawie niesłyszalnie. Zrobiło się pomiędzy nami krępujące milczenie, które wykorzystałam, żeby rozejrzeć się za znajomymi. Niedaleko siedziała Katie z jakimś chłopakiem oraz Ginny z Harry'm. Oboje wyglądali na szczęśliwych swoją obecnością. Nie widziałam, żeby kiedykolwiek dłużej rozmawiali, więc mają do tego okazję. Wyjrzałam przez okno. Nie chciałam tego zobaczyć, ale to co się zobaczyło już się nie od zobaczy, prawda? Draco przechadzał się z Pansy pomiędzy chatkami. Czemu mnie to tak odraża? Spuściłam z nich wzrok i jak najszybciej chciałam powrócić do rozmowy z Georgem.
- A ty kogo byś zaprosił, gdyby nie ja? - narzuciłam mu pierwszy temat jaki wpadł mi do głowy. Używaj głowy Lesie! Nie zadaje się takich pytań!
- Freda - odparł głupkowato.
- Spodziewałam się - powiedziałam pod nosem
- A ty? - spoważniał.
- Nie rób takiej miny, bo jeszcze uwierzę, że potrafisz być poważny! - szepnęłam stanowczym tonem
- Nie odpowiesz mi? - znowu zrobił tę "smutną"minę. Przerwała nam jednak sprzedawczyni, która przyjęła od nas zamówienie. Parę chwil później zastaliśmy z piwami kremowymi rozmawiających: Freda i Lavender, która miała zaczerwienione policzki.
- Tęskniliście za nami? - powiedział rozdając każdemu swój napój Georgie. Fred tylko na niego spojrzał.
- Pracujecie nad czymś nowym? - rozpoczęła temat dziewczyna.
- Zawsze. To przecież oczywiste... - odparł mniej entuzjastycznie Freddie. Błagam, powiedzcie, że macie jakiś eliksir miłosny, bo moja cierpliwość sięga zenitu.
- Mamy w planach nowe smaki Bombonierek Lesera oraz ściągi na egzaminy - wymieniał.
- Nie zapomnij też, że pracujemy nad czymś dla par! - uśmiechnął się podejrzliwie George. Zakrztusiłam się piwem. Czy oni czytają mi w myślach?
- Możesz uszczegółowić? - spytałam.
- A co? Masz kogoś na oku? - droczyli się ze mną.
- Ja nie, ale znam dużo osób, którym by się to przydało - uśmiechnęłam się pod nosem. Kątem oka widziałam jak Lavender zaczynała się gotować. Odezwałam się więcej niż raz na minutę! Porażka...
- A więc chcesz zeswatać ze sobą pół Hogwartu? - nabijał się Fred.
- Może to głupio teraz brzmi. ale gdyby była taka możliwość... - rozmarzyłam się - Życie stałoby się piękniejsze.
- A ty nie skorzystałabyś? - wypytywał.
- Mój urok osobisty ma większą moc, niż wasz wynalazek - zrobiłam do nich złośliwy uśmieszek. Dziewczyna cały czas próbowała coś powiedzieć czy wtrącić, ale kompletnie jej to przeszkadzałam. Zaczęłam wszystkiego żałować. Nie chciałam już tu być i jej pomagać oraz rozmawiać z bliźniakami. Czułam widząc wzrok Lavender, że to się może źle skończyć. Chłodny, nienawistny wzrok dziewczyny był niczym strzał prosto w czuły punkt. Chciałam się już wycofywać, odejść.
- J-ja... - zaczęłam wstając od stołu - Bo ja idę... -  w pewnym momencie przerwałam, ponieważ Lavender wstała z hukiem za mną.
- Zaczekaj... - uśmiechnęła się złowieszczo i bez wahania sprzedała mi szklankę kremowego piwa prosto na czubek głowy. Byłam cała mokra, a ona tylko się uśmiechnęła i rzuciła krótkie "dziękuję", po czym wyszła z pubu. Oczy wszystkich były skierowane na mnie, a bliźniacy omal nie mdleli ze śmiechu. Oczy zaszkliły mi się łzami. Nigdy nie poczułam takiego wstydu jak w tamtej chwili. Stałam w środku budynku obserwowana przez każdego ucznia, który właśnie tam siedział i wyśmiewał mnie. Nie rozglądając się za nikim wybiegłam z budynku jak najszybciej. Zatrzymałam się na chodniku przed Trzema Miotłami i nie miałam zielonego pojęcia gdzie się teraz podziać. Za policzkach spływało kilka łez. Wiedziałam, tak bardzo wiedziałam, że to tak się skończy! Czego mogłam się po niej spodziewać?! A miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze! Rozglądałam się nerwowo. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się.
- Co się stało?! - zdziwiła się Alex lustrując mnie wzrokiem. Wtuliłam się mocno w ramię dziewczyny.
- L- Lavender! Ta podła... - zawyłam z rozpaczy. Przyjaciółka puściła mnie z objęć i nadal trzymała za ramię.
- Chodź Akachi! Musimy ją odprowadzić! - powiedziała do bruneta stojącego obok niej.
- Leselie! - zlustrował mnie wzrokiem. Spojrzałam na niego smutno.
- Spokojnie Ach. Musimy najpierw zabrać ją z powrotem do Hogwartu! - mówiła zatroskana - Ma mokrą głowę.
- No dobrze - rzucił chłopak i ruszyliśmy w stronę zamku. Po drodze spróbowałam opowiedzieć im co się dokładnie stało, ale nie zrozumieli za dużo.
- Czyli, że wkurzyła się na ciebie? - pytała Alex sadzając mnie na łóżku w Dormitorium. Pokiwałam głową.
- Nie wiedziałem, że u was w dormitorium jest tak inaczej! - rozglądał się Akachi.
- Wiecie co? Nie chcę wam psuć tej randki! Lepiej wracajcie do Hogsmeade! - przyglądałam się dwójce. Momentalnie zmienili swój wyraz twarzy, a Alexandra poczerwieniała. Spojrzeli na siebie z zakłopotaniem.
- N-na przyjacielskim spotkaniu! - rzucił niewyraźnie chłopak i pociągnął za rękę Alex
- To my już idziemy... - wyszli pospiesznie z pomieszczenia zostawiając mnie przy tym samą. Weszłam pod prysznic i umyłam klejące się włosy oraz twarz. To było tak do przewidzenia, że się odgryzie za każde moje wypowiedziane słowo. Powiedziałam ledwie dwa zdania i przekierowałam uwagę na mnie. Wredna żmija... Gdybym mogła tylko cofnąć czas to sprawiłabym, że przypadkiem te jej "piękne włosy" zmienią kolor na zielony! Byłoby bardzo przykro, gdyby przypadkiem stało się to przed jakąś randką... Już widzę jej minę! To całkiem niezła myśl. Możliwe, że kiedyś postaram się zemścić. Wyszłam z pod prysznica i udałam się do Pokoju Wspólnego. Sądziłam, że nikogo tam nie znajdę, ale jednak moje myśli były błędne. Na kanapie obok kominka wpatrywała się w ognień Hermiona z książką na kolanach. Dosiadłam się do niej. - Hej Hermiona! - uśmiechnęłam się ciepło - Nie wyszłaś z nikim do Hogsmeade? - zdziwiłam się.
- Cześć Les, nie miałam okazji nikogo zaprosić - powiedziała trochę zawiedziona - W każdym razie mi to odpowiada!
- Ty i książka to para, która zawsze się nawzajem rozumie - zażartowałam, a dziewczyna cicho się zaśmiała. Zawsze podziwiałam opanowanie u Hermiony.
- A ty? Nie wybrałaś się z nikim? - spytała.
- No poszłam... chciałam pomóc Lavender zdobyć Freda, ale skończyło się na tym, że dostałam kremowym piwem na głowę - opowiadałam o zdarzeniach z przed godziny.
- Merlinie... czasami martwię się o Lavender i jej rozumowanie - zachichotała.
- Teraz będzie jeszcze gorzej... A z resztą! Co mnie będzie obchodzić? - westchnęłam głęboko.
- Nie zamartwiaj się tak tym! - potrząsnęła mnie lekko za ramię.
-  Wcale się nie zamartwiam - mówiłam spokojnie - Zwyczajnie mam jej dosyć! - podciągnęłam nogi pod brodę.
- Byłaś tam z Georgem też, tak? - pytała.
- No tak - zdziwiłam się i spojrzałam na Hermione.



