piątek, 29 stycznia 2016

Rozdział VIII "Martwe oczy"

Moje serce stanęło. Muszę poprawić swój wzrok, mam zwidy czy wadę? Włosy postaci, która z niecierpliwością spoglądała na krajobraz Hogwartu były platynowe, a postawa pełna nienawiści. Znam tylko jedną osobę, która tak wygląda. Odwrócił się i spojrzał na mnie. Nie miałam już wątpliwości. Jego szaro- niebieskie oczy wlepione były we mnie. Podszedł bliżej mierzony moim martwym wzrokiem.



- Malfoy... - patrzyłam na niego z wielkimi oczami - T-y? - głos mimowolnie mi zadrżał. Cała atmosfera bardzo źle na mnie działała.
- White! - powiedział tak, jakby się dusił. Widocznie moje nazwisko nadal wywołuje u niego odrazę.
- Czemu podszywasz się pod Georga? - syknęłam groźnie.
- Bo jakbym podpisał się "Malfoy" w życiu byś tu nie przyszła - powiedział - Eh... jednak jesteś taka naiwna - zadrwił. Na jego twarzy pojawił się tryumfialny uśmieszek. Nigdy nie pozwolę mu się ze mnie wyśmiewać! Spojrzałam na niego wściekle.
- Dosyć! - warknęłam - Czego odemnie chcesz, co? - mówiłam jakbym celowała w niego różdżką.
- Możesz spokojniej? - prosił. Uspokoiłam się słysząc jego ton. Oparłam się o chłodną ścianę.
- Słucham - skrzyżowałam ręce na piersi i uniosłam brwi.
- Chciałbym porozmawiać o tym co stało się na dyżurze - mówił. Spodziewałam się w tym momencie już najgorszego. Spokojnie wsłuchiwałam się w jego słowa mimo to.
- Co to było na twojej ręce? - podszedł bliżej chcąc odkryć mój rękaw od bluzy.
- Łapy precz! - zagroziłam - Nie twoja sprawa, jasne? - zaciągnęłam materiał jeszcze bardziej.
- Daruj sobie... -westchnął chłopak - I tak wszystko widziałem - odszedł na bezpieczną odelgłość.
- Powiedziałam, że to nie twoja sprawa Malfoy! - groziłam jeszcze bardziej.
- Kto nadchodzi? - zapytał uśmiechając się chytro. Denerwowanie mnie sprawiało mu najwyraźniej wielką radość. Nie dam się tak łatwo.
- Myślisz, że tak po prostu ci powiem? - droczyłam się z nim.
- Tak  - odpowiedział odgryzając się.
- Odpowiedź błędna. Przykro mi - próbowałam go wyminąć.
- Myślisz, że dam ci tak łatwo odejść? - zasłonił mi drogę.
- Tak! - spojrzałam wściekle w jego oczy.
- Odpowiedź błędna. Przykro mi... - sprzedał mi ten jego firmowy uśmieszek.
- Jak śmiesz zabierać mi moje słowa? - powiedziałam przez zęby.
- Nie zmieniaj tematu tylko gadaj! - warczał.
- Chodźbym miała siedzieć tu do rana to i tak nic ci nie powiem! Daj sobie spokój... - wzięłam głęboki oddech - Mogę wiedzieć co masz z tym wspólnego?
- Obiecaj mi tylko, że odpowiesz mi na moje pytanie - ściszył tajemniczo ton. Pokiwałam lekko głową. Nie podobało mi się to. Czemu czułam ciągły niepokój i przechodzący dreszcz? Rana lekko pulsowała, co sprawiało delikatny ból. Malfoy przysunął się i był na odległość trzech kroków odemnie. Zamknął na dłuższą chwilę oczy, a gdy je otworzył cicho westchnął i odkrył swój kawałek ręki spod materiału. Serce waliło mi jak szalone. To nie może być prawda!
-N-nie... - mruknęłam przerażona. Malfoy na swojej prawej ręce w dokładnie tym samym miejscu co ja posiadał podobne znamie.
- Teraz już wiesz?! - zakrył szybko ręke.
- Od kiedy to masz? - nie dowierzałam.
- Od niedawna, nie interesuj się już - syknął.
- To teraz sprawa moja i twoja! - zauważyłam.
- Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!
- A jednak masz! - krzyknęłam.
- Odpowiedz mi na pytanie! - rozkazał.
- Nie mam pojęcia OKEJ?! - wrzasnęłam mu prosto w twarz. Nikt nie działał na moje nerwy tak jak on i jego arogancja. Nienawidziłam go przez całe życie, a teraz mam mieć z nim wspólne znamie? Ratujcie mnie!
Żenujące...
- Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem! - przygwoździł mnie do zimnej jak lód sciany wieży.
- Marnujesz swój czas na odkażanie rączek, bo i tak nic nie wiem! - mówiłam pogardliwie - To była moja odpowiedź - szarpałam się z całych sił.
- Słuchaj, muszę to wiedzieć, bo inaczej może źle się to skończyć! Więc może ty zacznij mówić prawdę, bo zginiesz! - groził mi. Moje serce znowu przyspieszyło. On wie o czymś czego ja nie wiem. I raczej nie powinnam. Ukrywa coś i boi się przyznać, a groźby są jedynie ostrzeżeniem.
- Mogę cię zapytać o to samo - szarpnęłam nim mocno i oswobodziłam się z uścisku - A teraz żegnam! - zeszłam z wieży trzaskając mocno drzwiami.
- Kretyn... - przeklinałam pod nosem Malfoy'a. Ile ja bym dała, aby to był ktoś inny. Czemu posunął się tak daleko? Boi się?  On? Nie potrafię uwierzyć. On zawsze zgrywa twardziela. Może go nie znam? Nienawidzimy się wzrokiem, a nie sercem. Nie wiem nic o nim, ale znam jego wygląd na pamięć. Nie mogę mu ufać. Bardzo dobrze, że skłamałam, bo przynajmniej mam czas, by podjąć decyzję. Nie mam też go dużo wnioskując po jego wypowiedziach. Nie mam zielonego pojęcia co teraz robić. Czemu to znowu mi się przytrafia? Przeklęty los! Nie pozostało mi nic innego jak pójść z powrotem do Pokoju Wspólnego unikając kogokolwiek, kto przypomina tą tlenioną fretkę. Niestety spotkałam na miejscu dwie podobne inteligencją osoby. 
- Lesie, bo my... - wyglądali jak dwa smutne mopsy - przepraszamy, że tak na to wszystko zareagowaliśmy!
- Jasne... - ziewnęłam.
- Co? Wybaczasz nam? - zdziwili się.
- A mam jakiś inny wybór? - uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, że po wszystkim co się dzisiaj stanie potrafię się jeszcze uśmiechnąć. Bliźniacy spojrzeli znacząco - Lecę spać - rzuciłam i weszłam schodami do Dormitorium. Otworzyłam cicho drzwi w przeciwieństwie do hałasu w pokoju. Na moje nieszczęście siedziała tam Lavender, która właśnie opowiadała o zdarzeniu z Hogsemade stawiając się na miejscu poszkodowanej. Zwróciła głowę na mnie z obrażonym wzrokiem.
- Masz czelność jeszcze mi się pokazywać na oczy?! - syknęła. Jeszcze jej mi brakowało...
- To mój pokój - odparłam z chęcią nie rozpoczynania kłótni.
- Naprawdę przykro mi, że dzielisz pokój z taką idiotką! - obgadywała mnie na głos do Ginny.
- Wynoś się z tego pokoju! - nie wytrzymałam i wrzasnęłam na Brown. Alex siedziała razem z Ginn cicho, nie wtrącając się w kłótnie. 
- Nie zabronisz mi tu siedzieć! - odpyskowała.
- Jesteś naprawdę tak nieznośna, że koleżanki wyrzuciły cię z Dormitorium? Oh, zapomniałam, że nie masz koleżanek! - drwiłam z czerwonej z wściekłości Lavender. Dziewczyna momentalnie wstała z hukiem z łóżka i bez słowa wyszła trzaskając drzwiami. Alex wytrzeszczyła oczy.
- Co ci się stało?! Gdzie byłaś? - obrzuciła mnie pytaniami.
- Na iście przyjacielskim spotkaniu - uśmiechnęłam się nerwowo - Opowiadaj jak było na randce z Akashim! - usiadłam po turecku na swoim łóżku.
- To nie była randka! - upierała się Alexandra. Ginny chicho się śmiała. 
- To co?! - dołączyłam do Ginevry.
- PRZYJACIELSKIE SPOTKANIE! - powiedziała wyraźnie.
- Akashi nie wyglądał na twojego przyjaciela... - dorzuciła rudowłosa. Alex nadal nie przestawała być czerwona. 
- Możesz nam zaufać! Opowiadaj! - namawiałam przyjaciółkę.
- Trochę się o to martwię... - westchnęła głęboko.
- Mów! To nie mogło być tylko spotkanie! - przekonywała dalej Ginny.
- Tak... Może... - oparła głowę o dłoń brunetka.


