czwartek, 31 grudnia 2015

Rozdział II "Znak"

Wstałam bardzo wcześnie. Nie mogłam spóźnić się na zajęcia z Transmutacji! Nie chciałam zawalić żadnego przedmiotu na samym początku. Wparowałam do łazienki i szybko założyłam szatę. Wychodząc z Dormitorium spotkałam Ginny, która właśnie zwijała się z łóżka.
- Lesie? Która godzina? - zapytała mnie pół-przytomna.
- Ósma - odpowiedziałam z zadowoleniem.
- Mamy zajęcia dopiero o dziewiątej trzydzieści - zauważyła patrząc się na mnie z widocznym zaskoczeniem.
- Wiem - odparłam dumnie.
- To czemu już jesteś gotowa? - zapytała podnosząc się już z łóżka.
- Idealna okazja, aby zrobić wrażenie na McGonagall - uśmiechnęłam się szeroko i opuściłam pomieszczenie. Szłam spokojnie przez długi korytarz, gdy nagle zza zakrętu wyłonił się jakże kochany Fred Weasley ze swoim bratem bliźniakiem Georgem. Spuściłam głowę i zakryłam twarz włosami z nadzieją, że mój aktualny wróg numer jeden mnie nie dostrzeże. Myliłam się.
- No cześć Leselie! - wyszczerzył się jeden z nich (naprawdę trudno ich odróżnić)
- Ta... hej - mruknęłam i próbowałam ich wyminąć, ale oni jak najbardziej próbowali mnie zatrzymać.
- Mogę przejść? - zapytałam nadal obrażona.
- Chodzi ci o ten kufer? Przeprosiłem! - droczył się Fred
- Może. Mogę już?! - nalegałam i znów próbowałam ich wyminąć.
- Oj Lesie, nie spiesz się tak - drażnił mnie coraz bardziej - Przyjmiesz te moje przeprosiny, czy nadal będziesz się tak boczyć? - zapytał wielce rozbawiony
- Ja?! Boczyć?! - warknęłam - Niech ci będzie...
- No i dobrze - poklepał mnie po ramieniu - Idziesz na śniadanie?
- Tak, ale wolę usiąść sama, - powiedziałam - bo boję się,że przy was "jakimś cudem" mleko na talerzu eksploduje - szeroko się uśmiechnęłam i ich (nareszcie sukcesywnie) wyminęłam. Znajdowałam się niedaleko Wielkiej Sali, więc szybko do niej weszłam i zajęłam wolne miejsce przy stole Gryfonów. Nalałam mleka do miski i wsypałam płatki. Niedługo później do sali weszły Ginny, Hermiona i Alex, które usiadły naprzeciwko mnie.
- Lesie, mam prośbę! - powiedziała błagalnym tonem Alex.
- Słucham - westchnęłam głęboko.
- Pójdziesz ze mną na zebranie Prefektów? Błagam! - prosiła dziewczyna. Wzięłam głęboki oddech. Czemu wszyscy dzisiaj czegoś ode mnie chcą?! Nie mogłam jej odmówić i się zgodziłam.
- Świetnie! Przyjdę po ciebie po lekcjach.

