Od tamtej pory Codie nie wydusił z siebie żadnego słowa na temat swojej matki. Nie chciałam zaczynać nawet tego tematu, bo widziałam jego przemęczone, czerwone oczy. Nie mógł spać po nocach i chodził mocno przybity. Tego dnia było tak samo, mimo że miało odbyć się pierwsze zadanie Turnieju. Szłam z Cod'em do namiotu, gdzie miał się dowiedzieć o pierwszym zadaniu. Trzymał w ręku butelkę wody, którą nerwowo pił oraz na głowie miał założony kaptur. Spojrzałam na niego kątem oka i wsadziłam dłonie do kieszeni.
- Martwię się o ciebie... - westchnęłam, skulając głowę w szalik. Chłopak upił kolejny łyk płynu, nie zwracając na mnie uwagi i szedł dalej. Wypuściłam głośno powietrze nosem - Dasz sobie radę? - spytałam tym razem patrząc na niego w całości. Zakręcił korek pustej już butelki i rzucił ją za siebie - Najwyżej umrę - powiedział obojętnie. W tym momencie coś we mnie pękło. Zalała mnie natychmiastowo nawałnica myśli, złych myśli. Znów doprowadziłam do tego, że mówi o śmierci! To nie działa na niego dobrze, nie teraz, gdy nadal nie wiem co jest z jego matką! Leselie, uspokój się, panuj nad sobą! Codie musi dać radę, a nawet musi, wierzysz w niego! Resztę drogi przebyliśmy w krępującym milczeniu, które dawało sporo do myślenia. Doszliśmy do namiotu i weszliśmy do środka. Ukazało się przed nami przytulne miejsce z pełną ilością wody mineralnej, na którą Cod patrzył z wielką chęcią. Rozejrzał się w poszukiwaniu pozostałych zawodników, a ja oddaliłam się od niego na kilka kroków i usiadłam na drewnianej ławce, a zaraz obok mnie pojawiła się znana mi już wcześniej reprezentantka Beauxbatons.
- Cześć, Lizzy! - pomachała mi przed oczami Ursule.
- Leselie, jestem Leselie - poprawiłam ją zakładając rękawiczki.
- Mniejsza! - machnęła ręką - Nie mam pamięci do imion... -szepnęła łobuzersko.
- Jak tam? - spojrzałam jej w oczy - Nie stresujesz się? - spytałam troskliwie, a Francuzka parsknęła śmiechem.
- Stres to nie moja bajka - uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie jesteś jak inne dziewczyny z twojej szkoły... - stwierdziłam, opierając głowę o prawe ramię.
- Nie tylko ty mi to mówisz! - mrugnęła do mnie - Wody? - zapytała wyjmując butelkę z torby.
- Nie, dzięki - odmówiłam grzecznie, wstałam i otrzepałam się.
- Będę już lecieć... - podrapałam się po głowie, a Ursule machnęła mi ręką i poszła w głąb namiotu. Rozejrzałam się za krukonem, lecz zniknął gdzieś i moje poszukiwania poszły na marne. Zwróciłam się w stronę wyjścia i westchnęłam głęboko. Odsłoniłam materiał uchylając wyjście, gdy poczułam nagle czyjąś dłoń na swojej. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam twarz Codie'go. Uniosłam brwi i czekałam na dalszy obrót akcji. Przymrużył lekko oczy i zwęził usta.
- Przepraszam - powiedział cicho i przycisnął moje palce. Otwarłam lekko ze zdziwienia usta i posłałam mu pytające spojrzenie. Nie wiedziałam co się dzieje. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odszedł puszczając mnie i zostawiając przy wyjściu. Otrząsnęłam się i z lekkim, mimowolnym uśmiechem wyszłam z namiotu i poszłam na trybuny.