- A wiedział o twoich planach?
- Był w to zamieszany - odparłam.
- To może z nim porozmawiaj? - zasugerowała.
- Co mi to da? - westchnęłam.
- Znasz go... będzie mógł ci pomóc w zemście.
- Faktycznie! - oświeciło mnie - Dziękuję Hermi! - przytuliłam ją lekko i popędziłam do Dormitorium. O dziwo Felicia właśnie pukała w okno. Zdziwiłam się. Kto może teraz do mnie pisać? Chwyciłam list w dłonie i poważnie wahałam się co do otwarcia go. Jednak ciekawość zawsze wygrywa. Wyjęłam list z koperty.

Spotkaj się ze mną na wieży astronomicznej, bo musimy pogadać o tym, co się dzisiaj stało. Czekam już na ciebie.
George

Zatkało mnie. To nie jest pismo bliźniaka! Nawet podpis jest nie ten sam. Teraz pytanie brzmiało: "pójść czy nie?". Nawet nie potrafiłam wymyślić kto to mógłby być. Głowa pękała mi od myśli. Czy to nie za dużo wrażeń na dziś? Czy ten ktoś jest dla mnie bezpieczny? Ta ciekawość mnie dobijała! Odłożyłam list na szafkę i po cichu wymknęłam się z pustych pomieszczeń. Dotarłam na korytarz. Dźwięk moich kroków obijał się o jego ściany. Zrobiło mi się zimno, a w głowie głucho. Kto to może być? Na pewno nie George. Niemożliwe. On tak nie pisze. Nie podpisuje się tak. Cel zbliżał się z dużą prędkością. Zamknęłam oczy nie chcąc jeszcze wiedzieć kto stoi niedaleko. Jednak po chwili otworzyłam je. Przeszedł mnie paraliż.


"So I lay my head back down 
And I lift my hands 
And pray to be only yours 
I pray to be only yours 
I know now you're my only hope" 


-----------
Rozdział miał być później, ale korzystam z weny póki ją mam i powstało to co właśnie przeczytaliście. Nie jestem jakaś zadowolona, ale może być. Został mi tydzień do specjalnej notki i na razie kompletuję wszystko :') Komentujcie! Wtedy wena wzrasta!