                                                                      -**********-

Po lekcjach wybiła godzina spotkania Prefektów. Jakoś szczęśliwa nie byłam, ale musiałam to znieść. Weszłyśmy do sali od zaklęć, gdzie miało odbyć się zebranie. Usiadłyśmy na krzesłach obok jakiś Krukonów.
- Czy ja powinnam tu być? W końcu to zebranie prefektów - szepnęłam niepewnie do dziewczyny.
- Mogę zabierać ze sobą jedną osobę do pomocy - odpowiedziała poważnie Alex. Chyba za bardzo wczuła się w rolę, ale nie będę wnikać w jej zamiary i grę aktorską, bo to zawsze źle się kończy.
- Proszę już o ciszę! - zawołał pewien Ślizgon, stojąc na środku klasy - Od teraz to ja będę prowadził każde spotkanie i jeśli będziecie mieli jakieś pytania, to proszę, aby kierować je do mnie - uśmiechnął się chłopak. Nie był taki sam jak inni Ślizgoni. Miał niebieskie oczy oraz brązowe włosy. Większość dziewczyn ze spotkania nie odklejało od niego wzroku i chyba się tym razem nie dziwię.
- Z racji tego, że w tym roku odbywa się Turniej Trójmagiczny i są nowi uczniowie, będziemy musieli zwiększyć częstotliwość dyżurów. Chciałbym, żeby z każdego domu wybrano trzy osoby, które zostaną wydzielone przez prefekta do pełnienia tego obowiązku - powiedział czytając z kartki. W tej chwili Alex posłała do mnie złowieszczy uśmiech.
- Nie myśl sobie! - szepnęłam
- Już za późno - uśmiechnęła się szyderczo. Znowu głośno westchnęłam. Poniedziałek... jak ja nienawidzę poniedziałków.
- W sumie to na tyle. Podejdźcie do mnie zaraz, a rozdam wam regulaminy do wywieszenia w Pokojach Wspólnych - znowu się uśmiechnął.
Rozejrzałam się dookoła. Prawie wybuchnęłam śmiechem, gdy zobaczyłam wśród zebranych Draco Malfoy'a, który pomagał temu chłopakowi. Od kiedy on zrobił się taki miły? Po chwili Ślizgon podszedł do mnie i do Alex.
- Proszę - uśmiechnął się ciepło do dziewczyny i podał jej regulamin. Alex odwzajemniła się szybko - A tak w ogóle to jestem Akachi Rush - podał mi rękę nadal się uśmiechając.
- Leselie White - podałam mu rękę
- Alexandra Nore, ale mów do mnie Alex - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Dobra Ach, dosyć tych znajomości - warknął zza jego pleców Malfoy - Musimy iść już do McSzczotki - spojrzał na mnie złośliwie- My się już chyba znamy.
- Aż za bardzo - powiedziałam unikając jego spojrzenia. Odwróciłam się.
- Alex, proszę cię chodźmy już - ciągnęłam ją za rękaw od szaty.
- Lesie idź sama! Muszę jeszcze tu zostać. - odpowiedziała i kompletnie zignorowała. Nie zważając już na wszystko po prostu wyszłam i skierowałam się w stronę Pokoju Wspólnego.