- Martwię się o ciebie... - westchnęłam, skulając głowę w szalik. Chłopak upił kolejny łyk płynu, nie zwracając na mnie uwagi i szedł dalej. Wypuściłam głośno powietrze nosem - Dasz sobie radę? - spytałam tym razem patrząc na niego w całości. Zakręcił korek pustej już butelki i rzucił ją za siebie - Najwyżej umrę - powiedział obojętnie. W tym momencie coś we mnie pękło. Zalała mnie natychmiastowo nawałnica myśli, złych myśli. Znów doprowadziłam do tego, że mówi o śmierci! To nie działa na niego dobrze, nie teraz, gdy nadal nie wiem co jest z jego matką! Leselie, uspokój się, panuj nad sobą! Codie musi dać radę, a nawet musi, wierzysz w niego! Resztę drogi przebyliśmy w krępującym milczeniu, które dawało sporo do myślenia. Doszliśmy do namiotu i weszliśmy do środka. Ukazało się przed nami przytulne miejsce z pełną ilością wody mineralnej, na którą Cod patrzył z wielką chęcią. Rozejrzał się w poszukiwaniu pozostałych zawodników, a ja oddaliłam się od niego na kilka kroków i usiadłam na drewnianej ławce, a zaraz obok mnie pojawiła się znana mi już wcześniej reprezentantka Beauxbatons.
- Cześć, Lizzy! - pomachała mi przed oczami Ursule.
- Leselie, jestem Leselie - poprawiłam ją zakładając rękawiczki.
- Mniejsza! - machnęła ręką - Nie mam pamięci do imion... -szepnęła łobuzersko.
- Jak tam? - spojrzałam jej w oczy - Nie stresujesz się? - spytałam troskliwie, a Francuzka parsknęła śmiechem.
- Stres to nie moja bajka - uśmiechnęła się pod nosem.
- Nie jesteś jak inne dziewczyny z twojej szkoły... - stwierdziłam, opierając głowę o prawe ramię.
- Nie tylko ty mi to mówisz! - mrugnęła do mnie - Wody? - zapytała wyjmując butelkę z torby.
- Nie, dzięki - odmówiłam grzecznie, wstałam i otrzepałam się.
- Będę już lecieć... - podrapałam się po głowie, a Ursule machnęła mi ręką i poszła w głąb namiotu. Rozejrzałam się za krukonem, lecz zniknął gdzieś i moje poszukiwania poszły na marne. Zwróciłam się w stronę wyjścia i westchnęłam głęboko. Odsłoniłam materiał uchylając wyjście, gdy poczułam nagle czyjąś dłoń na swojej. Obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam twarz Codie'go. Uniosłam brwi i czekałam na dalszy obrót akcji. Przymrużył lekko oczy i zwęził usta.
- Przepraszam - powiedział cicho i przycisnął moje palce. Otwarłam lekko ze zdziwienia usta i posłałam mu pytające spojrzenie. Nie wiedziałam co się dzieje. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, odszedł puszczając mnie i zostawiając przy wyjściu. Otrząsnęłam się i z lekkim, mimowolnym uśmiechem wyszłam z namiotu i poszłam na trybuny.
-*-
- Złoty Japoński! - usłyszałem wyjmując z woreczka miniaturowego, żywego smoka. Poczułem jak chodzi po mojej dłoni i bacznie się mi przygląda. ale nagle zabrano mi go i zakończono losowanie. Tak, smoki były pierwszym zadaniem, a dokładniej pokonanie ich. Musieliśmy zabrać im smocze, złote jajo, które jest podpowiedzią do następnego zadania. Rozejrzałem się. Zobaczyłem Ursule, która niecierpliwiła się i chodziła w kółko, a obok Krum'a, który jak zwykle trzymał kamienną twarz niezależnie od sytuacji. Wyjrzałem na trybuny, na których siedziała już Lesie. Zbierało się coraz więcej uczniów. Czekali oni tylko na rozrywkę, a tak naprawdę między nami toczy się walka na śmierć i życie. Przesadzam? Nie, ponieważ znam wartość słowa "życie" i "śmierć", aż za bardzo. Cały czas myślałem tylko o niej. Tak bardzo mi jej brakuje... Była jedynym oparciem i jako jedyna potrafiła wysłuchać. Jest jeszcze Leselie, ale nie ufam jej do końca. Co ja takiego narobiłem?! Wplątałem w swoje troski pierwszą lepszą dziewczynę! Znamy się ledwo miesiąc, a wiemy o sobie zbyt dużo, lecz ona sprawia, że moje myśli się plączą. Nie potrafię być na nią zły, a jak widzę, gdy jest smutna, to chciałbym jej pomóc. Nigdy nie wiem, co ona może myśleć, jaka jest naprawdę i czy nie jest fałszywa. Jesteś za bardzo naiwny, Cod. Rzuciłem kamieniem w dal i wróciłem do namiotu. Zabrałem ze stołu różdżkę i obejrzałem ją dookoła. Następnie upiłem łyk wody gazowanej i założyłem na głowę kaptur, dając porwać się myślom.