- Co się takiego stało? - mówiłam w pełni podekscytowana.
- Mam wam teraz wszystko opowiadać? Dużo tego... Wy mi tak o wszystkim mówicie, a ja nie. Jestem do tego zmuszona. A więc... - ja i rudowłosa zamieniłyśmy się w słuch - Spotkaliśmy się tak jak każdy. Poszliśmy razem do wioski i gadaliśmy w międzyczasie o dyżurach. Powiedziałam mu, że jest jedynym ślizgonem, który jest do wytrzymania, a on się do mnie uśmiechnął - zaświeciły jej się oczy - Poszliśmy razem do Miodowego Królestwa i wzięliśmy parę ciastek. Mieliśmy iść nad jezioro, ale spotkałam się z tobą i postanowiłam odprowadzić. Wracając z Ash'em do Hogsmeade przypomniałam mu o tej wodzie i poszliśmy tam posiedzieć pod drzewem. Wszystko się wtedy zmieniło! Już nie rozmawiał o prefektach i szkole, ale o mnie i o nim. Można powiedzieć, że po tamtym jedzeniu ciastek dowiedziałam się o nim sporo rzeczy... - uśmiechnęła się - Lubi cynamonowe ciastka, kolor czerwony oraz kiedyś rzucił zaklęcie poza szkołą i miał kłopoty... Później zdarzyło się coś czego nigdy nie robiłam z żadnym chłopakiem. Chyba, że z tatą, ale on się nie zalicza! - zaśmiała się, a napięcie coraz bardziej wzrastało - Postanowiłam, że muszę już tu wracać, a on powiedział, że mnie odprowadzi. Nie spodziewałam się tego, ale cały czas trzymał mnie za rękę. Puścił mnie dopiero przed obrazem Grubej Damy! - zaczerwieniła się - Nie wiem co mam o tym myśleć! - schowała głowę ze wstydu. Nie dziwię się, bo wzrok młodej Weasley mówił sam za siebie. 
- Nie masz co się głowić! Trzymanie za rękę, a pierwszy pocałunek to nie to samo, prawda? - próbowałam się nie zaśmiać.
- Zmieńmy temat! Błagam was! - prosiła Nore.
- No to teraz ty Ginny! - wskazałam na przyjaciółkę.
- Nie masz co się zamartwiać. Długo nie posiedzieliśmy, bo jak zwykle miał coś ważnego do załatwienia i nie zdążyliśmy poważniej pogadać - mówiła smutno.
- Nie martw się! - pocieszałam ją spoglądając na zegar - Jestem już śpiąca. Idę spać! Dobranoc! - rzuciłam życzliwie. Niedługo potem zamknęłam oczy z myślą, że szybko uda mi się zasnąć. Moje myśli jednak były błędne. Jutro nastanie wyczekiwany dzień... Jednak nie przeze mnie. Dzień grozy i obaw. Wszystko przede mną...
--------------------------

"Oh,you can't hear me cry
See my dreams all die
From where you're standing
On your own.
It's so quiet here
And I feel so cold
This house no longer
Feels like home."

--------------------------
Jest wyczekiwany rozdział! Komentujcie! Bardzo mnie to motywuje! ^^ Krytyka mile widziana! Zapraszam! Chyba już wiecie, że zgubiam telefon, prawda? 30 rozdziałów zarysu opowiadania poszło się... Eh, czemu ja? :C

czwartek, 28 stycznia 2016

| Niby "Specjalna Notka" | czyli jak plany zamieniły się w jeden wielki nie fart ♥ / Harry Potter TAG

A więc przepraszam wszystkich, że zawiodłam ze "SPECJALNĄ NOTKĄ", ale niestety jak na złość zgubiłam telefon. Czemu musiało się to zdarzyć, gdy mam w potrzebie aparat? Zostałam aktualnie bez telefonu i bez zapisków na kolejne rozdziały. Miałam tam także napisane opowiadanie, które posiadało już 30 rozdziałów i tonę nieprzespanych nocy oraz pamiętnik z codziennymi zapiskami od 11 miesięcy. Moje załamanie wczoraj osiągnęło zenitu i odechciało mi się cokolwiek robić. Wracając do punktu wyjścia: miałam zrobić cosplay Luny. Niestety wyszło jak wyszło, ale mam coś innego w zamian, żeby nie było, że nic nie ma. Zapraszam na Harry Potter TAG :3

Ulubiona Książka?

Wydaję mi się, że to będzie Czara Ognia, bo dzieje się tam bardzo dużo, fabuła się rozkręca, Edward Cullen umiera (ale spojlery :x) i zawsze kochałam wydarzenia z balu! ^^

Ulubiony Film?

Odpowiedziałabym, że Czara Ognia, bo jest ulubioną książką, ale odpowiem Zakon Feniksa i Insygnia Śmierci cz. II, bo i te są świetne. :3

Najmniej ulubiona książka?

Moim zdaniem nie ma czegoś takiego jak "najmniej ulubiona książka" z serii "Harry'ego Potter'a", bo wszystkie książki są świetne! Jednak muszę wybrać... jest to "Komnata Tajemnic". Nie mam pojęcia dlaczego, ale jakoś najmniej przyjemnie mi się ją czytało.

Części książek/filmów, na których płakałaś.

Oglądając najpierw filmy jako małe dziecko nie płakałam ani razu. Byłam najwyraźniej na to za mała. Później, gdy oglądałam je ponownie oraz czytałam książki wzruszył mnie jeden fragment. Chyba jeden jedyny na, którym płakałam to śmierć Zgredka. Różdżki w górę!

Jak byś mogła być z dowolnym bohaterem to kto by to był?

Czasy Huncwotów - Lupin x♥x
Czasy Harry'ego - Draco x♥x
Nowe pokolenie - Scorpus x♥x
(Teraz wasze myśli: "Kolejna fanka Drako Malfuja XDDD)

Ulubiona Postać?

Draco Malfoy, Luna Lovegood, Hermiona Granger, Fred i George Weasley.

Jaki byłby twój Patronus?

Wilk albo kot. Ewentualnie jeleń. ♥

JAKBYŚ MOGŁA MIEĆ CZARNĄ RÓŻDŻKĘ, KAMIEŃ WSKRZESZENIA LUB PELERYNĘ NIEWIDKĘ TO CO BYŚ WYBRAŁA?

Pelerynę niewidkę!

W jakim byłabyś domu?

Slytherin.

JAKBYŚ MOGŁA SPOTKAĆ DOWOLNĄ OSOBĘ Z OBSADY FILMOWEJ, KTO BY TO BYŁ?

Evanna i Tom! ♥
CZY GRAŁAŚ W GRY KOMPUTEROWE?

Pamiętam, że jako dziecko ja z moim tatą zbieraliśmy fasolki w jednej z pierwszych gier, ale za żadne skarby nie wiem w której części. :')

NA JAKIEJ POZYCJI W DRUŻYNIE QUIDDITCHA BYŚ GRAŁA?

Czuję, że grzałabym im ławki. :D Nie przepadam za sportem, a jedyne co trawię to koszykówka, którą z resztą trenuję.

CZY PODOBAŁO CI SIĘ ZAKOŃCZENIE SERII?


Bolało mnie to, że Fred nie żyje (tylko jego śmierć tak masakrycznie mnie boli). Wydaje mi się, że jak każdy czułam taki niedosyt, ale moim zdaniem pani J.K. Rowlling idealnie zakończyła serię. [;

 ILE DLA CIEBIE ZNACZY HARRY POTTER?