                                                                  -****************-

Obudziłam się w środku nocy czując ogromny ból na prawej ręce. Wstałam z łóżka, gdyż ból nie dawał mi zasnąć. Poszłam do łazienki i zaczęłam przemywać dłonie zimną wodą. Ból był tak ogromny, że oczy zaszły mi mgłą i ledwo cokolwiek widziałam. W pewnym momencie obraz zanikł. Widziałam tylko ciemność i prawdopodobnie zemdlałam. W tej sekundzie ból ustał, a ja nie widziałam nic i nic nie słyszałam. Ocknęłam się, gdy za oknem jeszcze było ciemno z bólem głowy, ale nie można go porównać w żadnym stopniu z odczuwanym wcześniej. Spojrzałam na rękę, którą przemywałam. To co zobaczyłam sparaliżowało mnie tak, że przez chwile zapomniałam jak się oddycha. Na mojej dłoni wycięty był napis:
"Nadchodzę"
Nie wiedziałam co mam robić. Budzić Ginny? Alex? Bałam się. Jedyne co mi pozostało, to dowiedzenie się co nadchodzi. Może powinnam to zgłosić nauczycielowi? Komukolwiek! Martwię się, że mogliby zakazać mi gdziekolwiek wychodzić. Musisz być silna Lesie. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. Dasz radę sama. Jeśli udało ci się uciekać przed Śmierciożercami, to teraz też dasz radę. Położyłam się z powrotem do łóżka i usnęłam. Obudziłam się dopiero o ósmej. Dziewczyn nie było już w łóżkach ani w Pokoju. Ubrałam się w szatę i wybiegłam na korytarz. Idąc do Wielkiej Sali poczułam, że mam mokre oczy. Przetarłam je kawałkiem szaty, ale zapewne i tak były czerwone. Korytarze były puste. ZASPAŁAM! Biegłam co raz szybciej. Udało mi się dobiec całej, ale zwróciłam na siebie uwagę wszystkich (znowu). Usiadłam szybko obok Ginny widząc minę Mistrza Eliksirów. Może mi się to zdawało, ale jego włosy były mniej tłuste niż zwykle. Masz już zwidy Lesie! Ehhh... wtedy przemowę zaczął Dumbledore.
- W celu wybrania uczestników postawiliśmy Czarę Ognia, do której możecie wrzucać swoje imiona i nazwiska. Przypominam, że mogą wziąć udział tylko osoby, które ukończyły siedemnaście lat. Zgłoszenia przyjmujemy do Halloween. Życzę miłego posiłku - zakończył, a uczniowie zaczęli jeść.
- Leselie... coś się stało? - zapytał przyglądając mi się Harry.
- No właśnie! Wyglądasz okropnie - stwierdził Ron za co mocno oberwał od Hermiony w głowę - AŁA! - wrzasnął. Popatrzyłam się na niego.
- Nie wiem. Chyba coś wpadło mi do oka i zaczęłam łzawić - tłumaczyłam zakrywając rękawem wycięcie. Harry i Ron nie odezwali się do mnie  i zaczęli jeść. W pewnym momencie Alex zaczęła mnie szturchać.
- Co jest? - zapytałam
- Masz dzisiaj wieczorem pierwszy dyżur obok Czary - szepnęła dziewczyna
- Z kim?
- Nie będziesz zadowolona.
- No powiedz! - nalegałam
- Z Malfoy'em.
- Nie będę z nim dyżurowała! - prawie krzyknęłam, a Draco spojrzał się na nas.
- Gapi się teraz na nas! - szepnęła głośniej
- Niech się gapi, po to ma oczy - warknęłam
- To chyba nie był dobry pomysł ... - wtrąciła Ginny
- Nie może nikt za mnie pójść? - pytałam błagalnym tonem
- Nie - westchnęła Alex
- A, co jak nie pójdę?
- Osobiście cię zabiję - uśmiechnęła się złowieszczo
- Wybieram śmierć - powiedziałam i szybko wstałam obrażona od stołu - Idziecie ze mną zobaczyć Czarę? - zapytałam zmieniając ton na łagodniejszy. Dziewczyny spojrzały się na siebie
- Pewnie - odpowiedziała Ginevra i wszystkie trzy ruszyłyśmy. Na miejscu usiadłyśmy na ławce i przyglądałyśmy się zainteresowanym uczniom. Do sali wszedł właśnie Wiktor Krum i puścił kartkę do ognia Czary.
- Lesie doradź nam! - usłyszałam za sobą dwa takie same głosy i po paru sekundach miałam przed sobą dwóch bliźniaków.
- Czemu ja? - zapytałam zrezygnowana
- Skoro nie... - spojrzeli się na siebie i wrzucili karteczki do Czary Ognia.
- Co wam odwaliło? - krzyknęłam, a oni podeszli bliżej.
- Chcemy wziąć udział - odpowiedzieli bez emocji.
- Ale... to niebezpieczne! - powiedziałam zmartwionym tonem.
- Nie ufasz dwóm, najlepszym, najzabawniejszym i najodważniejszym bliźniakom w całym Hogwarcie? - zapytali dumnie
- Nie. - odpowiedziałam, a oni znowu się na siebie spojrzeli - Pozostaje mi tylko życzyć powodzenia. Przynajmniej nie będę musiała wymyślać planu zemsty. - uśmiechnęłam się szeroko i wróciłam do rozmowy z przyjaciółkami. Wahałam się. Czy powiedzieć komukolwiek o... znaku? Co on mógłby oznaczać? Czy to mi zagraża?


"Od­wa­ga to pa­nowa­nie nad strachem, a nie brak strachu.
Coura­ge is to re­sist fear, mas­te­ry of fear - not ab­sence of fear."

-----------------------------------
Ogólnie strasznie mi się nie podoba ten rozdział, ale nie chciałam pisać go od nowa (4h pracy).Mam nadzieję, że robi się on trochę ciekawy. Jeśli coś  
się nie podoba to skomentuj. Naprawdę potrzebuję trochę krytyki. Do zobaczenia za rok. Happy New Year! :D

środa, 30 grudnia 2015

Rozdział I "Wszystko zmienia się na lepsze"