-**-
- Złoty Japoński! - usłyszałem wyjmując z woreczka miniaturowego, żywego smoka. Poczułem jak chodzi po mojej dłoni i bacznie się mi przygląda. ale nagle zabrano mi go i zakończono losowanie. Tak, smoki były pierwszym zadaniem, a dokładniej pokonanie ich. Musieliśmy zabrać im smocze, złote jajo, które jest podpowiedzią do następnego zadania. Rozejrzałem się. Zobaczyłem Ursule, która niecierpliwiła się i chodziła w kółko, a obok Krum'a, który jak zwykle trzymał kamienną twarz niezależnie od sytuacji. Wyjrzałem na trybuny, na których siedziała już Lesie. Zbierało się coraz więcej uczniów. Czekali oni tylko na rozrywkę, a tak naprawdę między nami toczy się walka na śmierć i życie. Przesadzam? Nie, ponieważ znam wartość słowa "życie" i "śmierć", aż za bardzo. Cały czas myślałem tylko o niej. Tak bardzo mi jej brakuje... Była jedynym oparciem i jako jedyna potrafiła wysłuchać. Jest jeszcze Leselie, ale nie ufam jej do końca. Co ja takiego narobiłem?! Wplątałem w swoje troski pierwszą lepszą dziewczynę! Znamy się ledwo miesiąc, a wiemy o sobie zbyt dużo, lecz ona sprawia, że moje myśli się plączą. Nie potrafię być na nią zły, a jak widzę, gdy jest smutna, to chciałbym jej pomóc. Nigdy nie wiem, co ona może myśleć, jaka jest naprawdę i czy nie jest fałszywa. Jesteś za bardzo naiwny, Cod. Rzuciłem kamieniem w dal i wróciłem do namiotu. Zabrałem ze stołu różdżkę i obejrzałem ją dookoła. Następnie upiłem łyk wody gazowanej i założyłem na głowę kaptur, dając porwać się myślom.
-**-
Położyłam zmarznięte dłonie na jednej z drewnianych barier. Chłód malował mi coraz wyraźniejsze, czerwone rumieńce, a stopy zaczęły robić się lodowate. Kątem oka zauważyłam wchodzącą Ginny, która trzymała za sobą zaciśnięte kciuki. Stanęła obok mnie mówiąc krótkie "cześć". Najwyraźniej dziewczyna źle czuła się z wiadomością startowania Harry'ego i ja sama nie chciałabym do tego dopuścić, a grono nauczycielskie uważam za nienormalne. Nie za dużo kłopotów jak na tak młodego chłopaka? Mało? Mam ochotę wybuchnąć ze złości i zapłonąć niczym ognisko. Przesadzam... W mgnieniu oka ktoś ogłosił rozpoczęcie Turnieju Trójmagicznego i wyrządził albo krótkie przemówienie, albo ja przysnęłam zamyślając się. Zacisnęłam oczy i nie chciałam patrzeć na wpuszczanego smoka. Słysząc słowa "Bonette Michelle Ursule, łuskacz portugalski" otworzyłam odruchowo powieki z prędkością światła. Wszystko działo się za szybko! Dziewczyna żartobliwie ukłoniła się przed smokiem i ściskając różdżkę pobiegła ukryć się tymczasowo za skałą. Przyjrzała się bardzjej polu walki. Podziwiałam ją, bo potrafiła zachować spokój, a sama walka sprawiała jej przyjemność. Może to brzmi trochę nienormalnie, ale tak było. Wychyliła się lekko i ujrzała jajo, którego szukała. Wybiegła w ekspresowym tempie z kryjówki biegnąc szalenie przed siebie. Nagle zatrzymał ją wielki, gorący strumień ognia, który wydobywał się z nienawistej twarzy łuskacza. Odskoczyła daleko, jednak wybuch spowodował lekkie rany na nogach i dziewczyna biegła zdecydowanie wolniej, ale nie poddawała się. Próbowała obejść wroga z drugiej strony, ale zaraz dookoła niej pojawiła się żażąca bariera. Widziałam na jej twarzy, że zaczął malować się strach i bezsilność, bo co miała w tym momencie zrobić? O jeden mały krok za dużo, a zamieniłaby się w proch.