Pewną część mojego życia oraz wspaniałe, magiczne dzieciństwo. *\

A więc widzimy się w następnym rozdziale! ♥

sobota, 23 stycznia 2016

Rozdział VII "Lepkie włosy"

Czemu czas upływa wolno, gdy nie możemy się czegoś doczekać, a szybko wtedy, gdy tego wręcz nie potrzebujemy i nie chcemy? Wydawało mi się, że została mi godzina do spotkania, a zdążyłam tylko porozmawiać z Georgem. Nie mam pojęcia czego się spodziewać. Nie skaczę z radości i też nie płaczę z rozpaczy. Sama wszystko wymyśliłam! Nigdy nie lubiłam Lavender, ale nie mogłam przejść obojętnie, ponieważ musiałam zakończyć ten cały cyrk. Albo zakocham w niej Freda, albo ją odkocham. To drugie jest pozornie proste, tyle że pozory mylą. Zbliżałam się już do stojącej w oddali postaci Lavender. Przymrużyłam lekko oczy. Zdawało mi się, że widzę tam kogoś jeszcze, ale natychmiast się za to skarciłam. Kto mógłby stać i czekać z nią, skoro wszyscy są z kimś umówieni? Byłam już coraz bliżej, aż w końcu widok celu trochę mnie rozbawił. Obok Lavender stali już bliźniacy. Przed chwilą rozmawiałam z Georgem! Stał obok mnie, a ja szłam tak szybko! Oni są niemożliwi!
- Cześć! - pomachali mi Fred i George, który oczywiście udawał, że się nie widzieliśmy. Muszę go pochwalić za udaną grę aktorską. Ciekawe do czego jeszcze się posunie. W pewnym momencie poczułam przeszywający mnie, chłodny, zły wzrok dziewczyny. Najwyraźniej nie była zadowolona z aktualnego obrotu zdarzeń, bo to ja miałam być pierwsza, a bliźniacy pokrzyżowali mi plany.
- Spóźniłam się? - spytałam.
- Jesteś punktualnie - odpowiedziała Lavender doprowadzając się już do normalnego stanu jeśli tak można to nazwać. Ruszyliśmy razem w stronę wioski. Dużo rozmawiali, a ja rzadko kiedy się odzywałam. Fred i Lavender zaczęli nawet swoją pierwszą rozmowę! Jestem pod wrażeniem...
- To gdzie idziemy? - zapytała Lav.
- Gdzie chcecie - odparł George.
- To wy dziś wybierajcie - powiedziałam.
- Pod Trzema Miotłami? - zaproponował.
- Jestem za! - dorzucił Fred. Weszliśmy do środka. Nieczęsto chodziłam w to miejsce, bo zawsze wolałam Miodowe Królestwo. Zajęliśmy czteroosobowy stolik.
- Pójdę nam złożyć zamówienie, chcecie coś? - wstałam od stołu. - Cztery razy kremowe piwo - odpowiedział Fred.
- Dobrze. George... - zwróciłam się do rudzielca i chrząknęłam znacząco - Chodź ze mną.
- Już idę - wyszczerzył się i odskoczył od stołu zostawiając przy tym naszą parkę razem. Uśmiechnęłam się zwycięsko. Idąc do lady powtórzyłam bliźniakowi to o czym myślałam.
- Nieźle grasz Georgie - przyznałam.
- Nie sądziłem, że zniżysz się do takiego poziomu! - zdziwił się
- To moje słowa!
- Masz jeszcze jakiś plan? - zmienił szybko temat. Nigdy więcej nie chwalić Weasley'a - zapisane.
- Nie do końca. Chodzi mi o tą rozmowę. Teraz nie jestem pewna wszystkiego, ale choć trochę się poznają - mówiłam ustawiając się z chłopakiem w kolejce.
- Ciekawe... - zamyślił się. Chwila... on myśli! - Przynajmniej wypijesz z braćmi Weasley.
- Zapewniam cię, że to ostatni raz - mruknęłam prawie niesłyszalnie. Zrobiło się pomiędzy nami krępujące milczenie, które wykorzystałam, żeby rozejrzeć się za znajomymi. Niedaleko siedziała Katie z jakimś chłopakiem oraz Ginny z Harry'm. Oboje wyglądali na szczęśliwych swoją obecnością. Nie widziałam, żeby kiedykolwiek dłużej rozmawiali, więc mają do tego okazję. Wyjrzałam przez okno. Nie chciałam tego zobaczyć, ale to co się zobaczyło już się nie od zobaczy, prawda? Draco przechadzał się z Pansy pomiędzy chatkami. Czemu mnie to tak odraża? Spuściłam z nich wzrok i jak najszybciej chciałam powrócić do rozmowy z Georgem.
- A ty kogo byś zaprosił, gdyby nie ja? - narzuciłam mu pierwszy temat jaki wpadł mi do głowy. Używaj głowy Lesie! Nie zadaje się takich pytań!
- Freda - odparł głupkowato.
- Spodziewałam się - powiedziałam pod nosem
- A ty? - spoważniał.
- Nie rób takiej miny, bo jeszcze uwierzę, że potrafisz być poważny! - szepnęłam stanowczym tonem
- Nie odpowiesz mi? - znowu zrobił tę "smutną"minę. Przerwała nam jednak sprzedawczyni, która przyjęła od nas zamówienie. Parę chwil później zastaliśmy z piwami kremowymi rozmawiających: Freda i Lavender, która miała zaczerwienione policzki.
- Tęskniliście za nami? - powiedział rozdając każdemu swój napój Georgie. Fred tylko na niego spojrzał.
- Pracujecie nad czymś nowym? - rozpoczęła temat dziewczyna.
- Zawsze. To przecież oczywiste... - odparł mniej entuzjastycznie Freddie. Błagam, powiedzcie, że macie jakiś eliksir miłosny, bo moja cierpliwość sięga zenitu.
- Mamy w planach nowe smaki Bombonierek Lesera oraz ściągi na egzaminy - wymieniał.
- Nie zapomnij też, że pracujemy nad czymś dla par! - uśmiechnął się podejrzliwie George. Zakrztusiłam się piwem. Czy oni czytają mi w myślach?
- Możesz uszczegółowić? - spytałam.
- A co? Masz kogoś na oku? - droczyli się ze mną.
- Ja nie, ale znam dużo osób, którym by się to przydało - uśmiechnęłam się pod nosem. Kątem oka widziałam jak Lavender zaczynała się gotować. Odezwałam się więcej niż raz na minutę! Porażka...
- A więc chcesz zeswatać ze sobą pół Hogwartu? - nabijał się Fred.
- Może to głupio teraz brzmi. ale gdyby była taka możliwość... - rozmarzyłam się - Życie stałoby się piękniejsze.
- A ty nie skorzystałabyś? - wypytywał.
- Mój urok osobisty ma większą moc, niż wasz wynalazek - zrobiłam do nich złośliwy uśmieszek. Dziewczyna cały czas próbowała coś powiedzieć czy wtrącić, ale kompletnie jej to przeszkadzałam. Zaczęłam wszystkiego żałować. Nie chciałam już tu być i jej pomagać oraz rozmawiać z bliźniakami. Czułam widząc wzrok Lavender, że to się może źle skończyć. Chłodny, nienawistny wzrok dziewczyny był niczym strzał prosto w czuły punkt. Chciałam się już wycofywać, odejść.
- J-ja... - zaczęłam wstając od stołu - Bo ja idę... -  w pewnym momencie przerwałam, ponieważ Lavender wstała z hukiem za mną.
- Zaczekaj... - uśmiechnęła się złowieszczo i bez wahania sprzedała mi szklankę kremowego piwa prosto na czubek głowy. Byłam cała mokra, a ona tylko się uśmiechnęła i rzuciła krótkie "dziękuję", po czym wyszła z pubu. Oczy wszystkich były skierowane na mnie, a bliźniacy omal nie mdleli ze śmiechu. Oczy zaszkliły mi się łzami. Nigdy nie poczułam takiego wstydu jak w tamtej chwili. Stałam w środku budynku obserwowana przez każdego ucznia, który właśnie tam siedział i wyśmiewał mnie. Nie rozglądając się za nikim wybiegłam z budynku jak najszybciej. Zatrzymałam się na chodniku przed Trzema Miotłami i nie miałam zielonego pojęcia gdzie się teraz podziać. Za policzkach spływało kilka łez. Wiedziałam, tak bardzo wiedziałam, że to tak się skończy! Czego mogłam się po niej spodziewać?! A miało być tak pięknie, a wyszło jak zawsze! Rozglądałam się nerwowo. Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się.
- Co się stało?! - zdziwiła się Alex lustrując mnie wzrokiem. Wtuliłam się mocno w ramię dziewczyny.
- L- Lavender! Ta podła... - zawyłam z rozpaczy. Przyjaciółka puściła mnie z objęć i nadal trzymała za ramię.
- Chodź Akachi! Musimy ją odprowadzić! - powiedziała do bruneta stojącego obok niej.
- Leselie! - zlustrował mnie wzrokiem. Spojrzałam na niego smutno.
- Spokojnie Ach. Musimy najpierw zabrać ją z powrotem do Hogwartu! - mówiła zatroskana - Ma mokrą głowę.
- No dobrze - rzucił chłopak i ruszyliśmy w stronę zamku. Po drodze spróbowałam opowiedzieć im co się dokładnie stało, ale nie zrozumieli za dużo.
- Czyli, że wkurzyła się na ciebie? - pytała Alex sadzając mnie na łóżku w Dormitorium. Pokiwałam głową.
- Nie wiedziałem, że u was w dormitorium jest tak inaczej! - rozglądał się Akachi.
- Wiecie co? Nie chcę wam psuć tej randki! Lepiej wracajcie do Hogsmeade! - przyglądałam się dwójce. Momentalnie zmienili swój wyraz twarzy, a Alexandra poczerwieniała. Spojrzeli na siebie z zakłopotaniem.
- N-na przyjacielskim spotkaniu! - rzucił niewyraźnie chłopak i pociągnął za rękę Alex
- To my już idziemy... - wyszli pospiesznie z pomieszczenia zostawiając mnie przy tym samą. Weszłam pod prysznic i umyłam klejące się włosy oraz twarz. To było tak do przewidzenia, że się odgryzie za każde moje wypowiedziane słowo. Powiedziałam ledwie dwa zdania i przekierowałam uwagę na mnie. Wredna żmija... Gdybym mogła tylko cofnąć czas to sprawiłabym, że przypadkiem te jej "piękne włosy" zmienią kolor na zielony! Byłoby bardzo przykro, gdyby przypadkiem stało się to przed jakąś randką... Już widzę jej minę! To całkiem niezła myśl. Możliwe, że kiedyś postaram się zemścić. Wyszłam z pod prysznica i udałam się do Pokoju Wspólnego. Sądziłam, że nikogo tam nie znajdę, ale jednak moje myśli były błędne. Na kanapie obok kominka wpatrywała się w ognień Hermiona z książką na kolanach. Dosiadłam się do niej. - Hej Hermiona! - uśmiechnęłam się ciepło - Nie wyszłaś z nikim do Hogsmeade? - zdziwiłam się.
- Cześć Les, nie miałam okazji nikogo zaprosić - powiedziała trochę zawiedziona - W każdym razie mi to odpowiada!
- Ty i książka to para, która zawsze się nawzajem rozumie - zażartowałam, a dziewczyna cicho się zaśmiała. Zawsze podziwiałam opanowanie u Hermiony.
- A ty? Nie wybrałaś się z nikim? - spytała.
- No poszłam... chciałam pomóc Lavender zdobyć Freda, ale skończyło się na tym, że dostałam kremowym piwem na głowę - opowiadałam o zdarzeniach z przed godziny.
- Merlinie... czasami martwię się o Lavender i jej rozumowanie - zachichotała.
- Teraz będzie jeszcze gorzej... A z resztą! Co mnie będzie obchodzić? - westchnęłam głęboko.
- Nie zamartwiaj się tak tym! - potrząsnęła mnie lekko za ramię.
-  Wcale się nie zamartwiam - mówiłam spokojnie - Zwyczajnie mam jej dosyć! - podciągnęłam nogi pod brodę.
- Byłaś tam z Georgem też, tak? - pytała.
- No tak - zdziwiłam się i spojrzałam na Hermione.