Czasami ciężko jest uwierzyć, jak bardzo szybko mija czas. Skończyłam w lipcu piętnaście lat, a teraz idę peronem, ku rozpoczęciu czwartego roku w Hogwarcie. Jeszcze cztery lata temu chodziłam tędy przerażona i samotna, a dziś? Wiem gdzie jestem oraz wyczekuję przyjaciół. Czego chcieć więcej? Oparłam się o ścianę i rozejrzałam. Dostrzegłam w oddali rude czupryny. Ucieszyłam się na ich widok. Myślałam, że to ukochani Weasley'owie, którzy przyjęli mnie jak siostrę, ale po głębszym przyjrzeniu się uznałam, że to nie oni.                                                           
- Przecież jest masę rudych ludzi w Anglii, myśl Lesie! - skarciłam się w myślach. Minuty mijały, a ja coraz bardziej martwiłam się o przyjazd Weasley'ów. Tłumaczyłam sobie, że praktycznie zawsze się spóźniają. Trochę mnie to uspokoiło. Nagle z zamysłu wyrwał
mnie bardzo dobrze znany głos.
- Lesie! Tu jesteś! - rzuciła się na mnie moja przyjaciółka Alex. Poznałyśmy się na pierwszym roku, ponieważ obie jesteśmy w Gryffindorze oraz dzielimy razem pokój.
- Jak ja cię dawno nie widziałam! - uwolniłam się z zabójczego uścisku.
- Lepiej wytłumacz mi dlaczego nie odpisywałaś na listy?! Wysyłałam ci ich tonę! - założyła ręce na piersi.
- Ile razy mam wam powtarzać, że Ciotki chcą dla mnie najgorzej? - powiedziałam opadając pod ścianę. Alex zakryła usta i powiedziała coś w stylu: "No tak!" i usiadła obok mnie, po czym uśmiechnęła.


- No już się nie gnieeeewaj! - przeciągnęła dziewczyna śmiejąc się.
- Ha - ha. Bardzo śmieszne! - udałam obrażoną, ale też się uśmiechnęłam. - Widziałaś gdzieś Ginny? Weasley'ów?
-Nie, oni zawsze się spóźniają - powiedziała zerkając na zegar - Jest za dziesięć, musimy się zbierać Les - zauważyła i obie wstałyśmy i zaczęłyśmy zbierać bagaże. Po kròtkim czasie weszłyśmy do pociągu, a tam wyczaiłyśmy wolny przedział. Bez wahania weszłyśmy i schowałyśmy bagaże. Po pięciu minutach, o równej godzinie pociąg ruszył.
- Już jedziemy, a naszej słodkiej Ginn nie ma - westchnęłam i wstałam, aby wyjąć z kufra książkę na podróż. Po sukcesywnym wyjęciu lektury chciałam go zamknąć, ale właśnie do przedziału wparowali spóźnieni Weasley'owie z Harry'm i Hermioną otwierając drzwi z takim hukiem, że kufer spadł na mnie, przy czym upadłam na ziemię. 
- Lesie! Nic ci nie jest?! - wrzasnęła na pół pociągu Ginevra - Fred ty idioto! Nie umiesz otwierać drzwi?! - wydzierała się na brata Rudowłosa podnosząc mnie z podłogi. 
-Sorry Less, nie chciałem - przeprosił Fred, a ja podniosłam książkę, przeklnęłam pod nosem i usiadłam obrażona na miejscu. 
- Chcecie w coś pograć? - zapytał Ron - Chyba nie będziemy tu tak tylko siedzieć, rozmawiać i czytać... 
- Mamy idealną grę! - klasnął w dłonie George - Tata ostatnio przyniósł nam mugolskie karty do gry. Chcecie pograć? - zapytał. Prawie każdy wyraził zgodę. Usiedli na podłodze i mieli już zaczynać grę, gdy NARESZCIE skapnęli się, że ja nadal siedzę i czytam.
- Hej Leselie, nie grasz? - zapytał Harry.
- Wolę czytać. Za dużo napatrzyłam się na mugolskie gry - odparłam beznamiętnie, nie odrywając nosa od książki.