- Nie poddawaj się! - słyszano okrzyki pełne nadzieji. W pewnym momencie Ursule rzuciła pierwsze zaklęcie, które zalało barierę, a błyski z jej różdżki oddalały momentalnie smoka na większą odległość. Odzyskała pewność siebie. Krzyczała kolejne zaklęcia, odbijając ataki przeciwnika. Nagle jej różdżka upadła, a krwisto-czerwony ogień zalał ją od tyłu, tworząc bolące rany na jej plecach. Upadła. Zadrżałam z przerażenia.
- Nie poddawaj się! - słyszano okrzyki pełne nadzieji. W pewnym momencie Ursule rzuciła pierwsze zaklęcie, które zalało barierę, a błyski z jej różdżki oddalały momentalnie smoka na większą odległość. Odzyskała pewność siebie. Krzyczała kolejne zaklęcia, odbijając ataki przeciwnika. Nagle jej różdżka upadła, a krwisto-czerwony ogień zalał ją od tyłu, tworząc bolące rany na jej plecach. Upadła. Zadrżałam z przerażenia.
- Dasz radę, dasz radę, dasz radę... - mówiłam sobie w myślach. Wszędzie słyszano motywujące krzyki, a pani Pomfrey złapała się z a głowę widząc jak dziewczyna cierpi. Ursuli poleciało kilka samowolnych łez, ale nie poddawała się. Sturlała się na drugi koniec skały i odzyskała różdżkę. Od smoczego jaja dzielił ją tylko metr. Smok odleciał dalej, a dziewczyna miała coraz większe szanse na wygranie z nim walki. Skoczyła ostatkami sił, unikając ostatniego ataku, i złapała zakrwawioną, poranioną dłonią za jajo i wygrywając tym z łuskaczem portugalskim. Uniosła je lekko do góry, słabo się uśmiechając. Dookoła rozniosły się wiwaty i oklaski. Z pomocą kilku opiekunów Bonette zeszła do namiotu, a osłabionegk smoka zamknięto z powrotem do klatki. Odetchnęłam z ulgą. Nadal nie potrafiłam pozbierać myśli. Czekały mnie kolejne obawy, ponieważ jego kolej zbliżała się wielkimi krokami. Martwię się.
-***-
Witam w pierwszej części trzynastego rozdziału :) Za dużo miałam w tym tygodniu na głowie, żeby napisać całość, ale myślę, że efekt jest całkiem zadowalający. Pierwsze zadanie i pierwsza narracja Cod'em. Szczerzę mówiąc, to bardzo się poświęciłam tej części, bo pisałam ją w połowie na telefonie schowana pomiędzy regałami w bibliotece, ale ciii xd Mam nadzieję, że się podoba :3
Komentujcie!
Komentujcie!
Opis turnieju fantastyczny, strasznie podoba mi się moment w którym ,,wcielasz" się w postać Cody'ego podoba mi się aż do tego stopnia że chce takich więcej <3 Jestem ciekawa jak dalej potoczą się losy Ursule po tych obrażeniach ..a następna misja bodajże w wodzie, ...ała..chyba nie będzie to najprzyjemniejsze zadanie..no dobra przyznajmy szczerze Turniej Trójmagiczny nie jest trudno wygrać..jest bardzo trudno go wygrać także czekam na kolejny rozdział <3
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję i dzięjuję ♡ Ursule napewno da sobie radę, a wcielanie się w Codie'go sprawiało mi przyjemność ^^ Zanim nastąpi misja w wodzie, to czeka ich Bal cnie? B) Nie obmyślałam do końca całego przebiegu Turnieju, także nie wiem kto wygra, a to zatrzymam w tajemnicy :3 Kc ♡♡
Usuń- nie mg zalogować się na telefonie na Persley07 XD -
Rozdział w pełni mnie usatysfakcjonował ^^
OdpowiedzUsuńOpis zmagań Ursule, wielce pozytywny. Chociaż z tego, co czytałam nie obejdzie się bez poważnego uszczerbku na zdrowiu dziewczyny, bo w końcu przywęglenie to nic dobrego.
Szkoda mi Codi'ego. Śmierć matki musiała nim wstrząsnąć, ale sądzę, że towarzystwo Leslie, nieco pozwoli mu się z tym oswoić... w jakiś sposób.
Pozdrawiam i życzę weny ;*
Faktycznie nie będzie z nią za dobrze, ale na pewno z tego wyjdzie :) Miejmy taką nadzieję, że Lesie pomoże Codie'mu, ale ja nic nie mogę zdradzać :3 Ja także pozdrawiam :**
Usuń