- A wiedział o twoich planach?
- Był w to zamieszany - odparłam.
- To może z nim porozmawiaj? - zasugerowała.
- Co mi to da? - westchnęłam.
- Znasz go... będzie mógł ci pomóc w zemście.
- Faktycznie! - oświeciło mnie - Dziękuję Hermi! - przytuliłam ją lekko i popędziłam do Dormitorium. O dziwo Felicia właśnie pukała w okno. Zdziwiłam się. Kto może teraz do mnie pisać? Chwyciłam list w dłonie i poważnie wahałam się co do otwarcia go. Jednak ciekawość zawsze wygrywa. Wyjęłam list z koperty.

Spotkaj się ze mną na wieży astronomicznej, bo musimy pogadać o tym, co się dzisiaj stało. Czekam już na ciebie.
George

Zatkało mnie. To nie jest pismo bliźniaka! Nawet podpis jest nie ten sam. Teraz pytanie brzmiało: "pójść czy nie?". Nawet nie potrafiłam wymyślić kto to mógłby być. Głowa pękała mi od myśli. Czy to nie za dużo wrażeń na dziś? Czy ten ktoś jest dla mnie bezpieczny? Ta ciekawość mnie dobijała! Odłożyłam list na szafkę i po cichu wymknęłam się z pustych pomieszczeń. Dotarłam na korytarz. Dźwięk moich kroków obijał się o jego ściany. Zrobiło mi się zimno, a w głowie głucho. Kto to może być? Na pewno nie George. Niemożliwe. On tak nie pisze. Nie podpisuje się tak. Cel zbliżał się z dużą prędkością. Zamknęłam oczy nie chcąc jeszcze wiedzieć kto stoi niedaleko. Jednak po chwili otworzyłam je. Przeszedł mnie paraliż.


"So I lay my head back down 
And I lift my hands 
And pray to be only yours 
I pray to be only yours 
I know now you're my only hope" 


-----------
Rozdział miał być później, ale korzystam z weny póki ją mam i powstało to co właśnie przeczytaliście. Nie jestem jakaś zadowolona, ale może być. Został mi tydzień do specjalnej notki i na razie kompletuję wszystko :') Komentujcie! Wtedy wena wzrasta!

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Rozdział VI "Na ratunek Brown..."

Październikowe słońce powoli znikało za horyzontem. Drzewa nie miały już od dawna liści, a pogoda była coraz chłodniejsza. Delikatne, pomarańczowe pomnienie słoneczne spadały na biurko w naszym Dormitorium, świecąc na moje  notatki na Eliksiry. Ginny siedziała na łóżku i pisała do kogoś sowę. Dziewczyna podskoczyła momentalnie do okna i szepnęła coś sowie, która po chwili szybowała z listem po niebie. Spojrzałam znacząco na przyjaciółkę.
- Coś nie tak? - uniosłam prawą brew.
- N-nie! - krzyknęła czerwieniąc się - Skądże... - powiedziała cicho, zakrywając włosami twarz. Wstałam w hukiem z krzesła.
- Ginevro Weasley! - zaczęłam zdenerwowana - Natychmiast masz mi powiedzieć do kogo był ten list! - groziłam jej.
- Jestem już duża, mamo - powiedziała nerwowo się śmiejąc - Nie musisz mnie kontrolować! -obużyła się.
- Fakt, nie muszę i wcale nie zwracałabym na to uwagi, gdyby nie to, że jest to prawie dziesiąty list dzisiaj! Na dodatek za każdym razem twoje policzki płoną! - mówiłam jej takim tonem, jak Pani Weasley, gdy wysłała Ron'owi wyjca. Czasem zaczynam się siebie bać.
- Znasz zaklęcie na gaśnicę? - zapytała śmiejąc się, ale po tym jak spojrzała na moją wściekłą twarz postanowiła się jednak uspokoić.
- Crucio wystarczy, nie martw się - uśmiechnęłam się do niej i trzasnęłam książką. Rudowłosa schowała się w drugim kącie pokoju i zaczęła czytać książkę. W pewnym momencie do Dormitorium weszła Alex ciągnąc za sobą rozpaczoną Lavender oraz Katie Bell.
- Co się stało? - zapytałam spoglądając na nie.
- Lavender dostała szału, Lavender dostała szału... - nuciła pod nosem Alexandra, sadzając zapłakaną Lav na krześle.
- Lavender? Coś nie tak? - wyjrzała zza książki Ginny.
- On mnie nie widziiii - zawyła przeraźliwie dziewczyna.
- Jak to? Co on zrobił? Co ty zrobiłaś? -  zalewałam rozpaczoną Brown pytaniami. Zakochanie Lavender było już trochę (czyt. bardzo) denerwujące i męczące, ale bardzo interesujące,to fakt.
- Bo ja nie wiem jak się do niego odezwać - pociągnęła nosem.
- To tyle? - zapytała lekko się wahając Gin.
- TO TYLE?! - wrzasnęła, a Weasley'ówna podskoczyła ze strachu.
- Wiedziałam, że tak będzie... - westchnęła Katie, łapiąc się za głowę.
- Mam dość - powiedziałam bardzo wyraźnie, zamykając drzwi na klucz.
- C-co? - zlustrowała mnie wzrokiem Alex.
- Mam dość - powtórzyłam stojąc i głęboko myśląc. Dziewczyny zerkały na siebie.
- To znaczy? - zapytała niepewnie Ginny.
- Musimy cię z nim zeswatać Lav, a jak nie... - westchnęłam - to przysięgam, że rzucę na kogoś Avadę... - mówiłam sięgając po kartkę i pióro.
- Co masz na myśli? On na mnie kompletnie nie zwraca uwagi, Lesie. To się nigdy nie uda - mówiła wydmuchując nos w chusteczkę.
- MERLINIE! Kochasz go czy nie?! - krzyknęłam do niej tak, że słychać mnie było zapewne w całym Hogwarcie.
- T- tak - skuliła się dziewczyna.
- To pozwól, że będziesz robić co ci karzę i nie opowiesz nic więcej w stylu: "on mnie nie.nawidzi, łeee". Okej? - syczałam przeraźliwie, siadając na krześle.
- Dobrze... Zatem, jaki masz pomysł Lesie? - zapytała już całkiem pewnie Ginny.
- A więc tak... - zaczęłam - Jak wiecie zbliża się wypad do Hogsmeade. Mam plan, abyśmy poszły w piątkę, plus bliźniacy, bo rozdzielić się ich niestety nie da. Będziesz miała okazję do rozmowy. Jeśli okaże się, że nie będziesz z nim rozmawiała i uwaga zostanie skierowana na jedną z nas, to wtedy zastosuję mój plan B. - tłumaczyłam rozrysowywując wszystko na kartce.
- Eeee - jęknęła zakłopotana Alex - Tyle, że ja jestem już z kimś umówiona. Obiecałam Akashi'emu, że...
- Co?! No dobrze, będzie nasza czwórka - skreśliłam numerek pięć na kartce.
- Wiesz, przykro mi, ale ja też już z kimś idę - podrapała się po głowie Kate. Znowu wzięłam głęboki wdech i poprawiłam czwórkę na trójkę.
- Lesie... - zaczęła Ginny.
- Nie mów, że ty też! Na Merlina...- poprawiłam trójkę na dwójkę i otoczyłam kółkiem.
- Wydaje mi się, że musimy iść w dwójkę Lav - odłożyłam pióro.
-----------
Nastał piątek. Dzień przed wyjściem moim i Lavender. Zastanawiałam się cały tydzień jak zaprosić chłopaków na wspólny wypad. Bardzo możliwe, że mają kogoś do towarzystwa. Można się tego spodziewać po dwojgu "najzabawniejszych, najprzystojniejszych bliźniakach w całym Hogwarcie, a szczególnie Fred mimo, że mnie nie kocha" (słowa Lavender powtarzane Parę razy dziennie). Niechętnie zaczęłam pisanie listu. 