- A co ty tam ciekawego czytasz? - zapytał drocząc się Fred. 
- Transmutację - znowu odpowiedziałam patrząc w książkę.
- Po co? - zapytał całkiem rozbawiony rudzielec. Położyłam otwartą książkę na kolanach.
- Uskuteczniam mój plan zemsty - powiedziałam złośliwie się uśmiechając i wróciłam do lektury. Fred najwyraźniej dał sobie ze mną spokój. Nie wiem na czym polegała ich gra w karty,  ale po części wiem jak zamienić tego idiotę w kota. Nawet nie zauważyłam jak pociąg się zatrzymał i byliśmy na miejscu. Przepłynęliśmy łódkami do Hogwartu i weszliśmy po jakimś czasie do Wielkiej Sali. Usiadłam obok Ginny i po Ceremonii Przydziału wsłuchałam się w głos Dumbledore'a.
- Pragnę was wszystkich powitać na nowym roku w Szkole Magii i Czarodziejstwa  w Hogwarcie! - w sali rozniosły się oklaski - Ten rok Będzie dla nas wyjątkowy! Pragnę wam ogłosić, że w naszej szkole odbędzie się Turniej Trójmagiczny! - tym razem w sali rozniosły się głośnie szepty - Lecz stety lub niestety udział mogą wziąć tylko uczniowie którzy ukończyli siedemnaście lat! - wtedy w sali rozległo się rozczarowanie. Bliźniacy Weasley zaś przybili sobie piątke i strasznie się cieszyli.
-Farciarze... - mruknął Ron
-Cisza! - krzyknął Dumbledore - Mamy zaszczyt powitać uczniów z Instytutu Magii Durmstrang! - wykrzyczał, a do sali weszło wielu umięśnionych chłopaków ze swoim, o trzy głowy wyższym Dyrekorem. Dziewczyny wzdychały na ich widok i jedynie ja i Hermiona zaczęłyśmy się z nich śmiać.
- No co ci jest! - szturchnęła mnie rozmarzona Ginny.
- N-nic - powiedziałam śmiejąc się.
- Oraz nie możemy zapomnieć o uczennicach z Akademii Magii Beauxbatons! - mówił dalej Dyrektor.
Do sali wbiegło pełno Francuzek, które tak podskakiwały na swoich nogach, że znowu dostałam napadu śmiechu, ale widząc minę Profesor McGonagall szybko się uspokoiłam. Nie mogłam na dobry początek zawalić transmutacji! Nie teraz, gdy mam idealną okazję do zemsty!
- A teraz pragnę rozpocząć ucztę! - zakończył przemówienie Dumbledore i prawie każdy rzucił się na jedzenie (a w szczególności Ron). Spojrzałam się na stół Slytherinu, bo tam siedziało najwięcej uczniów z Durmstrangu. Niestety mój wzrok spotkał się ze wzrokiem Malfoy'a, który patrzył na urocze (zdaniem Georga) Francuzki. Ja z Malfoy'em nie mieliśmy nigdy dobrych relacji. Sawsze sprawiał problemy Harry'emu, a Hermione wyzywał od szlam. Posłał mi tylko szydercze spojrzenie, a ja odwzajemniłam się złośliwym uśmieszkiem. Jakoś bardzo go to nie przejęło, ale ja miałam satysfakcję z tego, że się odczepił. Spojrzałam na zegar i szybko wstałam od stołu.
- Lesie, gdzie idziesz? - zapytała Ginny patrząc ze zdziwieniem.
- No jak to gdzie? - powiedziałam pospiesznie - Zająć łóżko, za nim zrobią to za nas te puste lale z Francji! - prawie krzyknęłam zwracając uwagę innych uczniów, ale nie zwracając na to zbytniej uwagi, pobiegłam do Dormitorium. Okazało się, że będą z nami dzielić pokój dwie dziewczyny z Beauxbatons - Sarah i Sophie. Nie rozmawiałam z nimi, ale wydają się nie być całkiem miłe.