Cześć Georgie!
Mam dosyć nietypowe pytanie jak na mnie. Macie już z kim pójść do Hogsmeade? Oprócz siebie oczywiście. Odpisz szybko!
Lesie

Zamknęłam list w kopercie i oddałam Felicii. Niedługo potem przyleciała z listem od bliźniaka.

Cześć Lesie!
Mieliśmy inne plany, ale dla naszej najukochańszej Leselie White możemy zrobić wszystko. Nie, nie mamy z kim iść. Czemu pytasz?
GW

GW? Nie wiedziałam, że George się tak podpisuje. Jednak nie wszystko o nich wiem. Wzięłam się za odpisywanie.

George!
Mam pewien plan, ale jeśli zdradzisz go Fred'owi to jestem zdolna do zaklęć niewybaczalnych, więc lepiej trzymaj język za zębami. Pewnie nie wiesz o tym, ale Lavender Brown jest po uszy zakochana w Fredzie. Po chwilowym szoku czytaj dalej... Mam zamysł, żeby ich do siebie zbliżyć i chciałam zabrać ją z wami do Hogsmeade. O reszcie dowiesz się jutro. JEŚLI MU COKOLWIEK POWIESZ TO NIE RĘCZĘ ZA SIEBIE! Nie mam do was zaufania. To jak? Nie masz już i tak wyboru i musisz się zgodzić.
Lesie

Po pewnym czasie otrzymałam kolejny list.

Lesie!
Bardzo ciekawe. Nie mogę doczekać się twojego zakochania i planów, bo masz do tego głowę (chyba, że jesteś bezgłowym Nick'iem). Kochasz moje żarty, prawda? Fred się zgodził. Nie masz co się martwić. Rzucę Avadę pierwszy.  Widzimy się jutro!
GW 

Po przeczytaniu opadłam głośno na łóżko i dostrzegłam kątem oka wzrok Alex i Ginny.
- Też powinnam się zapytać o te listy - powiedziała podejrzliwie.
- Załatwiałam Lavender randkę - zdołałam się jeszcze uśmiechnąć i niedługo potem usnęłam.
-----------------------------------------
Następny dzień jak na jesień był bardzo ciepły, więc Ginny od rana wybierała odpowiednią sukienkę. Postanowiłam powoli zbierać się z łóżka. Spojrzałam na zakłopotaną Alex.
- No tak! Nie mówiłaś mi z kim się umówiłaś! - powiedziałam. Fakt, dziewczyna wspominała, że z kimś idzie, ale nie mówiła z kim. Alexandra momentalnie zrobiła się czerwona.
- Nieważne! - wybiegła szybko z Dormitorium.
- Może ty wiesz? - spojrzałam na Ginevre.
- Od paru dni się tak dziwnie zachowuje...- westchnęła.
- Może ty mi powiesz z kim idziesz? - zapytałam zrezygnowana zachowaniem przyjaciółek, ale ona zachowała się tak samo jak Alex. Powolnym krokiem zmierzałam ku toalecie. Zawsze dużo się różniłam od dziewczyn w Hogwarcie, bo zazwyczaj moje szykowanie się gdziekolwiek zajmowało zaledwie parę minut i nigdy nie przykładałam się do jakiegokolwiek stroju. Po wyjściu z łazienki zastałam rozpaczoną Ginny.
- Jak myślisz? Ten sweter jest ładny? - pytała oglądając się w lustrze.
- Tak... - westchnęłam.
- Może spodoba się Harry'emu... - mruknęła dziewczyna, a ja na te słowa szybko podskoczyłam. 
- Powtórz to co powiedziałaś! - rozkazałam przyjaciółce.
- Może spodoba się Harr... - przerwała zakrywając dłonią twarz - Tylko nie mów, że to usłyszałaś! - mówiła błagalnym tonem. Uśmiechnęłam się szeroko i klasnęłam w dłonie.
- Uznajmy, że nic nie słyszałam - rzuciłam i wyszłam z pośpiechem w poszukiwaniu Lavender. Nie zajęło mi to długo, bo dziewczyna była w swoim Dormitorium i przymierzała stroje. Szybko zwróciła swój rozmarzony wzrok na mnie.
- Udało ci się! - wrzasnęła, a ja lekko podskoczyłam.
- Tak, ale błagam cię! Nie krzycz tak! - powiedziałam, a Lavender z krzyków przeszła do pisków robiąc przy tym także mnóstwo hałasu.
- Nie wiem jak ci dziękować! To będzie taka nasza podwójna randka! Wiesz, ja i Fred, ty i George... - mówiła podekscytowana ledwo łapiąc powietrze.
- Żadna podwójna randka! Ciesz się, że wogóle ci pomagam! - obużyłam się - I lepiej się pospiesz, bo za jakąś godzinę... - spojrzałam na zegar w jej Dormitorium - musimy na nich czekać.
- A czemu nie oni na nas!? - pytała wyraźnie zdenerwowana - Ja też potrzebuję czasu! 
- Zadajesz zbyt dużo pytań... - wzięłam głęboki oddech - Nie chcesz zrobić wrażenia punktualnej? - zapytałam. Zdecydowanie moim ulubionym zajęciem jest droczenie się z zakochaną osobą. Wróżę dla ciebie bardzo ciekawą przyszłość...
- Nie pomyślałam o tym! - krzyknęła z radości.
- Widzimy się za godzinę! -rzuciłam jeszcze jedno spojrzenie i udałam się na śniadanie. W Wielkiej Sali nie było ani jednego Gryfona. Zrozumiałe jest to, że każdy się teraz szykuje i składa spóźnione zaproszenia, ale bez przesady! Usiadłam zdziwiona na ławce i zaczęłam konsumować płatki. Nie mogłam pomagać z pustym żołądkiem! Parę puchonów patrzyło się na mnie jakbym była czymś nadzwyczajnym. Tyle rzeczy przeżyłam, że mało mnie to dziwi. Gdy skończyłam jeść wybrałam się jeszcze do biblioteki, bo zostało mi jeszcze sporo wolnego czasu, a za żadne skarby nie chciałam siedzieć z podatnymi na kłótnie i sprzeczki dziewczynami. Naprawdę ze mną jest coś nie tak... Stanęłam przy jednym z regałów z książkami i zaczęłam czytać ich tytuły.


 Wydawało mi się przez sekundę, że jestem w raju kiedy zobaczyłam mnóstwo starych, poniszczonych podręczników od Transmutacji. Wyciągnęłam rękę, aby sięgnąć upragnioną lekturę, gdy nagle ktoś zakrył mi swoimi ogromnymi dłońmi oczy. Poczułam znajomy zapach, ale nadal nie byłam przekonana do tego kto to mógł być.
- Puść mnie kimkolwiek jesteś! - syknęłam wbijając paznokcie w ręce nieznajomego.
- Ała! - jęknął z bólu chłopak. Nie myliłam się! Był to na moje nieszczęście George. Mój wzrok powędrował znowu na regał, ale nie mogłam odnaleźć tych przeklętych podręczników! Warknęłam ze zdenerwowania i odwróciłam się w stronę rudego bliźniaka, który patrzył na mnie z miną niewinnego mopsa.
- Eh... - głęboko westchnęłam - Co robisz w bibliotece? Ty? Nie spodziewałam się, że spadniesz na taki poziom... - zadrwiłam z chłopaka, a on spiorunował mnie wzrokiem.
- Szukałem ciebie! - odgryzł się.
- A więc słucham - oparłam się o wspomniany wcześniej regał.
- Powiedziałem Fredowi o tym całym wyjściu i nieźle się zdziwił, że TY zapraszasz NAS - zaśmiał się pod nosem.
- Bawi cię to?! - nagle spoważniałam - Ej, to nie ja was zaprosiłam, tylko Lavender!  Nie pamiętasz? - mówiłam lekko oszołomiona.
-  No tak - rzucił krótko.
- Jesteś naprawdę taki tępy, czy tylko udajesz? - spojrzałam na niego wzrokiem Bazyliszka.
- Udaję... - uśmiechnął się szeroko, pokazując wszystkie zęby - chyba
- Ustalmy sobie parę rzeczy - zaczęłam łapiąc się za głowę. Czego ja się spodziewałam przy tych dziecinnych Weasley'ach?  - W całym wyjściu chodzi mi o to, żeby zbliżyć do siebie Lavender i Freda. Jeśli uwaga przejdzie na kogoś z nas, to musimy się siebie pozbyć... - nagle George mi przerwał.
- Nie będę ryzykował życia dla miłości mojego brata! - obużył się, ale najwyraźniej rozbawiony. Spojrzałam się na niego jak na błazna.
- Na chwilę! Powiesz na przykład, że idziesz do toalety lub po kolejne piwo kremowe - trzasnęłam się dłonią w czoło - Coś jeszcze jest niezrozumiałe?
- A czy ma być tam scena pocałunku? - klasnął w dłonie.
- Może ograniczmy się do zwykłego przejścia na "ty". Wszystko jasne? - zapytałam trochę rozbawiona.
- Będę musiał ciebie z kimś ze swatać, wiesz? - szturchnął mnie łokciem w bok.
- To ma być nagroda? - zamurowało mnie. Zapomniałam o tym co z tego George będzie miał.
- Możliwe, możliwe... - droczył się rudzielec. Zerknęłam na zegar. Za piętnaście minut powinnam czekać z Lavender na bliźniaków.
- Muszę już lecieć - powiedziałam szybko.
- Odwalić się? - zapytał niewyraźnie.
- Co? - zapytałam zdziwiona.
- No... - podrapał się po głowie - Zrobić na bóstwo? Uczesać? Jak wy na to mówicie? - mówił zakłopotany. Uśmiechnęłam się sarkastycznie.
- Tak się składa Georgie, że ja jestem już wyszykowana od kąt wstałam - rzuciłam z pogardą i poszłam najszybszym krokiem jakim potrafiłam, aby nie podpaść Lavender. Zapowiada się dzień pełen wrażeń...
---------------------------------

"We keep our love in photograph,
We do it for ourselfs,
There eyes never closing, 
Heart never broken,
Time forever frozen still."
----------------------------------


Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak mi przykro, że nie było tak dawno rozdziału, ale nie miałam kompletnie czasu! Siedziałam po nocach i starałam się coś konkretnego napisać, ale nie zawsze chciałam siedzieć do 3, bo następnego dnia usypiałam na lekcjach. Od 1 lutego mam ferie, także obiecuję, że wszystko nadrobię! :D Szykuję dla was specjalną notkę o trochę innej tematyce! Ale nadal o HP! (tyle że to nie będzie rozdział!) Następny rozdział będzie blisko lutego, a ten specjalny jeszcze w tym miesiącu.
Enjoy!:)

środa, 6 stycznia 2016

Rozdział V "Tęczówki ma po mnie! - powiedziała z dumą"

Następnego dnia obudziłam się dość późno. Pani Pomfrey zajmowała się małym chłopcem, który wpadł rano do jeziora.
- Dzień dobry panienko! - uśmiechnęła się do mnie.
- Dzień Dobry... - mruknęłam - O nie! - wrzasnęłam, a pielęgniarka zadrżała z przerażenia.
- Merlinie, Leselie! Co się stało? - pytała zatroskana.
- Przepraszam, ale... - mówiłam podnosząc się z łóżka - muszę iść. Obiecałam, że obejrzę trening Ginny. - tłumaczyłam się, a Pomfrey zmarszczyła w jednej sekundzie czoło.
- Wykluczone - powiedziała krótko.
- Jak to?! - oburzyłam się.
- Nie puszę cię w takim stanie! Nie myśl sobie. Możesz zachowywać się ciszej? Ollie śpi. - mówiła niezwykle ignoranckim tonem.
- Oj wie Pani jakie to dla mnie ważne! - nie odpuszczałam. Kobieta podeszła do mnie, przyłożyła rękę do czoła, potrząsnęła moimi ramionami i klepnęła mnie lekko w policzek.
- Zdrowa - westchnęła smutno - Możesz iść.
- Dziękuję! - zaczęłam skakać z radości. Wzięłam swoje rzeczy i szybko pobiegłam się przebrać. Spojrzałam na kalendarz. Dzisiaj zaczął się weekend, a ja miałam go przeleżeć w Skrzydle? Nie ma mowy. Ubrałam się w inny strój niż szata szkolna i popędziłam na boisko. Zdyszana dobiegłam spóźniona pięć minut. Spojrzałam się w stronę boiska. Harry właśnie próbował coś przemawiać lecz Ginny, która właśnie mnie zobaczyła pobiegła w moją stronę piszcząc z radości przerwała mu to.
- Lesie! - rzuciła mi się w ramiona.

- Ginny, nie martw się... - uwolniłam się z uścisku - już jest dobrze - uśmiechnęłam się szeroko. Zaraz po niej przytuliła mnie jeszcze na powitanie Cho i Luna, które przyszły za mną. 
- Cześć Lesie, cieszę się, że już wszystko w porządku, ale skupcie się! Musimy wziąć ten trening na poważnie - mówił stanowczo Potter. 
- Okej, to ja może już pójdę - podniosłam lekko kąciki ust i poszłam na trybuny. Weszłam pospiesznie po schodkach, a na miejscu czekała już Hermiona i Alex. 
- Fajnie cię widzieć całą Les - powitała mnie szatynka. Usiadłam obok przyjaciółki i wgapiłam się w latający na boisku tłuczek. Nie dziwię się, że Harry bierze wszystko na poważnie, bo został kapitanem drużyny Gryffindor'u i martwi się, że każdą porażkę weźmie na siebie. Nie dziwię się. Nigdy nie potrafiłam być przewodniczącą czy kierownikiem, ponieważ bałam się tego samego. Podsumowując: boję się wszystkiego. Jakoś już zbytnio się tym nie przejmuję, bo wychodzi też na to, że potrafię, w NIEKTÓRYCH sytuacjach go przełamać. Ocknęłam się z zamysłu i skierowałam głowę w stronę plotkujących gryfonek z krukonkami.
- Czemu z nimi nie ćwiczysz? - zapytałam Gin.
- Trenują teraz tylko Rona, Angelinę i bliźniaków, a ja mam patrzeć - odpowiedziała, a ja znowu wkleiłam wzrok w pustkę.
- Lesie, słyszałaś? - szepnęła do mnie Ginny.
- Co się stało? - powiedziałam cicho do dziewczyn.
- Bo mi się podoba taki jeden ładny gryfon! - wykrzyczała Lavender, a oczy zawodników na miotłach przez chwile patrzyły na nią - Jest taki miły, słodki, i ma takie piękne tęczówki - rozmarzała na głos dziewczyna.
- Te tęczówki ma po mnie! - powiedziała z dumą Ginevra. 
- Przecież masz ich dwóch takich samych - prychnęła Alex.
- Możecie mi powiedzieć o kogo chodzi?! - wtrąciłam im w iście babską rozmowę,
- Ty nie wiesz?! - krzyknęła znowu zakochana.
- Tak się składa, że nie. Przed chwilą to mówiłam! - powiedziałam zdenerwowana.
- A kto jest najładniejszym chłopakiem w szkole? Co?! Zgadnij! - domagała się dalej podekscytowana Lavender.
- Z tych najładniejszych to chyba Hagrid - powiedziałam beznamiętnie.
- Uueee! - jęknęła z odrazą, a ja zaczęłam się cicho śmiać.
- No powiedz jej wreszcie... - mruknęła widocznie znudzona Hermiona.
- Freddieee - przeciągnęła "słodko".
- Fred? - powiedziałam zbierając szczękę z podłogi - Fred Weasley?
- Zazdrościsz?! - rzuciła się na mnie ze spojrzeniem bazyliszka.
- Nie! - krzyknęłam.
- Lav, uspokój się - chwyciła ją za ramię Cho, a dziewczyna tylko syknęła i usiadła spokojniej. Hermiona z Alex zaczęły się głośno śmiać z naszej "kłótni". Było to tak zaraźliwe, że zaraz cała nasza nasza szóstka wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Fakt, byłam zaskoczona zakochaniem Lavender, ale to nie znaczy, że jestem zazdrosna! Teraz tylko jak wytłumaczyć to zakochanej po uszy dziewczynie? Nie da się! Niech mówi co chce, bo ja nie mam z tym nic wspólnego! Nawet nie mam zamiaru. Jak mogłabym być zazdrosna o osobę, która cały czas zatruwa mi życie, a ja się na to godzę? To tylko Brown. Po niej można spodziewać się wszystkiego.