Siedziałam na kanapie w Pokoju Wspólnym i czytałam Transmutację. Był już póżny wieczór, a słońce dawno zaszło. 
Nagle do pokoju weszła Alex i opadła z hukiem na kanapę obok. 
- Co się stało? - zapytałam odkładając książkę na bok.
- Z-zapomniałam o-o zebraniu - tłumaczyła zdyszana
- Zebraniu?
-Prefektów! - obudziła się i wrzasnęła na cały PW.- Biegłam szybko przez cały Hogwart... i w połowie drogi uświadomiłam sobie, że ono odbędzie się jutro.
- Gratuluję! - powiedziałam przez śmiech podnosząc się z kanapy. 
-A ty gdzie idziesz? - zapytała podnosząc głowę
- Spać? - zapytałam zdziwiona
- Aaaa... - mruknęła pod nosem Alex. Po cichu weszłam do Dormitorium. Usnęłam tego dnia równo ze dotknięciem głową poduszki.

-------------------------------------------------****************------------------------------------------------

Rozdział wyszedł chyba długi... 
Dajcie znać czy się podoba! :3

wtorek, 29 grudnia 2015

♥Prolog♥



Nazywam się Leselie White i mam piętnaście lat. Mieszkam w mugolskim sierocińcu, po 
tym jak śmierciożerca, gdy miałam pięć lat, zabił moich rodziców zaklęciem 
niewybaczalnym. Evanna i Lorcan White (bo tak nazywali się moi rodzice) byli oboje
ważnymi postaciami w Ministerstwie i prawie każdy znał ich nazwisko oraz twarz.
Jedyna ja nie potrafiłam przypomnieć sobie wyglądu rodziców. Codziennie słyszę tylko 
dźwięczny głos mojej matki: "Lesie, bardzo cię kocham, ale musisz uciekać. Biegnij!" i 
nic poza tym. Ciotki w sierocińcu mnie nienawidzą tylko dlatego, że jestem inna. Jako 
jedenastolatka dostałam list z Hogwartu. Spodziewałam się tego, bo dużo słyszałam jak
Ciotki gadały, że wreszcie się mnie pozbędą i z pewnością słyszały o moim pochodzeniu. 
Były tak uradowane, że wyjeżdżam i na ulicę Pokątną zabrały mnie już następnego dnia. 
Pierwszego września na peronie długo się kręciłam i nie wiedziałam co robić, bo
opiekunki dawno zostawiły mnie pod King Cross. Nikt nie zwracał uwagi na mnie - 
jedenastoletnią, niską blondynkę o błękitnych oczach, bo każdy zajmował się sobą.
Było strasznie tłoczno i głośno więc mój lęk z każdą sekundą narastał. Jednak wybiła 
ta godzina i musiałam wsiąść do wagonu. Wzięłam bagaż i usiadłam w wolnym 
przedziale. Siedziałam cicho rozmyślając o tym, co mnie czeka w Hogwarcie. Nie 
wiele wiedziałam o tej szkole. Nagle drzwi od przedziału 
otworzyły się z wielkim hukiem.

- Czy jest tu zajęte? - zapytała mnie mała, rudowłosa dziewczynka z dwoma wysokimi,
 także rudymi bliźniakami na czele.

- Mmmm, chyba tak - odparłam zmieszana rozglądając się.

- A, możemy się dosiąść? -pytał śmiesznie błagalnym tonem jeden z bliźniaków.

- Jasne! - odpowiedziałam i spróbowałam się uśmiechnąć. Jak najbardziej chciałam
 się z nimi zaprzyjaźnić, bo nie chciałam zostawać sama w tej wielkiej szkole, a i tak
wydawali się mili. Rudzielcy rozsiedli się na fotelach i odłożyli bagaże.
- Ja jestem Ginny Weasley, a to...
- Fred i George Weasley - dokończyli za dziewczynkę dwaj chłopcy. Rudowłosa tylko
 głęboko westchnęła i na chwilę spuściła głowę, ale szybko ją uniosła.
- A ty? - zapytała swoim piskliwym głosem.
- Leselie White - uśmiechnęłam się do niej.
Dalszą drogę śmialiśmy się i dużo rozmawialiśmy, a gdy pociąg się zatrzymał
trzymałam się blisko Ginny. Pamiętam jeszcze Ceremonię Przydziału... dopiero wtedy 
poczułam prawdziwy strach.
Pierwszą wywołano Ginny. Tiara nie musiała się długo zastanawiać i przydzieliła 
ją do Gryffindoru, tak jak każdego Weasley'a.
- Leselie White! - wywołała mnie Minerva McGonagall. Serce zaczęło szybciej bić,
 a pot zalewał mnie niczym Tsunami. Usiadłam szybko na stołku.
- Panna White! - wrzasnęła Tiara, a ja prawie dostałam zawału serca -  Gdzie by cię
 tu przydzielić... Ravenclaw, Slytherin... Jesteś mądra. Tak! Widzę jakiś ukryty talent,
 ale jedna z cech góruje nad wszystkim Leselie. GRYFFINDOR! - znowu wrzasnęła, ale
 tym razem odetchnęłam z ulgą i pobiegłam do stołu mojego domu. Czekała tam już na
 mnie Rudowłosa, która wraz z pozostałymi klaskała.


Usiadłam szybko obok niej i szczęśliwie uśmiechałam. Z pewnością zaczęło mi się tam
podobać.

-------------------------------------------------------********------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że pierwszy "rozdział", a bardziej prolog wam się spodobał :D
Jeśli tak, to nie zapomnijcie o komentarzu! Bardzo proszę :) Z góry przepraszam, że
tak mało napisałam, ale w końcu to dopiero wstęp! ^.^ 


~~Mrs Malfoy~~