------------------------------------------
Siedziałam sama w pokoju wspólnym, a z resztą tak myślałam. W głowie siedziały mi nadal słowa Snape'a. Czyżby jeden z najstraszniejszych nauczycieli w szkole się bał? Bo na to wychodzi. Nie możliwe jest to, żeby mnie najzwyczajniej w świecie nienawidził. Skuliłam się i wpatrzyłam w płomienie ognia. Czy to prawda, że on powrócił? Najpotężniejszy czarodziej w całym magicznym świecie? Przypomniało mi się o Harry'm, bo wydaje mi się, że powinien o tym wiedzieć, a ja nie chcę w sobie wszystkiego dusić. Odwróciłam się. Harry akurat siedział przy stoliku i czytał Proroka Codziennego. Momentalnie wstałam i usiadłam naprzeciwko chłopaka. Popatrzył się na mnie.
- Lesie? Co jest? - zapytał lekko zdziwiony.

- Musimy pogadać - stwierdziłam głęboko wzdychając. Potter złożył gazetę na pół i odłożył obok.
- To chyba coś poważniejszego - nerwowo się uśmiechnął.
- Bardzo - rozejrzałam się. Została w pokoju tylko mała dziewczynka z pierwszego roku - Posłuchaj mnie teraz uważnie - poprosiłam, a Harry zrobił skupioną minę - Podsłuchałam rozmowę Dumbledore'a ze Snape'm. Usłyszałam za dużo i wiem coś o czym powinieneś wiedzieć, bo w pewnym stopniu cię dotyczy - trzymałam go w napięciu, ale nadal mnie słuchał.
- Mam czas - uśmiechnął się, a ja spuściłam głowę.
- On wrócił Harry - szepnęłam, a on zaniemówił.
- Snape boi się naszej obecności w szkole. Chciał się nas pozbyć - mówiłam drżącym głosem.
- J-jak to? - zająknął się chłopak- Nie teraz, gdy wszystko zaczyna się układać! - wyrzucił przerażony i zdenerwowany.
- Wręcz przeciwnie Harry. Wszystko zaczęło się psuć - stwierdziłam podnosząc głowę, aby zobaczyć jego minę, ale on także ją spuścił.
- Może to zostać pomiędzy nami? Nie chciałbym, żeby cały Hogwart tym oddychał - mówił ciężko.
- Jasne! Dostałoby mi się za podsłuchiwanie - powiedziałam ponuro się uśmiechając.
- Muszę pomyśleć Les - powiedział wstając bezszelestnie z krzesła - Widzimy się rano - mruknął.
- Harry! - krzyknęłam do niego.
- Tak? - odwrócił się.
- Przepraszam, ja nie chciałam, żebyś był smutny... nie powinnam ci tego w ogóle mówić - powiedziałam załamana.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że mi to powiedziałaś, naprawdę. Rzecz w tym, że chyba nikt nie byłby szczęśliwy - uśmiechnął się znowu i poszedł schodami do Dormitorium. No cóż. Nie ma lepszego sposobu na poprawienie sobie dni , niż rozwalenie momentalnie życia innej osobie Lesie, co nie?

I'm not so pretty,
and popular,
but i have feelings,
and im crying now.

-------------------------------
Przepraszam, że nie było dosyć dawno ( jak na mnie :3) ale zaczęła mi się szkoła i nadrabiane, bo nie było mnie dużo przed świętami. Dziękuję za te wszystkie komentarze ostatnio! Motywacja rośnie! <3
Niestety znowu powracam do smutnej tematyki... Niestety ostatnio mam stan bardzo... depresyjny? (chyba przesadziłam) smutny? I uczucia mocno przelewam na Lesie. Rodział jest nudny i bez weny, bo musiałam zrobić jakieś dopełnienie do dalszej akcji. Przepraszam i czekajcie na następny! :) 


sobota, 2 stycznia 2016

Rozdział IV "Cześć śliczna!"

Nadal, mimo mojego załamania bardzo chciałam porozmawiać z Dumbledore’m.
Być może okazałoby się, że jest jedyną osobą, z którą mogłabym porozmawiać bez obaw. Wytarłam szybko łzy, poprawiłam włosy i zapukałam lekko w drzwi. 
- Proszę - drzwi lekko się uchyliły - O, Panna White! Wejdź - powitał mnie dyrektor.
- Chciał mnie Pan widzieć - powiedziałam smutno.
- Tak, siadaj - wskazał mi drewniane krzesło, po czym spełniłam jego polecenie - Nie miałaś przyjść do mnie jak poczujesz się lepiej? 
- Miałam, ale uznałam, że rozmowa z mi w jakimś stopniu pomoże - wlepiłam wzrok w okno.
- Dobrze... - dyrektor zamyślił się, a zza połówek okularów oczy zaświeciły mu się smutno. 
- O czym chciał mi Pan powiedzieć? - zapytałam zaczynając rozmowę.
- Nie chciałem ci tego nigdy mówić Lesie... tak jak każdemu innemu uczniowi w Hogwarcie, Jesteś w niebezpieczeństwie. Widziałem twój znak na ręce. To nie może wróżyć nic dobrego. Czy wiesz może kto wrócił? Kto chciałby cię szukać? - zapytał spokojnym, smutnym oraz zmartwionym tonem.
- Nie... - opuściłam głowę - Znaczy się... chyba nie.
- To znaczy? Potrzebujemy choćby najmniejszych powodów - mówił dyrektor spoglądając czasem na pogodę za oknem.
- Śmierciożercy. Oni zabili moich rodziców! - uniosłam się lekko - A teraz pewnie szukają mnie! Boję się - szepnęłam
- Fakt, to może być powód... - nie dokończył, bo szybko mu przerwałam.
- Profesorze?!
- Tak? 
- Czy to prawda... - ściszyłam głos - Czy to prawda, że on wrócił? - Dumbledore w jednej sekundzie osłupiał. Spuścił lekko głowę i głęboko zamyślił. Jego wargi delikatnie drgały, a oczy znów błyszczały. 
- Niestety tak. - odparł bardzo smutnie. Czyli jednak. Czyli jednak wszystko będzie teraz inne. Voldemort może powrócić w każdej chwili. Na dodatek ma teraz zapewne większy wpływ na Śmierciożerców. Braknie mi sił. Czasem mam ochotę dać się złapać i zakończyć ten cały strach, zapomnieć o wszystkim, zobaczyć rodziców... ale jednak chcę walczyć. Chciałabym pomścić moich rodziców, pokazać im, że nie jestem słaba, że ja - córka White'sów będę potrafiła przezwyciężyć śmierć. Pokażę im, że potrafię zadbać o własne jutro. Chciałabym ich zobaczyć, lecz nie mogę zapomnieć, że czeka mnie to na końcu drogi. Myśli te napoiły mnie w dobre myśli i chęci do życia. 
- Nie mogę się bać - powiedziałam stanowczo, co lekko zadziwiło dyrektora.
- Jednak musisz uważać Leselie. Nie będę ci zabraniał robić wszystkiego, co może być podejrzane,bo chcę, abyś żyła jak najnormalniej. Zdajesz się teraz na własne sumienie. Staraj nie zadawać się z ludźmi, którzy mogą wydawać się fałszywi - mówił tak, jakby opowiadał mi jakąś historię. Profesor potrafi być naprawdę zaskakujący.
- Bardzo dziękuję za rozmowę, ale jednak muszę już iść - uśmiechnęłam się ciepło - Bardzo mi Profesor pomógł, dziękuję jeszcze raz - powiedziałam i wsunęłam krzesło.
- Jeśli kiedyś będziesz potrzebowała pomocy to mów Leselie! Pukaj do mnie śmiało! - odwzajemnił uśmiech, a ja wyszłam. 
- Gabinet cudów - parsknęłam śmiechem pod nosem i wróciłam z powrotem do łóżka.
- Dziecko! Gdzie ty się podziewałaś?! - wpadła wystraszona Pani Pomfrey.
- Musiałam porozmawiać z Profesorem Dumbledore - oznajmiłam kładąc się.
- Przyjmij te lekarstwo, pomoże ci - podała mi jakiś płyn - to na uspokojenie. Dobranoc! I już więcej mi nigdzie nie chodź! - krzyknęła zatroskana i wyszła, czyli cała Pomfrey. Poprawiłam poduszkę i wygodnie się położyłam, gdy na moje nieszczęście sowa zapukała w okno. 
- Felicia! - rzuciłam się do okna i wpuściłam puchacza. Trzymała w dziobie list, który po kilku sekundach znajdował się moich dłoniach. Za żadne skarby nie wiedziałam kto kto może być.
Otworzyłam list i wyjęłam zawartość.

Spotkajmy się zaraz w Pokoju Źyczeń. Bardzo pilne!
Fred
Strasznie się zdziwiłam. Od kiedy Fred czegoś ode mnie chce? Od kiedy do mnie pisze? Ciekawość mnie zżerała, więc postanowiłam pójść, lecz najpierw zrobiłam z poduszek atrapę mnie. Cicho pobiegłam unikając nauczycieli do Pokoju Życzeń. Pojawił się jako przytulny, mały salon z kominkiem i kanapą. Kręcił się już tam Freddie, który nie mógł ustać w miejscu.
- Jesteś! Myślałem, że nie przyjdziesz! - prawie przytulił mnie chłopak.
- Szczerze to ja też. Mów mi natychmiast po co tu mnie wołasz! - uniosłam głos
- Chodzi o Georga. - wyglądał na bardzo zdenerwowanego i zmartwionego.
- Co się stało?! - teraz ja zaczęłam się denerwować widząc minę bliźniaka.
- Bo widzisz... wczoraj odwalił jakiś numer tym z Durmstrang'u i oni się na nim na pewno zemścili! Słyszałem jak mówili, że zamknęli go gdzieś, ale nie chcą nic powiedzieć! Siedzi tam z pół dnia, a ja go szukam! Pomóż, błagam! - prosił Weasley
- Nie wiedziałam, że zniżysz się do tego poziomu Fred - zaśmiałam się - Pomogę ci, ale... czemu akurat ja?
- Byłaś pierwszą osobą, o której pomyślałem, okej? - przyznał zrezygnowany.
- Czemu masz taką minę, co? - zapytałam uśmiechając się - Żałujesz?
- Dobra Les, ja nie żartuję! Martwię się o niego! Lepiej chodźmy.
- Gdzie? - zapytałam zbita z tropu.
- SZUKAĆ GO, A GDZIE?! - ryknął zdenerwowany.
- Mam lepszy pomysł młotku - szepnęłam - To ci, którzy mieszkają u nas w Pokoju Wspólnym go zamknęli?
- Tak, chyba tak - odpowiedział spokojniej.
- Mam plan. Schowasz się na schodach do Dormitorium i będziesz wszystko słyszał. Pogadam trochę z tymi idiotami. - uśmiechnęłam się szyderczo i puściłam znaczące oko - Chodź! - pociągnęłam go za sobą, ku obrazowi Grubej Damy.
- Czyli tak jak mówiłam...
- Rozumiem - przerwał mi Fred i wszedł do Pokoju Wspólnego. Odczekałam minutę i weszłam po nim. Rozejrzałam się. Sprawcy siedzieli wygodnie na kanapach, śmiali się i grali w jakieś ich narodowe gry. Mniejsza. Usiadłam na kanapie obok nich.
- Cześć chłopcy - powiedziałam słodko trzepocząc rzęsami.
- Cześć prześliczna! - puścił mi oko jakiś chłopak.
- Słyszałam, że zamknęliście gdzieś tego powalonego Weasley'a! - powiedziałam złośliwie chichocząc.
- Tak, siedzi teraz w schowku na miotły - ryknął śmiechem kolejny.
- Rzuciliśmy tam zaklęcie wyciszające, żeby jego idiotyczny brat Fredzio go nie znalazł - powiedział następny, a ja usłyszałam cichy pisk złości Freda.
- Pewnie siedzi tam już pół dnia! - śmiałam się razem z nimi,
- A żebyś wiedziała! - krzyczeli.
- Dobra, ja lecę. Mam imprezę u puchonów - uśmiechnęłam się słodko i wyfrunęłam z Pokoju Wspólnego z prędkością lecącej sowy. Chwile później wyszedł Fred.
- Łał... - jęknął.
- Zatkało? - szturchnęłam go śmiejąc się, a ten zrobił obrażoną minę.
- Mogłaś powstrzymać się od tych wyzwisk... - burknął.
- Chciałeś, żebym znalazła ci brata? To lepiej nie udzielaj mi teraz rad dotyczących mojego aktorstwa! - zagroziłam mu - Przynajmniej już wiemy gdzie jest.
- Schowek na miotły jest tu od groma! - mówił zmartwiony. Podrapałam się po głowie.
- Czy schowki na miotły są na Mapie Huncwotów? - zapytałam, a Freddie podskoczył.
- Jesteś genialna!- przytulił mnie bliźniak.
- Puszczaj! - śmiałam się - A teraz idź wykraść ją Harry'emu! - poleciłam mu, a on pobiegł szybko do Dormitorium. Po trzech minutach był z powrotem z Mapą.
- Tak szybko? - zapytałam.
- Harry dawno już chrapie, a Mapę zostawia zawsze na szafce, więc nie było to takie trudne - Powiedział przyglądając się mapie - Mam! - krzyknął wskazując miejsce, na którym widniał napis: "George Weasley". Poszliśmy w stronę celu.
- Ej Lesie, co się stało, że masz zabandażowaną rękę? - zapytał.
- Zemdlałam i obiłam rękę upadając - skłamałam szybko.
- Jesteś w Skrzydle Szpitalnym?
- Aktualnie nie, ale uciekłam specjalnie dla ciebie - uśmiechnęłam się.
- Ale już okej? - powiedział zatrzymując się przy schowku.
- Tak. - wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam w zamek - Alohomora! - krzyknęłam, a drzwi od schowka otwarły się.
- Georg'ie! - rzucił się na siedzącego w kącie brata.
- W KOŃCU MNIE ZNALAZŁEŚ! - krzyczał na niego George - I to na dodatek nie sam... - westchnął głęboko.

- To ja już wrócę do siebie - uśmiechnęłam się lekko.
- Dzięki Lesie. Jesteś najlepsza! - powiedział Fred odwzajemniając uśmiech.
Wróciłam zmęczona do łóżka w Skrzydle. Opadłam na nie z hukiem i niedługo później zasnęłam. Przyjaciele są najlepszym lekarstwem na ból, na strach oraz receptą na szczęście. Dałabym za nich wszystko, przysięgam!

"Przyjażń potępia w chwi­lach trud­nych, nie od­po­wiada
 zim­nym ro­zumo­waniem: gdy­byś postąpił w ten
 czy tam­ten sposób... Ot­wiera sze­roko ra­miona
 i mówi: nie pragnę wie­dzieć, nie oce­niam, tu­taj jest
 ser­ce, gdzie możesz spocząć."

------------------------------------------------
Bardzo dziękuję za przeczytanie i jak zwykle komentujcie! Myślę, że rozdział jest przyjemniejszy i 
lepszy od ostatnich o ciągłym strachu itp.